wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział V

Damona nie było w domu do około piątej nad ranem. Przez godzinę obserwował Elenę wietrzyła łazienkę, a potem szykującą się do snu.
 Siedząc na dachu domu ulicę obok zastanawiał się, czy wykorzystywanie Eleny do objętego przez niego ukrytego celu jest czynem wybaczalnym. W końcu,  kiedy już mu pomoże wykraść potrzebny mu pamiętnik z Białego Domu,  mogłaby trochę przy nim zostać, prawda?
Dawno nie miał już takiej dziewczyny, z którą, oprócz tego, że pociagała go w kwestii fizycznej, mógł szczerze pogadać. A Elena nie dość, że była piękną kobietą, to w dodatku inteligentną.
Żałował, że widziała, jak bił tego kolesia w parku. Nie zauważył jej dostatecznie wcześnie. Chciał, żeby choć jedna osoba na tym świecie mogła zacząć znajomość z nim od zera. Bez przeszłości. Bez jego ciemnej strony.
Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i zorientował się, że jest ona pusta. Nawet nie zauważył, kiedy wypalił ostatniego.
Wyrzucił pudełko ze złością i słuchał jak z cichym stukaniem obija się o dach.
Potem zszedł na dół schodami przeciwpożarowymi i udał się do centrum miasta. Włóczył się tak aż do piątej, nie czując zmęczenia.
Nie chciał wracać z dwóch powodów,  które w zasadzie sprowadzały się do jednej sprawy. Stefan wziął sobie na noc dziewczynę ich dłużnika, tego typa, którego spotkali razem w parku. Po prostu spakował ją na motocykl i odjechał z nią do domu. Uwielbiał wywijać kolesiom nie płacącym w porę za towar podobne numery. Damona nie cieszyły takie rzeczy. Jeśli chodziło o seks, wolał, aby był wynikiem wzajemnego pożądania, a nie strachu. Zdecydowanie bardziej wolał komuś rozkwasić nos, zamiast porywać jego dziewczynę.
Wracając do tematu, chciał po prostu spokojnie pomyśleć i ułożyć sobie w głowie plan, który przyszedł mu na myśl,  kiedy Elena wyznała,  że Jenna Sommers jest jej ciotką. Rozważył wszystkie "za" i "przeciw" , co nie udałoby mu się w akompaniamencie krzyków dobiegających z pokoju młodszego brata.
Tak, Elena zdecydowanie mogła mu pomóc. Tylko najpierw musiał trochę się postarać.
- Witam zbłąkańca - przywitał go Stefan, kiedy tylko Damon zamknął drzwi.
- Zamknij się -mruknął. Naprawdę nie miał ochoty na rozmowę z irytującym braciszkiem.
Stefan zmienił się od wydarzeń poprzedniego lata, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zmężniał. Przybyło mu mięśni, bo był tak zdesperowany, żeby zagłuszyć ból po stracie rodziców, że zaczął trenować boks. Ale potem,  kiedy minęły pierwsze żale, zrobił się opryskliwy i brutalny. Stał się... Damonem. Tylko szkoda, że jeden już w zupełności wystarczał.
- Gdzie byłeś? - spytał wyraźnie zadowolony Stefan, nalewając whisky do dwóch szklanek.
- W przeciwieństwie do ciebie, nie traciłem czasu na przyjemności - odparł ze sztucznym uśmiechem, biorąc od brata alkohol. - Już wiem, jak wykraść pamiętnik pradziadka.
Stefan tylko popatrzył na niego, szeroko otwierając zielone oczy. Równocześnie się uśmiechnęli.

###

- Witaj, shawty.
Elena wzdrygnęła się, kiedy poczuła obejmujące ją od tyłu dłonie, kiedy wyciągała z szafy piżamę.
Zbliżała się jedenasta w nocy i nie spodziewała się, że o tej porze Damonowi będzie się chciało jeszcze przychodzić. Szczerze, sądziła, że w ogóle nie przyjdzie.
- Przestań mnie tak nachodzić, to przerażające! - powiedziała, wracając do grzebania w szafie. Przez cały ten dzień sprzątała i układała na półkach swoje rzeczy, ale i tak czuła się tak, jakby była na wakacjach, a nie w swoim nowym domu.
- Przepraszam - odparł, ale nie puścił jej. Za to poczuła, że przesunął swoją twarz do jej szyi. - Pewnie sądziłaś, że się nie zjawię?
- Tak - odparła szczerze. - Nie sądziłam, że będziesz o mnie pamiętał.
- Nie wygłupiaj się - powiedział i odsunąwszy się, ułożył się na jej łóżku,  z rękami pod głową. - Miałem ci pomóc. Zawsze dotrzymuję słowa.
- Cóż, nie znam cię - odparła spokojnie,  odwracając się przodem do chłopaka leżącego na jej łóżku. - Nie wiem, czy mogę na tobie polegać.
- Teraz już wiesz - uśmiechnął się do niej promiennie, w reakcji czego Elena lekko zadrżała. Miał naprawdę cudowny uśmiech. - Co dziś robiłaś? - spytał.
- Rozpakowałam swoje rzeczy - odparła wskazując ręką na szafę, biurko i toaletkę. Wszystkie meble utrzymane były w kolorze bieli, ładnie współgrając z różowymi ścianami i zielonymi zasłonami.
- A twoja ciotka... rozmawiałaś z nią o tym, co zrobiłaś w piątek na imprezie? - spytał Damon, siadając na łóżku i ściągając kurtkę.
Elena zagapiła się chwilę na chłopaka, podziwiając jego mięśnie odsłonięte przez czarny podkoszulek z krótkim rękawem, ale dość szybko się opamiętała. Wypuściła powietrze z ust i spojrzała na biurko, byle tylko odwrócić wzrok. Przy Damonie często wstrzymała oddech. Coś w jego sposobie bycia sprawiało, że przerywała tą podstawową czynność życiową, by zachłysnąć się... nim. Tak właśnie działał na nią ten facet. A najgorsze, że nie umiała tego powstrzymać.
- Nie - odparła chłodno. - Była dzisiaj zbyt zajęta.
- Nie chcę się wtrącać, ale twoja ciotka jest okropna i nieodpowiedzialna - stwierdził radosnym tonem, kładąc skórzaną kurtkę na czarnym fotelu obrotowym.
- Albo zapracowana?  - podsunęła Elena, siadając na łóżku obok Damona.
- Nie usprawiedliwiaj jej - powiedział karcąco, mrużąc jasnoniebieskie oczy. - Rodzina...
Ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale urwał w połowie zdania. Elena czekała jeszcze przez chwilę, ale czarnowłosy spoważniał nagle i zacisnął usta w wąską linię.
Wtedy odezwał się telefon Eleny. Oboje skierowali wzrok w stronę biurka, a po chwili Damon szturchnął dziewczynę, by odebrała.
- To pewnie ważne - powiedział cicho, lecz zgryźliwie. Nastrój zmienił mu się momentalnie.
Elena usłuchała i odebrała połączenie od Bonnie, z którą nie rozmawiała tak naprawdę od piątkowego wieczoru.
- Cześć - usłyszała po drugiej stronie linii niepewny głos przyjaciółki.
- Hej - odparła cicho. Tylko tyle zdołała wykrztusić. Było jej okropnie wstyd za to,  jak potraktowała Bonnie. To, że była pijana jej nie usprawiedliwiało i zdawała sobie z tego sprawę. Mimo wszystko jednak nie wiedziała, od czego zacząć.
- Słyszałam co się stało w piątek. Dlaczego nie zadzwoniłaś? Wiedziałaś, że wybieram się do babci - powiedziała Bonnie z wyrzutem.  - Nawet nie wiesz, co się ze mną działo, kiedy Caroline mi o wszystkim opowiedziała...
- Przepraszam Bonnie - Elena poczuła, że łzy napływają jej do oczu. - To było takie nieodpowiedzialne. Jest mi wstyd. Obiecuję, że od teraz będę cię słuchać!
- Dlaczego sama nie zadzwoniłaś? - spytała Bonnie. Ona również nie mogła zapanować nad emocjami, co było słychać.
- Bo myślałam że jesteś na mnie zła - odparła Elena zgodnie z prawdą.
- Nigdy tak nie mów! - zawołała jej przyjaciółka. - Kocham cię jak siostrę.
- Ja ciebie też - odparła, wycierając łzy płynące po policzkach. - Zadzwonię jutro, dobrze? - spytała, przypominając sobie o Damonie. Otrzymawszy twierdzącą odpowiedź, rozłączyła się i jeszcze raz wytarła twarz z łez. Z uczuciem ulgi wypuściła głośno powietrze z płuc i spojrzała na Damona, który przypatrywał się jej z zainteresowaniem.
- Przyjaciółka odzyskana - stwierdził.
Przytaknęła z uśmiechem.
- Trzeba to uczcić - odwzajemnił uśmiech. Na te słowa Elena tylko szerzej otworzyła brązowe oczy.
- O nie - zaprzeczyła gwałtownie. - Ostatnim razem, kiedy dobrze się bawiłam, niemal skończyło się to tragedią.
- To nie była dobra zabawa, tylko utapienie smutków w whisky - poprawił ją. - Tak się nie rozluźnia.
- Nie chciałam się wtedy rozluźnić - powiedziała. - Pragnęłam zapomnieć.
- Niepotrzebnie - wymruczał pod nosem, ale usłyszała to.
- O co ci chodzi? - spytała prosto z mostu.
- Tęsknisz za rodzicami, ale to przecież cholernie głupie - powiedział, patrząc jej w oczy i śmiejąc się bezczelnie. Elena stanęła jak wryta zaskoczona bezpośredniością jego słów.
- Przecież ty... też nie masz rodziców. Jak możesz tak mówić!? - zawołała,  zdenerwowana. Łzy znów nabiegły jej do oczu. Nienawidziła u siebie tej wrażliwości.
- Nie ma ich, kochanie. Dlaczego miałbym się nimi przejmować? - Jego głos podnosił się ze słowa na słowo. - Pozwól, żebym wreszcie zaczął ci pomagać. Faza pierwsza: zapomnieć.
Elena nawet nie zorientowała się, kiedy Damon stał zaraz przed nią i patrzył na nią ostro. Jego klatka piersiowa poruszała się szybko, gdyż oddychał płytko i niespokojnie.
Nie mogła zapanować nad łzami. Rany po śmierci rodziców były dla niej jeszcze za świeże. Kochała ich. Obiecała sobie,  że nigdy o nich nie zapomni. Nie mogła tak po prostu pogrzebać ich w swojej głowie.  To oznaczałoby pożegnanie się  z nimi na zawsze, a na to zdecydowanie nie była gotowa.
- Co ty wiesz o kochaniu? - szepnęła, ocierając łzy już chyba dziesiąty raz w ciągu tej godziny.
- Że co? - warknął, zbliżając swoją twarz do niej.
- Nie kochałeś rodziców, więc jak możesz kazać mi zapomnieć o moich? - spytała z wyrzutem. - Chcesz pomóc i doceniam to,  ale nie zapomnę o nich. Nigdy. Najwyraźniej nie rozumiesz, co to znaczy.
Oczy Damona podwoiły rozmiary i otworzył usta, ale szybko zamknął je i mocno zacisnął. Zauważyła, że żyłka na jego skroni niebezpiecznie pulsuje.
- Ty nic nie wiesz o mojej rodzinie - powiedział wściekły. Przełknęła ślinę, ale nie ustąpiła.
- A ty o mojej - odparła.
- Zapomnienie zawsze działa - wrócił do głównego tematu. Był niesamowicie uparty.
- Tylko w wypadku tchórza,  który boi zmierzyć się z rzeczywistością - naprawdę nie wiedziała, skąd wzięła się u niej nagle taka odwaga.
- Odszczekaj to, mała... - syknął,  chwytając ją za podbródek.
- A jeśli nie, to co? Uderzysz mnie? - spytała, uśmiechając się przez łzy. - Chciałabym wiedzieć, dlaczego tak strasznie nienawidzisz swoich rodziców. Co to za sekret, Damonie? Może będę mogła ci pomóc - dodała cicho.
Poczuła, że rozluźnia uścisk. Cały czas patrzył jej w oczy. Najpierw widziała w nich złość. A teraz gniew ten zmienił się w poczucie winy.
- To ja miałem pomóc tobie żyć dalej własnym życiem - powiedział, pocierając kciukiem jej policzek. - Musisz zrozumieć, że zapomnienie o przeszłości to pierwszy i najważniejszy punkt.
- Nie - zaprzeczyła. - Możemy zaakceptować, to, co się stało. Ale nigdy nie zapomnimy. To nadal cześć nas samych. Zapominając o przeszłości tracimy cząstkę siebie - dodała uspokajającym tonem. Naprawdę chciała zrobić coś dobrego dla tego chłopaka. Czuła, że skrywa on jakąś mroczną tajemnicę i nie może sobie z nią poradzić. - Co się stało, że tak bardzo nienawidzisz swoich rodziców, Damonie?
- Przestań - syknął. - To nie twoja sprawa.
- Jeśli mamy sobie pomagać...
- Powiedziałem: nie! - krzyknął, popychając Elenę tak, że spadła na łóżko.
Sam,  zapominając kurtki, wyskoczył przez okno.

###

Mamo.
Starałem się. Naprawdę chciałem, żeby wszystko było idealnie. Miałem poznać się z nią lepiej, kochać ją, traktować najlepiej jak potrafię. Ale muszę ją wykorzystać. Przez znajomość z Eleną spełnię Twoją ostatnią wolę: przeczytam w końcu pamiętnik pradziadka. Dzięki jej ciotce dostanę go bez problemu, wyniosę go z tej białej budy. 
Ale oczywiście musiałem namieszać. Nie umiem rozmawiać o śmierci. Och, wiem, że się śmiejesz. Ja, morderca, nie umiem rozmawiać o swoich nieżyjących rodzicach. To chore. Czyny przychodzą zadziwiająco łatwo, ale później sumienie i tak się odezwie. 
Potrzebuję teraz kogoś w swoim życiu, z kim mógłbym szczerze porozmawiać. Nie ufam Stefanowi, boję się, że przestraszę Elenę swoją przeszłością, a Ty nie żyjesz.  To cholernie niesprawiedliwe. 
Próbowałem zapomnieć o tym, co zrobiłem. Chciałem odciąć się od przeszłości. Ale ona mi nie pozwala. Elena uświadamia mi, że najważniejsza sprawa to rodzina. Że przeszłość to część teraźniejszości. I jestem nieźle wkurzony, bo nie chciałem przyznać jej dzisiaj racji.
Ale ona mnie nie zna. Nie rozumie, dlaczego nie chcę pamiętać ojca. I Ciebie też, choć głupio mi to przyznać. Tak. Ja nie chcę Cię już pamiętać. Dlatego to mój ostatni list. 
Jak zwykle schowam go pod płytę nagrobka dziś w nocy, ale tym razem już więcej nie przyjdę. Nie przyniosę ci kwiatów. Nie zapalę świecy. Nie wrócę, dopóki nie odzyskam pamiętnika. 
Nie wrócę, póki Elena nie będzie moja. 


Ten starszy i lepszy z Twoich synów, 
                                                D. S.


poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział IV

Drogi Pamiętniku!
Czasem przychodzi taka chwila, kiedy czuję się zupełnie nie na miejscu. Jestem cały czas w domu, ale jednak mam wrażenie, jakbym dryfowała gdzieś w przestrzeni, daleko od Mystic Falls. Daleko od samej siebie.
Jestem wtedy rozdarta: jedna część mnie,  ta, która łaknie przygód, mówi: "Chodźmy się zabawić! Przecież nic innego nie pozostało! Żyj chwilą, nic nie trwa wiecznie! ". Zaś druga nieśmiało podszeptuje: "Daj spokój. Wiesz, co było ostatnio. "
A najgorsze jest to, że sama nie wiem,  której części siebie posłuchać.
Wczoraj wieczorem poznałam pewnego faceta o imieniu Damon. Okazało się,  że w piątkowy wieczór to on uratował mi życie. Wydawał się miłym człowiekiem, dopóki nie dowiedziałam się,  że nie należy do rozaju tych uprzejmych ludzi,  którzy zapraszają cię co sobotę na kawę.
Jego brat jest gwałcicielem, a on?  Próbował namówić mnie na "wycieczkę" jego motocyklem. Oczywiście wiem, jak by  się to wszystko skończyło. Dlatego odmówiłam. Zresztą właśnie jadę z ciocią Jenną do Waszyngtonu. Zaniepokoiła się moją wizytą w szpitalu, tak przynajmniej twierdzi. Będę u niej teraz mieszkać. Zresztą, wszystko jedno, gdzie moje biedne ciało znajdzie swoje miejsce. Moje serce na zawsze pozostanie bez domu.
                     
   
###


Elena rozpakowała swoje rzeczy, jednak tylko te najpotrzebniejsze. Ubrania, książki i różne drobiazgi pozostawiła w pudłach stojących na środku pokoju. Nie miała ochoty na porządki. Wolała położyć się na twardym łóżku ułożonym pod dużym świetlikiem w dachu, przez który widać było tylko bure chmury.
Wiedziała, jak teraz będzie wyglądało jej życie. Jenna, pracując w Białym Domu jako asystentka, nie będzie miała czasu nawet na porozmawianie z Eleną o piątkowym wypadku. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę,  że ciotka nie kierowała się sumieniem czy dobrą wolą, biorąc ją pod swój dach. Po prostu, jako najbliższa krewna, dostała telefon ze szpitala. A szanowana w Waszyngtonie kobieta, sekretarka w Białym Domu, nie mogła odmówić pomocy swojej bratanicy.
A Elena, jak gdyby była potulnym barankiem, dała się zaprowadzić na rzeź.
Właściwie, to chyba był pretekst,  żeby nie pojechać z Damonem. Tak, raczej tak. Nie chciała jechać do ciotki, ale jeszcze bardziej bała się, że Damon może tak po prostu przymusić ją do tej jego cholernej wycieczki na motorze. Na szczęście odpuścił.
Z takimi kolesiami jak on lepiej nie utrzymywać bliższych stosunków.
Wstała, rozglądnęła się jeszcze raz po prawie pustym jasnoróżowym przestronnym pokoju i wyszła na korytarz.
- Dzień dobry - usłyszała zza swoich pleców męski głos, kiedy schodziła po zimnych, marmurowych schodach. Zamarła,  ściskając mocniej poręcz. Odwróciła się powoli i zauważyła mężczyznę około trzydziestki ubranego w dżinsy i czarny podkoszulek. - Elena?
- Tak - odparła zmieszana, gapiąc się na bruneta.
- Jestem George - przedstawił się, podchodząc i podając jej rękę. - Zostałem ci przydzielony jako osobisty ochroniarz.
Super. Jeszcze tego brakowało.

###

Elena ustaliła z Georgem zasady "chronienia" jej przed, jak to określił,  destrukcyjną działalnością społeczeństwa i mediów. No tak, przecież nie mogła zbeszcześcić dobrego nazwiska Jenny jakimś wybrykiem,  który mogliby uwiecznić reporterzy. Zgodziła się,  żeby towarzyszył jej przy wyjściu na zewnątrz,  ale miał trzymać się w określonej odległości. Przynajmniej nie musiała z nim rozmawiać.
Od samego rana ciemne chmury zapowiadały,  że można spodziewać się deszczu. Ulice Waszyngtonu pustoszały z minuty na minutę, z każdym mocniejszym powiewem wiatru. Zbliżała się pora lunchu.
Elena włóczyła się po mieście bez celu, chcąc po prostu poznać okolice mieszkania. Skręcała raz w prawo, raz w lewo,  mając nadzieję, że George się nie zgubi.
Właściwie miała już poprosić przydzielonego jej do ochrony faceta o zaprowadzenie ją do domu, kiedy w pobliskim parku zobaczyła coś,  co przykuło jej uwagę.
Na wąskiej ścieżce obok jeziorka stały dwa motocykle. A obok nich zauważyła trójkę mężczyzn i szczupłą blondynkę. Wśród tych ludzi rozpoznała Damona.
Wiedziała, że jej nie zauważył. Nawet nie spojrzał w jej kierunku, gdyż zajęty był rozmową z innym facetem. Cóż, poprawka. Damon mówił, a tamten słuchał z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
Po sekundzie blondynka krzyknęła przerażona. Elena zorientowała się, że Damon przydusza jedną ręką biednego faceta, a potem ciska nim o ziemię.
Wiedziała, że powinna zainterweniować, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Po prostu stchórzyła.
Zauważyła, że Damon kopnął faceta w czułe miejsce, a blondynka próbuje zasłonić chłopaka własnym ciałem.  Towarzysz Damona jednak przyłączył się i odciągnął dziewczynę, którą siłą posadził na jedną z pięknych maszyn. A potem odjechali razem. Nie chciała wiedzieć, po co. Wolała nie truć sobie głowy.
Nie słyszała, co takiego Damon mówi do faceta leżącego cały czas na ziemi. Ale zdecydowanie nie były to życzenia urodzinowe.
Damon kopnął mężczyznę jeszcze raz, w twarz i Elena skrzywiła się z obrzydzenia. To nie był zbyt przyjemny widok. Ale kiedy chciała już się stamtąd oddalić, nagle poczuła się jeszcze gorzej.
Zorientowała się, że Damon gapi się na nią swoimi lodowymi oczami zamrażającymi jej duszę.
Do końca dnia nie wiedziała, czego tak naprawdę się przestraszyła. Ale uciekła. I miała nadzieję, że George niczego nie widział. Coś podpowiadało jej, że nie powinna zgłaszać zaistniałego incydentu na komisariat. Możliwe,  że byłaby martwa do zachodu słońca.
Jedyna myśl,  która ją prześladowała, to jakim cudem tak nieprzyzwoicie seksowny i przystojny facet mógł być takim psycholem.

###

Wieczorem, kiedy Elena szykowała się do snu, ktoś zapukał do drzwi łazienki. Głuchy dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu, lekko denerwując dziewczynę.
- Chwila, ciociu, zaraz do ciebie wyjdę - zawołała, rozpuszczając brązowe włosy.
Uchyliła drzwi, ale nawet nie zdążyła podnieść wzroku, kiedy została odepchnięta w tył przez silne ręce.
Osunęła się na toaletkę, a gdy zauważyła kogo ma przed sobą, zamarła.
Damon stał w drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Ubrany był tak jak wcześniej w parku, w skórzaną kurtkę, biały podkoszulek, obcisłe czarne jeansy i miękkie buty za kostkę. Patrzył na nią z dziwnym blaskiem w niesamowicie niebieskich oczach.
- Co ty tu robisz?! - spytała w końcu,  kiedy już ochłonęła z szoku.
- Widziałem cię w parku - powiedział, zamykając drzwi. - Pomyślałem, że się przywitam. Chciałem to zrobić wcześniej, ale uciekłaś - zaśmiał się. - Dlaczego?
- A jak myślisz? - syknęła, prostując się.
Damon patrzył na nią jak na wariatkę.
- Serio? Przestraszyłaś się,  bo trzepnąłem tamtego gnojka w czuły punkt? - spytał zdziwiony. - Plus za odwagę.
- Dla mnie nie jest to zabawne. I jakim prawem jesteś w mojej łazience? - spytała zdenerwowana.
Damon westchnął i nonszalancko oparł się o drzwi plecami. Elena przełknęła głośno ślinę, kiedy bez jakiegokolwiek zażenowania skanował ją wzrokiem.
- Jakim prawem mnie okłamałaś?  - odbił piłeczkę, mrużąc oczy.
- Niby kiedy? - zdziwiła się, marszcząc brwi.
- W Mystic Falls. Powiedziałaś, że przeprowadzasz się do ciotki - powiedział spokojnie. - Tymczasem jesteś w domu wynajmowanym turystom z Europy,  którzy chcą zwiedzać Stany.
Serio?  Nawet o tym nie wiedziała. Myślała, że jest w domu ciotki, a tymczasem ona ulokowała ją w jakimś pensjonacie? Nie ma to jak kochająca rodzina.
- Nie okłamałam cię - odparła. - Ja nawet nie wiedziałam, że jestem w jakimś pieprzonym internacie!  To nie jest dom?- spytała zdziwiona.
- Zabawna jesteś - uśmiechnął się nieznacznie, lecz po chwili spoważniał. - Ale ja nie jestem w nastroju do żartów. Za mną ciężki dzień, Eleno. Więc bez wykrętów - zagroził.
W jego oczach było coś takiego, co kazało jej się poddać bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Po prostu stał tam, swobodnie oparty o drzwi, mrużąc oczy i wyglądając po prostu jednocześnie strasznie i seksownie.
- Kiedy ja nie kłamię - wydusiła. - Jenna Sommers jest moją ciocią.
Damon zmarszczył brwi, patrząc na nią uważnie, jakby była wariatką. Po chwili chyba zrozumiał, że mówi prawdę,  bo tylko otworzył szerzej oczy i wyprostował się.
- Pieprzysz - mruknął. - Twoja ciotka jest asystentką prezydenta? To ta Jenna Sommers?
Nie wiedziała, co ma sądzić o tym nagłym zainteresowaniu ze strony Damona, ale nieśmiało przytaknęła.
- Wow, shawty - cmoknął. - Już rozumiem dlaczego wołałaś mieszkać z nią niż z rodzicami - powiedział, rozglądając się po łazience.
W pomieszczeniu zapanowała niezręczna cisza, gdyż Elena spuściła głowę i usiadła na toaletce.
- Nie jesteś głupia - ciągnął Damon,  wkładając ręce do kieszeni kurtki. - Musi mieć kupę forsy... - wtedy popatrzył na Elenę.  - Hej. Odezwij się.
Podniosła głowę i nieśmiało popatrzyła na chłopaka. Ten posłał jej pytające spojrzenie.
- Jestem sierotą - wyznała.
Damon zareagował zupełnie inaczej, niż się spodziewała. Po prostu wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Witaj w klubie, mała - mruknął.
Przez chwilę siedzieli w ciszy. Elena oglądała swoje paznokcie, bojąc się wyprosić Damona z domu. Bądź co bądź pamiętała, jak urządził on tego chłopaka w parku. Nie chciała skończyć podobnie. No bo co, jeśli ma on problemy z opanowaniem złości? Wolała nie ryzykować.
- Opowiedz mi o nich - powiedział, lecz było w tym więcej rozkazu niż zachęty.
- Zginęli w wypadku samochodowym parę miesięcy temu - wyznała. - Wpadliśmy do rzeki.
- Przeżyłaś - to było stwierdzenie. Zauważyła, że Damon uważnie się jej przygląda. Trochę wytrącało ją to z równowagi,  więc starała się go ignorować.
- Uratowano mnie - wyjaśniła cicho. - A twoi rodzice, jeśli już o tym rozmawiamy?
Damon wydawał się być przez chwilę skołowany, jakby nie wiedział,  co powiedzieć.
- Umarli - powiedział w końcu niechętnie.
- W wypadku? - spytała,  podnosząc na niego wzrok. Kiedy widziała go w takim zakłopotaniu, zapomniała na chwilę,  z kim naprawdę rozmawia. To nie był Damon sprzed kilku godzin, kopiący brutalnie niewinnego mężczyznę. Nie chłopak palący papierosa za papierosem. Po prostu zagubiony facet, który przyszedł się z nią przywitać i zapytać, dlaczego go okłamała, choć wcale tego nie zrobiła.
- Tak - odparł lakonicznie. - To był wypadek.
Miała dziwne wrażenie, że nie mówi jej wszystkiego. Że coś dusi w sobie, ale boi się o tym powiedzieć.
Zauważyła, że wyciąga z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę.
- Nie tutaj - zaprotestowała, wstając z miejsca. - Nie chcę, żeby ciotka myślała, że palę.
Damon nie posłuchał jej, tylko lekko drżącą ręką przytknął ogień do fajki umieszczonej w ustach.
- Damon do cholery! - mruknęła. - Co ty tu w ogóle robisz?
Wypuścił dym wprost na jej twarz i uśmiechnął się lekko. Zakasłała,  odsuwając się do tyłu, a potem pobiegła do okna i otworzyła je na oścież. Powietrze o tej porze było naprawdę chłodne, zwłaszcza w porównaniu z duchotą panującą w łazience.
- Pomyślałem sobie - powiedział - że skoro uratowałem ci życie, to szkoda by było to zmarnować i dać ci sobie tak po prostu odejść.
- Super - mruknęła pod nosem, patrząc w ciemnogranatowe niebo. Uwielbiała patrzeć w gwiazdy. Zawsze wydawało jej się, że jest przy nich bardzo malutka. Jednocześnie zapomniała o problemach,  bo przecież przy ogromie przyrody wydawały się być niewielkie. Gwiazdy zawsze zdawały się mówić prawdę. Były jak stare wyrocznie znające przyszłość, mądre, bo istniejące od miliardów lat. Szkoda tylko, że kiedy odchodziła od okna,  rzeczywistość powracała ze zdwojoną siłą uderzenia.
- Mogę ci pomóc - powiedział. - Oderwać się od rzeczywistości. Od przeszłości.
- Niby dlaczego miałbyś mi pomagać? - spytała, wychylając się przez okno, żeby jeszcze bardziej odciąć się od dymu, który wypełniał łazienkę.
- Bo myślę, że jesteś tego warta - odparł. - Spójrz na mnie.
Odwróciła się powoli i stanęła z Damonem twarzą w twarz. Przez te chwilę zdążyła zapomnieć, jaki był przystojny. A teraz dodatkowo chwycił jej podbródek w dwa palce i zmusił, by popatrzyła mu w oczy.
- Nie możesz być wiecznie nieszczęśliwa. Skoro uratowałem ci życie,  szkoda by było je zmarnować - powiedział dziwnie kojącym tonem.
- Powtarzasz się - stwierdziła z lekkim uśmieszkiem.
- Widzisz? Już lepiej - zauważył. - Jutro też cię odwiedzę. I pojutrze. Jeśli będzie trzeba,  to będę przychodził do końca moich dni, ale nie pozwolę ci zmarnować życia, które ci dałem.
Elena spojrzała na niego pytającym wzrokiem, ale w końcu przytaknęła. Zdecydowanie dobrze czuła się w jego towarzystwie. Może rzeczywiście powinna iść dalej ze swoim życiem?
- Dziękuję - uśmiechnęła się.
Damon tylko pogłaskał ją po policzku i ominąwszy Elenę, wszedł na parapet i zaskoczył na trawnik. Wysokość nie była duża, ale Elena i tak sprawdziła, czy nic mu się nie stało, wyglądając za okno. Ale kiedy spojrzała w dół, nikogo tam nie było.
Pozostał po nim tylko ostry zapach papierosów.

###

Drogi Pamiętniku!
Wiem, że dziś już pisałam. Ale muszę dodać jeszcze jedno zdanie: Nikt nie jest tym, kim się wydaje. Nikt.