czwartek, 29 maja 2014

Rozdział VIII

Następnego dnia po wizycie u cioci Elena nie czuła się dobrze. Nie miała ochoty na śniadanie i całe przedpołudnie leżała w łóżku, gapiąc się w świetlik nad swoją głową, a konkretnie obserwując spywające po szybie krople deszczu.
Była zawiedziona postawą cioci. Nie poświęciła jej ona ani minuty na rozmowę. Alarick wydawał się sympatycznym mężczyzną, jednak kiedy tylko podszedł do niej, aby porozmawiać, Jenna zaraz odciągnęła go do swoich koleżanek. Jakby Elena była zarażona jakąś nieuleczalną chorobą.
Czuła się naprawdę niepotrzebna nikomu. Tak naprawdę jedyną osobą, która zwracała na nią uwagę w Waszyngtonie, był Damon - obłędnie przystojny zabójca własnego ojca.
Kiedy usłyszała melodię dzwonka własnego telefonu,  wiedziała, kto dzwoni. Caroline dobijała się do niej od poprzedniego wieczora.
- Halo? - westchnęła Elena do aparatu.
- Dziewczyno, myślałam, że umarłaś! - zawołała Caro po drugiej stronie linii.
Jej, co za ironia.
- No co ty, po prostu spałam - odparła Elena. - Wczoraj byłam na kolacji u cioci.
- Jasne - mruknęła Caroline.
Elena zorientowała się, że przyjaciółka coś podejrzewa. Wywróciła oczami i odetchnęła głęboko.
- Nic mnie nie łączy z Damonem - wyjaśniła pospiesznie, włączając przy tym tryb głośnomówiący, żeby móc wygodniej ułożyć się na łóżku.
- Oczywiście - kontynuowała Caroline ironicznym tonem. - Po prostu wczoraj poszłaś z nim bez wyjaśnień, chciał pobić Klausa... coś was musi łączyć.
Elena westchnęła cicho.
- Musisz wiedzieć, prawda? - spytała,  uśmiechając się lekko pod nosem.
- Tak! - zawołała Caro z entuzjazmem. - Całowałaś się z nim? Muszę przyznać, że gorąca z niego sztuka...
- Caroline!  - zaśmiała się Elena. - Wiem, że jest przystojny. Ale nie całowaliśmy się! Znaczy... tak jakby.
- Coo? - Elena wyobrażała sobie, jak niebieskie oczy Caroline rozszerzają się w przypływie zdumienia.
- Uratował mnie tego dnia, kiedy zemdlałam - wyjaśniła.
- Metodą usta - usta? Jakie to romant...
- Prawie umarłam! - zawołała Elena. - To nie było ani trochę romantyczne.
Elena obserwowała w dalszym ciągu kropelki deszczu na szybie w dachu. A może się myliła? Może jednak wtedy coś między nimi zaiskrzyło? Uśmiechnęła się na tę myśl.
- Daj spokój, warto było przez chwilę umierać! - zagruchała Caroline. - Może ja wytnę taki numer? I zostanę ocalona przez mojego wilczego księcia... - rozmarzyła się. - Ale dość twojego gadania.
Elena mimowolnie się zaśmiała. Przecież powiedziała zaledwie kilka słów!
- Chciałam wczoraj coś ci powiedzieć - zaczęła Caroline trochę ciszej i jakby nieśmiało. - Ale się zmyłaś.
- Tak,  ja się zmyłam - mruknęła Elena, przewracając się na bok.
- Posłuchaj! - zawołała wyraźnie zniecierpliwiona Caroline. - Chociaż raz przestań gadać!
Elena, zaskoczona tonem głosu przyjaciółki, zamilkła.
- Chyba jestem w ciąży - powiedziała Caro drżącym głosem. Słychać było, że nie czuje się dobrze.
Elenie aż odebrało mowę z wrażenia i przez chwilę tylko gapiła się na różową ścianę z otwartymi ustami.
- Ale... poczekaj. Chyba? - spytała. - Jeszcze nie wiesz?
- Boję się sprawdzić! - wyznała Caroline,  już bliska płaczu.
- Spokojnie, jeszcze nic nie jest pewne - powiedziała Elena, modląc się, by zabrzmiało to przekonująco. - A jeśli to prawda, jestem pewna, że będziesz najlepszą mamą na świecie! A Klaus...
- Elena,  przestań pieprzyć! - załkała. - To nie będzie dziecko Klausa.
- Nie? - zdziwiła się Elena. W pamięci rozpaczliwe szukała informacji,  z kim Caroline spotykała się wcześniej.
Nie.
Nie, nie.
Tylko nie on.
- To Tyler? - spytała Elena cicho.
Caroline tylko wybuchła płaczem, co dało dziewczynie potwierdzenie. Tyler Lockwood, były chłopak blondynki, był zwykłym chamem, co okazało się całkiem niedawno. Pobił ją na imprezie, kiedy zgodziła się zatańczyć z innym facetem. Pobił Caroline. Ten typ nawet nie powinien już stąpać po ziemi.
- Bonnie wie? - spytała Elena.
- Tak - odparła dziewczyna zachrypniętym głosem.
- Zobaczymy się dziś wieczorem, dobrze? - spytała,  ale nie oczekiwała odpowiedzi. - Zobaczysz, wszystko się wyjaśni.
Caroline nie odpowiedziała, tylko się rozłączyła.
Elena wyłączyła telefon i wtuliła głowę w poduszkę z cichym westchnieniem.
A na dworze, siedzący cały czas na dachu domu ulicę obok, Damon uśmiechał się sam do siebie,  ukazując śnieżnobiałe, mimo palenia, zęby. Deszcz moczył jego czarne włosy i spływał po skórzanej kurtce, woda wsiąkała w czarny materiał jego spodni. Ale nie robiło to na nim wrażenia. Teraz mógł spać spokojnie. Miał plan "C".

###

-Pobiegajmy! - zawołał Stefan, wpadając do sypialni brata, ubrany w dresy i podkoszulek. Deszcz nareszcie przestał padać i powietrze było przyjemnie świeże i czyste.
Mimo wszystko Damon wolał jednak pooddychać nim, leżąc na swoim łóżku i upajając się swoim zwycięstwem.
- Spadaj - mruknął. - Przeszkadzasz.
- Chodź. Za mało się ruszasz - powiedział Stefan, chwytając go mocno za nadgarstek. Damon popatrzył na niego gniewnie i szarpnął ręką, w efekcie czego jego brat wylądował na łóżku, nie chcąc go puścić.
- Wystarczy mi to - stwierdził Damon, szamotając się ze Stefanem. Potem, w efekcie braterskich przepychanek i towarzyszącym im stękom i jękom, obaj z hukiem wylądowali na podłodze.
Stefan skorzystał z bokserskiego chwytu i zacisnął rękę na szyi Damona.
- Pójdziesz? - spytał z uśmiechem na ustach.
- Na twój pogrzeb? - spytał Damon mimo zaciśniętego gardła. Szybkim ruchem odbił się nogami od podłogi i wykonując półsalto powalił brata na ziemię.
- Ja pierdole - mruknął Stefan, ciężko oddychając. - To ja miałem wygrać tym razem.
- Marzenie ściętej głowy - podsumował Damon, wstając z podłogi z chytrym uśmieszkiem. - Wiesz, chyba z tobą pobiegam. Byleby nie długo - stwierdził, rozochocony małym zwycięstwem nad bratem.
- Wychodzicie? - spytała pokojówka Maria, przystając w drzwiach do sypialni Damona. Była kobietą niską, około czterdziestki z krótkimi ciemnobrazowymi włosami i miłym wyrazem twarzy.
- Tak - odparł Damon, bez skrępowania ściągając podkoszulek i zmieniając go na taki bez rękawów.
- Proszę zostawić klucze tam gdzie zwykle, zostawimy Killera - powiedział Stefan, także wstając z podłogi.
- Nie. Bez psa nie biegam - zaprzeczył Damon ostrym tonem.
Killer był to czarny rotweiller, zaledwie roczniak. Ale Damon musiał przyznać, że był to niesamowicie inteligentny pies. Idąc z Killerem po ulicy lubił patrzeć na pełne respektu spojrzenia padające w ich stronę. Jego bali się wtedy, gdy już go poznali. Przypadkowi ludzie   ulicy nie musieli znać Killera, żeby wzbudzał w nich strach.
- W takim razie oddaję wam klucze teraz i wracam pojutrze - zadeklarowała pani Maria. - Obym nie musiała sprzątać pozostałości po imprezie stulecia - zagroziła.
- Kiedy... - Stefan zmarszczył brwi, zastanawiając się, o co chodzi kobiecie. - Ach - jęknął przypominając sobie swoje urodziny.
- Jasne - mruknął Damon, łapiąc klucze rzucone przez Marię. - Będziemy grzeczni.
Minutę później Stefan zamykał bramę,  a Damon z lekkim uśmiechem zakładał Killerowi kaganiec. Kobieta przechodząca z kilkuletnią dziewczynką pospiesznie oddaliły się sprzed rezydencji Salvatore'ów zobaczywszy czarne bydle.
- A jak znowu kogoś pogryzie? - spytał Stefan, w którym odezwała się nagle dawno zapomniana część umysłu zdolna do współczucia.
- Najwyżej - stwierdził Damon, poklepując psa po karku. Killer zawarczał głucho,  na co chłopak tylko się uśmiechnął.
Pilnowanie psa i jednoczesne bieganie nie było łatwe, bo Killer raz za razem przystawał, żeby obwąchać ławkę albo jakieś śmiertelnie przerażone dziecko.
W dodatku Stefana nie obchodziło zbytnio to, że Damon nagle dostał ataku kaszlu
- Kurz więcej paczek tygodniowo! - zawołał   szyderczym śmiechem i pobiegł dalej.
Damon stwierdził, że nie ma zamiaru dalej się męczyć i usiadł na zielonej ławce w parku. Przysiągł sobie, że kończy z  paleniem. Przecież nie chciał zrównać się tężyzną fizyczną z osiemdziesięciolatkiem!
Kiedy oddech już się mu uspokoił,  rozejrzał się po okolicy. Widok może nie zapierał dechu w piersiach, ale jak na jego gust był po prostu ładny. Waszyngton to naprawdę fajne miasto, ale tylko jeśli chcesz zobaczyć jego piękno. Wszystko jest cudowne, tylko tak naprawdę ludzie nie potrafią dostrzec tego, co mają przed oczami.
Killer zaczął warczeć, co zwróciło uwagę Damona. Podążył za wzrokiem psa.
- Dobrze cię widzieć, Damon - przywitał się Alarick, który nagle wyrósł przed nim jak spod ziemi.
-  Dlaczego? Jakiś problem? - spytał czarnowłosy, uspokajając lekko zaniepokojonego psa.
Alarick, ubrany w codzienny strój z powodu wolnego dnia w pracy, założył ręce za głowę, co Damon odebrał jako zachętę do rozluźnienia się.
- Daj spokój, Salvatore. Twój sekret jest bezpieczny - powiedział mężczyzna. - Mogę się poczęstować? - spytał, patrząc na niego wymownie.
Damon zawahał się chwilę, lecz z ociaganiem wyjął paczkę papierosów z kieszeni spodni.
- Bierz to cholerstwo - powiedział, rzucając w niego opakowaniem. Alarick zdziwił się, ale nie drążył tematu. - Dlaczego chciałeś mnie zobaczyć? - spytał, gapiąc się gdziekolwiek, byleby nie na Alarica otwierającego paczkę.
- Rocznica się zbliża - powiedział Alarick spokojnie, uważnie badając reakcję Damona. Ten tylko skrzywił się lekko. - Martwię się o was.
- Nie masz o co - odparł chłodno Damon. - Nie jestem głupi.
Mężczyzna westchnął tylko i podsunął ogień do papierosa.
- Nie uważam, że jesteś głupi. Tylko nerwowy - odparł jak najspokojniej tylko mógł. A niełatwo było mu zachować zimną krew, patrząc, jak żyłka na czole przyjaciela zaczęła nabrzmiewać. Pies dodatkowo nie ułatwiał sprawy.
- Teraz już wiem, jak zdobyć pamiętnik - stwierdził Damon, mrużąc oczy. Uśmiechnął się przy tym sam do siebie,  ale był to jeden z tych grymasów, który nie wskazywał na jego dobry humor.
- Mówiłem ci, w tej sprawie na mnie nie licz. I tak kryję ci dupę w związku z tym... zdarzeniem - powiedział Alarick.
Damon uśmiechnął się szerzej, tym razem jednak wyglądał całkiem miło. Rick, zdziwiony tą zmianą nastroju, podążył za wzrokiem przyjaciela.
Kilka metrów od nich, szybkim krokiem, z bardzo zmartwionym wyrazem twarzy, szła Elena Gilbert. Siostrzenica Jenny,  jego dziewczyny.
- Rick - powiedział Damon, wyraźnie dumny z siebie. - Oto przedstawiam ci mój śliczny plan B i C.
O kurwa.
- Nie mieszaj się w to, Salvatore - powiedział Rick,  odprowadzając dziewczynę wzrokiem.
- Dlaczego? - zakpił Damon, wstając z ławki. - Nara.
I pociągając psa za sobą, ruszył za Eleną.

###

- Hej, mała!
Kiedy tylko usłyszała te słowa, choć nie miała zbyt wiele czasu do spotkania z Georgem, od razu się odwróciła.
Gdy zobaczyła Damona, jej serce zaczęło mocniej bić,  jednak kiedy ujrzała, że prowadzi on obok siebie duże czarne psisko, dodatkowo otworzyła szeroko oczy i zamarła z przerażenia.
- Spoko, to aniołek - zapewnił Damon ze śmiechem. - Co tu robisz? - spytał, choć doskonale wiedział.
- Jadę do przyjaciółki - odparła. - Wiesz, trochę się śpieszę.
- Ale to nie ma nic wspólnego z... - odchrząknął znacząco. Domyśliła się,  o co mu chodzi i uśmiechnęła się pocieszająco.
- W żadnym wypadku nie - zaprzeczyła szybko. - Ale być może chodzi o twojego pudelka... - wywymruczała, odsuwając się od psa, który zaczął wąchać jej nogę.
- Myślę, że mu się spodobałaś - powiedział Damon, patrząc jej prosto w oczy i śmiejąc się. - Nie dziwię mu się ani trochę.
- Zabierz go! - zawołała Elena, kiedy Killer znowu się do niej przysunął. Damon posłuchał i przyciągnął psa do siebie.  Elena na chwilę zawiesiła wzrok na jego odsłoniętych przez podkoszulek tatuażach.
I znowu się zamyśliła. Znów nie mogła myśleć racjonalnie.
- Przyjdę wieczorem - powiedział.
- Dobrze - odparła.
Dlaczego miała wrażenie, że to nie skończy się dobrze?

###

NAWET NIE SPRAWDZAM
YOLO (Y)
DZIEŃ WOLNY OD SZKOŁY WIĘC DODAJĘ XD
DZIŚ MAŁO DELENY ALE TRUDNO,  WYNAGRODZĘ TO NASTĘPNYM ROZDZIAŁEM :3

ZAŁOŻYŁAM TT : @zadelenowana
FOLLOW ME :*
I KOMENTUJCIE!

sobota, 24 maja 2014

Trochę informacji

Cześć! Jak zapewne zauważyłyście, zmieniłam wygląd mojego bloga :)
Po prostu chciałabym się od Was, moje kochane, dowiedzieć, czy czyta Wam się komfortowo?
Jak dla mnie jest ok, jednak jeśli tło sprawia wam kłopot, to je zmienię :D


Nowy rozdział przewiduję na środę :)


Trzymajcie się xD

PS: Dodałam z boku ankietę: zagłosujecie? szczerze ! :D

środa, 14 maja 2014

Rozdział VII

Przez chwilę wydawało jej się, że jej serce stanęło. A potem, wraz z oddechem do jej organizmu dostały się słowa Damona. Jednak dopiero gdy dotarły do mózgu, naprawdę zrozumiała.
Zabiłem go. On go zabił. On zabił własnego ojca.
- Dlaczego? - jakimiś cudem tylko to pytanie przyszło jej na myśl.
Spojrzała na swoje ręce i zauważyła, że drżą. Dziwne. Nic nie czuła. Nie odczytywała reakcji własnego ciała.
- Zrobił coś okropnego, czego nie mogłem mu wybaczyć - powiedział zadziwiająco spokojnym głosem. Sięgnął po rękę Eleny, ale dziewczyna odsunęła się od niego na drugi koniec pokoju.
- Czyli co? - spytała drżącym głosem.  Podziwiała siebie, że jeszcze walczyła, że nie uciekła.
Nie.  Tak w zasadzie to była z jej strony głupota.
- Eleno - westchnął Damon, spoglądając przez okno. Przez chwilę wydawało jej się, że jest mu trochę przykro. - Teraz już wiesz, dlaczego trzymałem swoją przeszłość w tajemnicy.
- Nie odpowiedziałeś! - zawołała, przyciskając plecy do ściany.
- Pytam po raz ostatni: naprawdę chcesz wiedzieć? - syknął, odwracając twarz w jej stronę. Znowu był zły.
- Umieram z ciekawości - rzuciła.
- Jakże pięknie powiedziane - zaśmiał się ironicznie.
Dobra. Ten facet był debilem. Przystojnym debilem.
-  Moja matka nie żyje przez mojego jakże kochanego i równie martwego ojczulka - powiedział z wyrzutem, siadając ciężko na łóżku.
- Stanąłeś w jej obronie? - spytała Elena, widząc jakiś cień szansy na pozytywny obrót tej sprawy.
Popatrzył na nią dziwnie, skanując ją wzrokiem. Spięła się mimowolnie. W jego oczach naprawdę było coś takiego... nienormalnego.
- Miałem bronić trupa? - spytał głosem wyzutym z emocji. - Nie, kochanie. Wymierzyłem sprawiedliwość.
Cisza z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej niezręczna. W końcu Elena nie wytrzymała i odchrząknęła nerwowo.
- Jak to zrobiłeś? - spytała, zamykając oczy.
- No wiesz... oszczędzę ci szczegółów - powiedział szorstko, nagle wstając. - Pójdę już - dodał, patrząc na nią chłodnym wzrokiem. Uczucie wstrętu nadal było w Elenie żywe, a szok odmawiał jakiegokolwiek ruchu. Mimo wszystko jednak zaczerwieniła się w reakcji na jego spojrzenie.
Uśmiechnął się nieznacznie, szybko jednak spoważniał. Wziął swoją kurtkę, którą zostawił poprzedniego dnia, z czarnego krzesła obrotowego i otworzył okno.
- Zgaduję, że nie chcesz mnie już widzieć nigdy więcej - powiedział spokojnie, gapiąc się w przestrzeń. - Kto chciałby przebywać z potworem?
Dałaby głowę, że w odbłysku słońca przez chwilę widziała w oczach Damona łzy.
- Nie mów tak - szepnęła, nadal nie ruszając się z miejsca.
- Więc jak mam mówić? - Elena sama już nie wiedziała, czy woli kiedy krzyczy, czy gdy mówi tak spokojnie jak teraz.
- Każdy ma szansę się zmienić - stwierdziła nieśmiało.
- Ale wiesz co? Ma szansę, ale musi żałować - powiedział, a jego klatka piersiowa poruszała się szybko. Widziała, jak mocno trzyma framugę okna, jak uwidatniają się żyłki na jego dłoni i skroniach. - A ja cieszę się, że go zabiłem. Jestem z tego powodu cholernie szczęśliwy!
Oczy Damona niebezpiecznie zalśniły, kiedy wypowiadał te słowa. Elena wzdrygnęła się mimowolnie i głośno przełknęła ślinę.
- Co ja sobie w ogóle myślałem? - spytał cicho, kręcąc głową. - Chciałem żyć normalnie. Uciec od przeszłości. Ale miałaś rację. To, co było,  jest częścią teraźniejszości. Dlatego nie ma dla mnie ratunku - stwierdził.
- Możesz spróbować - podsunęła Elena.
Damon tylko zaśmiał się gorzko.
- Boisz się mnie - stwierdził. - Nigdy mi nie zaufasz.
I znów spojrzał w jej oczy, hipnotyzując ją całym sobą. Dlaczego zawsze traciła oddech w takiej sytuacji? Bez tlenu jej mózg nie funkcjonował normalnie i podejmowała głupie decyzje.
- Nie.
I głupio gadała.
- To nie ma sensu - stwierdził.
- Zawsze jesteś taki uparty? - spytała, wreszcie ruszając się z miejsca. - Po pierwsze się uspokój.
- Jestem spokojny - zapewnił, jednak ton jego głosu świadczył zupełnie o czymś innym.
- Właśnie widzę - mruknęła, podchodząc bliżej. Była naprawdę blisko. Za bardzo wręcz. Czuła już zapach Damona i jego oddech na swojej głowie.
Dotknęła jego dłoni, która ściskała mocno drewnianą framugę okna. Poczuła chłód. Ręką była sztywna i zimna. Położyła na niej całą swoją dłoń, ale zorientowała się, że ręką Damona jest zbyt duża, aby objąć ją całą. Uśmiechnęła się lekko widząc tą różnicę.
- Uspokój się - powtórzyła.
Wypuścił powietrze z płuc z głośnym sykiem i niespodziewanie złapał ją za rękę.
- Już mówiłem - powiedział, kiedy spojrzała na niego pytająco. - Jestem spokojny.
- Chcę ci tylko powiedzieć, że nie mam w zwyczaju przekreślać ludzi ze względu na ich przeszłość - wyznała Elena. Czuła się trochę dziwnie, stojąc tak blisko chłopaka. Nie, nie był to już strach.
- Nawet jeśli są mordercami? - spytał, splatając ich palce.
Dziewczyna spięła się na te słowa. Zauważyła, że straciła czucie w całym ciele. Jakby żyła w innym wymiarze, jak gdyby lewitowała.
- Nawet - odparła głosem, którego nie poznawała, choć należał do niej. - Każdy zasługuje na drugą szansę.
Zauważyła, że Damon patrzy na nią dziwnie, jakby z poczuciem winy. Pomyślała, że to dobry znak.
Telefon Eleny rozdzwonił się już drugi raz tego wieczora. Ten dźwięk przywrócił Elenę na ziemię.
- Dobranoc - powiedział jeszcze Damon, dziwnie zmienionym głosem. Rozplótł ich palce i wyskoczył przez okno.
Zanim Elena zorientowała się, co tak naprawdę się dzieje, chłopaka już nie było. Znowu.
Podeszła do telefonu i odebrała połączenie od nieznanego numeru.
- Witaj Eleno. Mówi Jenna - usłyszała formalny głos cioci.
- Cześć - wydusiła zachrypniętym głosem.
- Zobaczymy się dziś na kolacji u mnie w domu? Za godzinę? - spytała Jenna radosnym tonem. To było do niej naprawdę niepodobne.
- Jasne - odparła Elena lakonicznie.
- Cudownie. George cię odwiezie. I ubierz się ładnie.
Koniec. Usłyszała jeszcze sygnały oznaczające, że połączenie zostało zakończone.

###

Elena przez całą kolację była dziwnie otępiała i nieobecna duchem wśród obecnych na kolacji u cioci. Myślała, że będzie siedziała sam na sam z Jenną i że usiądą przy małym stoliku w kuchni, jedząc jakąś zupę. Pomyliła się. Ciotka sprosiła do swojego dość dużego domu koleżanki z pracy oraz ich towarzyszy, a także zapowiedziała przybycie jej chłopaka.
Taka rodzinna pojednawcza kolacyjka.
- Piękny obraz, prawda? - zagadnęła Elenę jakaś kobieta.
Dziewczynę tak naprawdę guzik obchodził jakiś tam obraz, który na pierwszy rzut oka mógłby przedstawiać kawałek dywanu. Kiwnęła więc tylko głową i wróciła do swojego świata.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie myśli o Damonie.
Zatruł jej umysł. Czuła się tak, jakby owiała ją gęsta mgła i powoli ją dusiła. Zaciskała jej gardło, żołądek, osłaniała mózg, przez co traciła kontakt z rzeczywistością.
Jedna myśl nie dawała jej spokoju: Damon zabił własnego ojca. Przytłaczało ją to. Po prostu czuła się z tym źle. Może rzeczywiście powinna siedzieć cicho i nie mieszać się w przeszłość niejakiego Damona Salvatore?
Sprawdziła przed wyjściem słowo "salvatore" w tłumaczu. Oznaczało zbawcę. Jakaż ironia.
- Eleno - z zadumy wyrwał ją głos Jenny. - Chciałabym ci kogoś przedstawić.
Dziewczyna odwróciła się i u boku cioci zobaczyła wysokiego mężczyznę. Jego włosy miały kolor piasku na plaży o zachodzie słońca, a opaloną twarz pokrywał lekki jasny zarost. Oczy mężczyzny były jasnoniebieskie, jednak nie aż tak przejrzyste jak tęczówki Damona.
- Eleno, Alarick Saltzman. Kochanie, to moja siostrzenica Elena - powiedziała Jena.
Alarick miał cudowny uśmiech i chętnie to udowadniał. Wyglądał naprawdę sympatycznie. Emanował pozytywną energią i zaraził nią nawet Elenę.
- Mów mi Rick - powiedział i ucałował jej dłoń.
- Miło... - odezwała się Elena, jednak nie dane było jej dokończyć.
- Alarick jest szeryfem policji w mieście - wtrąciła Jenna. - Na pewno przyjdzie czas, kiedy poznacie się lepiej.
A potem pociągnęła mężczyznę za ramię i zniknęli za zakrętem korytarza. Widziała tylko, że Alarick posyła jej przepraszające spojrzenie. W tamtej chwili znienawidziła Jennę. Naprawdę zapragnęła być w domu.

###

- I co? - To pytanie powitało Damona zaraz po przekroczeniu progu salonu. Stefan siedział na czerwonej kanapie i obracał w dużej dłoni pustą szklankę.
- Nic - odburknął Damon, podchodząc do mahoniowego barku. Otworzył mebel i ze złością stwierdził, że jest pusty. - Wypiłeś wszystko? - syknął.
- Nie - zaprzeczył jego brat. - Schowałem.
- Oddaj. To moja whisky - powiedział ostro, podchodząc do Stefana. Tego dnia był naprawdę nie w humorze.
- Nie - odparł groźnie szatyn. - Pijesz za dużo.
- Odezwał się abstynent - warknął Damon,  wytrącając szklankę z ręki brata. Na szczęście spadła na miękki dywan.
- To jest ostatnia szklanka z zastawy matki - powiedział Stefan oschle. - Wszystkie pozostałe rozpierdoliłeś w drobny mak,  kiedy byłeś pijany. Lepiej dla ciebie,  żeby chociaż ta została.
Damon zacisnął usta w wąską linię i wbił mordercze spojrzenie w brata.
- Idę do baru - oznajmił.
- Nawet nie próbuj - powiedział Stefan lekkim tonem, podnosząc szklankę z ziemi. - Zagroziłem Mattowi, że jeśli sprzeda ci alkohol, rozwalę mu łeb.
Damon syknął tylko przeciągle i opadł na fotel naprzeciwko siedzenia Stefana.
- Znajdę sposób - powiedział cicho, uśmiechając się.
- Co tam u Eleny? - spytał Stefan, zmieniając temat. - Jak się toczy sprawa?
- Szybko - odparł Damon krótko, zakładając ręce za głowę.
- Kiedy będzie gotowa? - spytał.
- A jak myślisz? - spytał Damon, robiąc minę, jakby Stefan założył sobie właśnie bokserki na głowę. - Ta laska w ciągu tygodnia będzie moja. Może nawet wcześniej.
- No - brwi Stefana uniosły się do góry w geście podziwu. - Co jej natłukłeś do głowy?
Damon zmarszczył brwi i wbił wzrok w obraz wiszący nad kominkiem.
- Powiedziałem jej prawdę.
Stefan otworzył tylko szerzej oczy i machinalnie wstał, upuszczając szklankę, o którą wcześniej było tyle hałasu. Ta ominęła jednak dywan i uderzyła w drewniany parkiet, rozbijając się na tysiąc kawałków z brzękiem.
- Och, braciszku - skarcił go Damon, patrząc na szkło rozpryśnięte na podłodze. - To była ostatnia szklanka.
- Powiedziałeś jej prawdę?! - zawołał Stefan, nieźle wkurzony. - Czy ty masz mózg, czy może usmażył ci się przez te fajki?
- Nie powie nikomu - zapewnił.
- Jaką masz pewność, co? - syknął chłopak, podchodząc do brata. - Dobrze wiesz ,że gdyby nie Alarick, siedzielibyśmy w pierdlu.
- Elena nikomu nie powie - powtórzył trochę ostrzej. - Jest przekonana, że mi pomaga. Mam wszystko pod kontrolą - powiedział, patrząc mu w oczy. A potem przeniósł wzrok na podłogę i skrzywił się lekko. - Sprzątnij to.
- Idiota - warknął Stefan i poszedł na górę.
- Kiedy już zdobędę pamiętnik, będziesz mnie całował po stopach! - zawołał jeszcze Damon i z niesmakiem popatrzył na ostatnią, już zniszczoną, pamiątkę po mamie. Szklanka leżała rozbita na drobne kawałki. Jak on.
Nigdy w życiu nie czuł się tak dziwnie.
Droga mamo... - pomyślał.
A potem machnął ręką i zamknął oczy.

###

WITAM WAS SMUTNO.
TO, CO SIĘ STAŁO ŻE STEFANEM PRZECHODZI LUDZKIE POJĘCIE XC
SMUTAM. BOLI MNIE GŁOWA I PIEKĄ OCZY ( Z PŁACZU M.IN.) xC
ALE POMYŚLAŁAM, ŻE DOTRZYMAM SŁOWA :)
TAKIE ZRYTE COŚ... KURDE, WYBACZCIE X (
xxx

środa, 7 maja 2014

Rozdział VI

Drogi Pamiętniku!
Nie wiem, w co ja się znów wpakowałam.
Mogłam go nie poznać. Już chyba wolałabym umrzeć niż znosić to wszystko, co Damon wnosi do mojego życia. A mianowicie tajemnice. Te wszystkie sprzeczności. Raz potrafi być miły, za parę sekund zaś wyzywa mnie od dziwek. Chce mi pomóc radzić sobie z przeszłością, tymczasem on także skrywa coś, o czym nie chce rozmawiać. Gdzie tu logika?
Jak mam mu się zawierzyć, skoro nie ufam sama sobie,  a on najwyraźniej nie ufa mnie? No właśnie.
Czuję, że jego problem leży gdzieś głębiej,  niż mogłoby się wydawać. A ponieważ Damon uratował mi życie, postanawiam się mu odpłacić. Uwolnię go od tego, co go dręczy. Za wszelką cenę.
Przecież i tak nie mam nic do roboty.

###

- George, zaufaj mi - poprosiła Elena,  uśmiechając się do mężczyzny. - Po prostu spotkam się z przyjaciółmi i wracam.
- Twoja ciotka... - zaoponował, jednak przerwał, kiedy Elena położyła mu rękę na ramieniu.
- Jenna się mną nie interesuje. Zapewne zatrudniła cię po to, żebym nie poczuła się opuszczona w tym domu - powiedziała. - Nie zrobię przecież nic głupiego. Ja... - zawahała się przez chwilę. - Ja dostałam nauczkę, George.
Mężczyzna najwyraźniej domyślił się,  o co jej chodzi, bo kiwnął głową.
- Ale o siódmej masz być w domu - rozkazał. - Minuta spóźnienia i dzwonię do Jenny, że uciekłaś.
- Oczywiście! - zawołała Elena radośnie. Potem złapała torebkę i wybiegła z domu. Pokonując szybko ścieżkę wiodącą przez zielony ogród, w niedługim czasie znalazła się przy wysokiej bramie. Wyglądała naprawdę ładnie: czarne wzory metalu oplatały pnącza jasnoróżowych róż. Według Eleny jak na pensjonat wyglądało to zbyt wytwornie.
Czerwona Toyota Camry Klausa już stała na podjeździe. Chłopak opierał się o bok samochodu i uśmiechał się radośnie.
W Waszyngtonie była piękna pogoda. Deszczowa aura rozpłynęła się, ustępując
miejsca gorącemu słońcu. Z tego powodu Klaus nie miał na sobie nic oprócz czarnych jeansów i miękkich butów, dumnie prezentując mięśnie brzucha i wytatuowane bicepsy.
- Tęskniłaś? - spytał, zamykając ją w mocnym uścisku. Pachniał dobrymi perfumami, które Caroline kupiła mu z okazji ... rozpoczęcia randkowania, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Caroline uwielbiała szaleć po sklepach i kupować różne rzeczy, nawet bezokazyjnie.
Wszedłszy do samochodu została wylewnie przywitana przez przyjaciółki. Uśmiech nie schodził jej z twarzy przez cały czas. Naprawdę czuła się szczęśliwa wśród ludzi, których znała od lat. Wiedziała, czego może się po nich spodziewać, znała ich przeszłość. Kochała tę stałość, lubiła w tej przyjaźni to, że ich trójka wiedziała o sobie nawzajem wszystko. Nic nie mogło ich zaskoczyć. Byli jak góry. Stałe i niezłomne. Wydawało jej się, że tylko trzęsienie ziemi może nimi zachwiać.
Elenę denerwowały zmiany. Owszem,  chętnie poznawała nowych ludzi, była otwarta i przyjacielska. Ale bywały dni, że zwyczajnie nie miała ochoty zaprosić Caroline czy Bonnie do siebie, tylko dlatego, że jedna z nich nagle okropnie się nudziła. Po prostu musiała wiedzieć o tej wizycie wcześniej, lub mieć nadzwyczajnie dobry humor. Często dopadało ją przygnębienie, zwłaszcza w mgliste i brzydkie dni i wtedy najzwyczajniej wołała zostać sama.
- Gdzie jedziemy? - spytała radośnie, kiedy Klaus ruszył z podjazdu.
- Do parku! - odparła Caroline z entuzjazmem, poprawiając blond włosy i wkładając ich małe pasmo za ucho.
Elena zamarła momentalnie, co zauważyła Bonnie.
- Elena? - spytała mulatka, przekrzywiając głowę i przyglądając się jej dużymi brązowymi oczami.
- Tak? - spytała Elena, uśmiechając się szeroko,  aby ukryć zaniepokojenie.
 Park. Kiedy słyszała to słowo, od razu stawał jej przed oczami obraz Damona bijącego jakiegoś faceta. Automatycznie przypomniało jej się, jak się zachował wczorajszego dnia. Uciekł, kiedy spytała o jego rodziców. Dlaczego?
Ten człowiek ją intrygował, Elena nie była jednak przekonana, czy to dobrze.
- Ach, nic - Bonnie także się uśmiechnęła.
- Jak tam mieszkanko? - wtrącił się Klaus, seksownie przyciągając samogłoski.
Elena w końcu się rozluźniła i zaczęła opowiadać o wszystkim, omijając jedynie wątek Damona. Czuła, że Klaus nie byłby zadowolony słysząc, że utrzymuje bliskie kontakty z tym chłopakiem.
Nie mogła stracić przyjaciela.

###

Pogoda dopisywała. W parku było mnóstwo ludzi, którzy spacerowali po żwirowych alejkach lub siedzieli na kolorowych kocach i zwyczajnie rozmawiali jednocześnie jedząc kanapki. Typowa letnia sobota.
Caroline nie wytrzymywała już wścibskich spojrzeń dziewczyn w kierunku Klausa, dlatego, ku zadowoleniu chłopaka dosłownie przylgnęła do jego torsu plecami.
Klaus dumnie prezentował Elenie swój nowy tatuaż na prawym przedramieniu, który przedstawiał napis "homo homini lupus" pod rysunkiem połowy pyska wilka i połowy twarzy Klausa. Wyglądał naprawdę świetnie.
- Muszę już lecieć - powiedziała Elena,  szczerze zasmucona. - George i tak wypuścił mnie bez ochrony.
Caroline popatrzyła na nią błagalnie, ale tylko westchnęła.
- Porozmawiaj z Jenną - poprosiła Bonnie. - Jeśli twoja relacja z nią ma tak wyglądać, to wróć do Mystic Falls.
Blondynka gorliwie przytaknęła przyjaciółce.
- Chciałabym wrócić - przyznała Elena. - Ale najwyraźniej zostałyśmy tylko we dwie. Rodzina przede wszystkim.
- Tylko że czasem lepiej, jeśli nie zdążysz się przywiązać - doradził Klaus z lekkim uśmiechem.
- Pójdę już - powiedziała Elena, wstając z ziemi i zabierając torebkę.
- Odwieźć cię? - spytał Klaus, jednocześnie opierając brodę o ramię Caroline, ignorując spojrzenia dziewczyn będących nieopodal. Blondynka siedząca mu na kolanach aż wrzała ze złości.
- Spokojnie, Caro - szepnęła Bonnie. - To tylko wścibskie lafiryndy, które nie dorastają ci do pięt.
Dziewczyna najwyraźniej się nie uspokoiła, bo mruknęła pod nosem coś,  co rozsmieszyło Klausa.
- Nie... - chciała odmówić Elena, ale ktoś wtrącił jej się w zdanie.
Oddech momentalnie uwiązł jej w gardle, a na ciele, mimo pięknej pogody poczuła dreszcze.
- Nie potrzebuje szofera. Odwiozę ją - zaoferował się Damon,  który wyrósł tuż za nią jak spod ziemi.
Caroline na chwilę zapomniała o dziewczynach mizdrzących się do jej chłopaka i wymieniła z Bonnie znaczące spojrzenia. Klaus natomiast spiął się momentalnie w jakimś dziwnym odruchu i wbił mordercze spojrzenie w Damona. Elena czuła tylko jak atmosfera zagęszcza się z sekundy na sekundę.
- Salvatore - mruknął blondyn, dość brutalnie odsuwając od siebie Caroline i wstając.
Super. Wiedziała,  jakie jest nazwisko Damona. Brzmiało bardzo egzotycznie: Salvatore. Gdzieś słyszała to słowo.
- Nie chcę wojny, odpieprz się - mruknął czarnowłosy.
Elena odwróciła się w końcu, aby móc zobaczyć chłopaka. Tego dnia nawet Damon pozwolił ponieść się fali upału i założył biały podkoszulek na ramiączkach, który odkrywał fragment czarnego tatuażu na torsie i jego przedłużenie na prawym ramieniu.
- Elena nie pozwoli ci się odwieźć, nigdy więcej - powiedział Klaus. - Nic dwa razy się nie zdarza.
- Co się dzieje? - spytała Bonnie. Caroline zaczęła jej coś szeptać do ucha, a brązowe oczy mulatki rozszerzały się z sekundy na sekundę. Elena była prawie pewna, że Caro ubarwia fakty jak tylko potrafi.
- Idźcie do samochodu - zarządził Klaus ostro, przybierając niemiły wyraz twarzy. - Koniec pikniku.
- Myślę, Wilczku, że powinieneś najpierw spytać Eleny, czy nie chce ze mną jechać, a nie podejmować za nią decyzję - zasugerował Damon, uśmiechając się lekko do dziewczyny. - Więc jak?
- Do samochodu - warknął Klaus. - Zanim temu pojebowi spali się przełącznik w mózgu i nie będzie myślał jak człowiek.
- Jak mnie nazwałeś? - spytał Damon pozornie miłym tonem. Elena zauważyła, że żyłka na jego skroni niebezpiecznie pulsuje, podobne jak poprzedniego dnia, kiedy zdenerwował się u niej w domu.
Testosteron właśnie osiągnął poziom: uciekaj, albo dostaniesz w zęby.
- Pojebem - powtórzył Klaus, krzyżując ręce na nagim torsie.
- Nie prowokuj mnie, ostrzegam - warknął Damon, zbliżając się do chłopaka. Byli jednakowego wzrostu.
- Ach! - zawołał blondyn z ironiczną radością w głosie, otwierając szeroko oczy i uśmiechając się lekko. - Czas się zbliża!
I wtedy naprawdę dostał w zęby. Elena zasłoniła usta ręką, żeby stłumić okrzyk. Za to Caroline wrzasnęła głośno i rzuciła się na Damona.
Na szczęście czarnowłosy odpuścił i po prostu odetchnął lekko dziewczynę.
- Licz się ze słowami. I okiełznaj laskę - powiedział tylko do trzymającego się za szczękę Klausa. - Nie patrz tak, Wilczku - zaśmiał się w reakcji na wściekłe spojrzenie blondyna. - Spotkamy się kiedyś. Bez widowni.
A potem odwrócił się i stanął twarzą w twarz z zszokowaną Eleną. Jego mina nie wyrażała nic. No, w każdym razie nic podobnego do wściekłości ani nawet do współczucia. Po prostu patrzył na nią tym swoim lodowatym wzrokiem, którego nie zdołało stopić nawet palące słońce.
- Idziesz? - spytał miękko.
- Elena! Co się dzieje?! - zawołała zdenerwowana Bonnie.
Nadal się wahała.
- Proszę. Mam ci dużo do powiedzenia - powiedział, patrząc jej w oczy.
Cholera. Był naprawdę przekonujący. Czuła się tak, jakby była w transie.
- Damon, bucu, zabieraj od niej te łapy! - warknął Klaus gotowy rzucić się na chłopaka. Ten jednak uparcie patrzył Elenie w oczy i nie reagował na nic innego.
- To jak? - spytał miękkim głosem, wwiercającym się w jej umysł i roztapiającym jej zdrowy rozsądek.
- Dobrze - wydusiła Elena i posyłając wymowne spojrzenie przyjaciołom, odeszła, z uśmiechniętym Damonem trzymającym dłoń na jej plecach.

###

- Słucham - rzuciła krótko, wchodząc do swojego pokoju. Tak, jak się spodziewała, Damon był już w środku.
- Nie wiem, od czego zacząć - zawahał się, wstając z parapetu.
- Może od przeprosin - podsunęła Elena chłodno, kładąc się na łóżku.
Damon zamyślił się przez chwilę, a potem podszedł do dziewczyny i usiadł obok niej.
- Przepraszam za moje przekleństwa. To było cholernie głupie. Wcale tak o tobie nie myślę - powiedział, łapiąc ją za rękę.
Elena, zdezorientowana tym gestem, mimowolnie się zaczerwieniła.
- Gadanie - mruknęła, wyrywając swoją dłoń.
- Musisz wiedzieć, że bywam nerwowy - powiedział, nieustannie patrząc na jej twarz. Elena zaś skutecznie unikała kontaktu wzrokowego. - Mówię wtedy co mi ślina na język przyniesie, pierdolę bez sensu.
Elena uniosła brwi w zdziwieniu i westchnęła głośno.
- Co cię wczoraj tak zdenerwowało? - spytała, bawiąc się końcówkami brązowych włosów.
- Nie mogę ci powiedzieć - odparł Damon.
W tym momencie Elena nie wytrzymała i spojrzała na chłopaka z wyrzutem.
- W takim razie do widzenia. Nie mamy już o czym rozmawiać - stwierdziła chłodno i wróciła do obserwacji końcówek swoich włosów. Stanowczo musiała iść do fryzjera.
- Niby dlaczego? - zdziwił się, przysuwając się bliżej dziewczyny. - Popatrz na mnie.
Posłuchała i posłała mu ostre spojrzenie.
- Miałeś mi pomóc uporać się z moją przeszłością, tymczasem masz najwyraźniej problem ze swoją własną. Przykro mi - powiedziała szczerze,  dumna z tego, że utrzymała kontakt wzrokowy przez całe zdanie.
- Odtrącasz mnie - jego głos nie był już taki miły jak wcześniej.
- Na to wygląda.
- Tylko dlatego, że nie chcę ci opowiedzieć
o moich rodzicach?- spytał, marszcząc brwi.
- To kwestia zaufania. Ty ufasz mi, ja tobie - wyjaśniła.
- Do cholery, kobieto, popatrz na mnie w końcu!
Znowu zaczynał. Znów zadrżała na ton jego słów. Kolejny raz nie mogła oddychać. Zamknęła oczy.
- Wyjdź - szepnęła. Czuła, że zaraz się złamie. Nienawidziła swojej wrażliwości. Zazwyczaj na ostre słowa reagowała płaczem.
Jej telefon zadzwonił, ale zignorowała go.
- Jeśli powiem ci prawdę, to tym bardziej nie będziesz mieć podstaw, żeby mi zaufać - powiedział łagodniejszym tonem.
- Zaryzykuję.
- Nie - zaprzeczył ostro. Na tyle ostro, aby wywołać w niej dziwne domysły.
- Więc co tu jeszcze robisz? - spytała ze sztucznym uśmiechem na ustach. - Wiem, że nie chodzi ci o głupotę, Damon. Ty nie przejmowałbyś się byle gównem. Ale jeśli nie jestem na tyle godna zaufania, abyś mógł mi powiedzieć, o co chodzi, to ja nie widzę potrzeby, abyś ty się o mnie troszczył. Sorry.
W tamtym momencie Damon wstał z łóżka i podszedł do okna. Stał przy nim przez chwilę, a potem zaczął kręcić się po pokoju, całkowicie bez celu. Był wyraźnie wkurzony. Aż zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, prosząc go o wyjaśnienie sprawy,  która go męczy.
- To ma związek z twoim ojcem, prawda? - spytała i szybko ugryzła się w język. Za późno jednak. Skrzywiła się, widząc spięte plecy Damona.
- Co wiesz? - spytał zachrypniętym głosem, odwracając się do niej.
- Nic - odparła zgodnie z prawdą. - Myślałam, że to ty mi powiesz, co się stało.
- Nie chcesz wiedzieć - zaśmiał się dziwnie. Jakoś tak... szalenie. Ale widziała, jak cały drży. Jakby coś rozrywało go od środka, próbując się wydostać na zewnątrz. Ukryta bestia.
- Co się stało z twoim ojcem? - ponowiła pytanie, wstając z łóżka. Cały czas patrzyła Damonowi w oczy, które nagle pociemniały.
Mruknął coś pod nosem.
- Powtórz! - zażądała.
- Zabiłem go - wyznał w końcu, patrząc jej prosto w oczy. Już się nie uśmiechał.

###

CZEEŚĆ!
CHCĘ TYLKO POINFORMOWAĆ, ŻE JESTEM DO PRZODU Z PISANIEM ROZDZIAŁÓW :)
HISTORIA JAK KAŻDA INNA, MUSI SIĘ JAKOŚ ROZKRĘCIĆ, WIĘC SORRY ZA BRAK AKCJI.
TO TYLKO PRZEJŚCIOWE, OBIECUJĘ !
MAM DALEJ TAKIE ZDARZENIA ŻE SAMA MAM PODNIETĘ :3
CIESZĘ SIĘ WIDZĄC WASZE KOMENTARZE. PROSZĘ,  NIE PRZESTAWAJCIE!  TO NAPRAWDĘ WIELKA MOTYWACJA, AŻ MAM OCHOTĘ DO PISANIA XD

KISKI I LOVKI :*