sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział X

Drogi Pamiętniku!
Ludzie nie mogą być dzieleni na kategorie. Nikt nie jest całkowicie dobry, ani tak samo nie istnieją ludzie źli do szpiku kosci. Ta dziewczyna, która codziennie w szkole jest najgrzeczniejsza i ma najlepsze oceny, w domu może wyżywać się na młodszym rodzeństwie. Zaś ten chłopak, który co dzień wszczyna bójki i nigdy nie jest przygotowany, zajmuje się siostrzyczkami lepiej niż ktokolwiek 
z rodziny.
Nikt nie jest tym, kim się wydaje.
Nikt nie zasługuje na potępienie ze strony ludzi i szufladkowanie do określonych kategorii.
Damon nie urodził się mordercą. Nie miał w planach zabić ojca zeszłego lata. To był impuls. Powiedział mi, że to było wtedy dla niego jedyne wyjście. Ale nie wyjaśnił,  co tak naprawdę się stało. Ukrywa przede mną wszystko, co dotyczy jego mamy. Myślę, że nadal bardzo to przeżywa. Przeszłość snuje się za nim jak cień i nie może jej zgubić. I nigdy nie zgubi. Bo o to właśnie chodzi - to, co było, jest częścią teraźniejszości. Cień zniknie dopiero po naszej śmierci.

###

- Nie wyskoczę!
Nadeszła sobota. Po piątkowych wydarzeniach życie Eleny obróciło się o 180°. To dziwne, że minął zaledwie jeden dzień. Wydawało jej się, jakby przeżyła z Damonem kilka pięknych lat.
- No dalej! - zawołał Damon, który stał na podwórku pod jej oknem i wyciągał ręce. - Złapię cię!
Odległość może nie była porażająco duża, ale Elena i tak się bała. Nigdy nie musiała skakać z okna. Nigdy wcześniej nie wymykała się z domu.
Pokonując strach weszła na parapet,  zamknęła oczy i z duszą na ramieniu puściła się framugi. Skacząc, poczuła dziwny ucisk w głowie, ale nie krzyczała. Zagryzła wargę tak mocno, że aż poczuła metaliczny posmak krwi. Bała się, że za chwilę wyląduje na twardej ziemi i połamie sobie kości.  Ale nic takiego się nie stało. Poczuła, jak silne ramiona łapią ją pewnie.
- Otwórz oczy - zaśmiał się Damon.
Elena niepewnie wypełniła polecenie i zobaczyła śliczne błękitne niebo i identyczne kolorem oczy chłopaka z czarną obwódką rzęs.
- Było całkiem fajnie - stwierdziła nieśmiało, uśmiechając się.
- Podobało ci się skakanie z okna? - spytał, stawiając ją na ziemi.
- Najbardziej ten ostatni etap - powiedziała.
- A mnie ten pierwszy - odparł, wtulając twarz w jej włosy. Przewyższał ją niemal o głowę. - Z tej perspektywy wyglądałaś seksownie, kiedy stałaś na tym parapecie.
Klepnął ją zadziornie w tyłek, a kiedy zrobiła naburmuszoną minę, zaśmiał się i pocałował ją w geście przeprosin.
- Gdzie mnie zabierasz? - spytała, kiedy już przyglądał jej się z bardzo niewielkiej odległości.
- Zobaczysz - powiedział tajemniczo. - Spodoba ci się.
Pociągnął Elenę za rękę w kierunku zaparkowanego w ukrytym miejscu motocykla. Piękna, duża, czarna maszyna stała w cieniu kilku brzóz rosnących przy drodze. Damon podał dziewczynie lśniący czarny kask, na którym widniał bardzo realistyczny rysunek ludzkiej czaszki.
- A ty? - spytała widząc, że Damon będzie jechał bez ochrony głowy.
- Dam radę - powiedział, puszczając jej oczko. - Stefan rozwalił swój kask przedwczoraj, więc nie mogłem pożyczyć.
- Co mu się stało? - zainteresowała się Elena, usadawiając się za Damonem na motorze.
- Nic - odparł lakonicznie. - Jest twardy. To rodzinne - dodał. Usłyszała w jego głosie nutkę rozbawienia.
Założyła kask, objęła Damona w pasie i wyjechali prosto w centrum Waszyngtonu.

###

Mała wzrostem Bonnie Bennet, rudowłosa przyjaciółka Eleny, dziarskim krokiem przemierzała ulicę Maple w Mystic Falls. Minęła pusty teraz dom Gilbertów i ogarnął ją smutek. Poczuła coś dziwnego. Zdała sobie nagle sprawę, że wszystko w życiu przemija. Ludzie rodzą się i umierają, i jest to naturalna kolej rzeczy. Ale Elenę dotknęło ogromne nieszczęście. Straciła wszystkich - rodziców, brata Jeremiego...
Bonnie nerwowym ruchem sięgnęła do kieszeni i szybko wyjęła chusteczkę. Jeremy był jej wielką miłością. Schrzaniła. Zawahała się, nie wiedziała, co tak naprawdę do niego czuje. Przecież, do cholery, miała dopiero osiemnaście lat! Załamał się i przedawkował. To był cios dla wszystkich.
- Hej, Bonnie! - przystanęła, kiedy usłyszała swoje imię. Podniosła głowę i zobaczyła przystojnego niebieskookiego Matta Donovana, przyjaciela ze szkoły.
- Matty? - zdziwiła się, ale szybko wpadła mu w ramiona i przytuliła się mocno do chłopaka. - Już wróciłeś z Waszyngtonu?
Matt potrzebował pieniędzy, dlatego zatrudnił się w barze w stolicy. Bonnie zdziwiło to, że wrócił tak szybko.
- Duże napiwki - zaśmiał się. - Tęskniłem za wami.
- Chciałam cię odwiedzić, ale zupełnie nie wiedziałam, gdzie cię szukać - powiedziała Bonnie, odsuwając się od przyjaciela. - Nie odbierałeś!
- Zgubiłem telefon - przyznał się z kwaśną miną. - Przepraszam. Byłaś w Waszyngtonie?
- Odwiedziłam Elenę - odparła. - Jest u ciotki - dodała cicho.
- Och - mruknął Matt, zdając sobie sprawę, co to znaczy. - A co z Caro? - spytał z uśmiechem.
Bonnie spochmurniała, a blondyn zmarszczył brwi.
- Coś nie tak? - spytał.
- Caroline spodziewa się dziecka - wyznała Bonnie, starając się robić dobrą minę do złej gry.
- Nie - zaprzeczył Matt,  wytrzeszczając oczy.
- Tak.
- To też ci coś powiem - mruknął. - Załatwimy to za jednym razem.
Bonnie spojrzała na niego pytająco.
- Wiem, że Elena jest adoptowana.
- Przepraszam?! - wykrzyknęła Bonnie. Jej brązowe oczy urosły do rozmiarów spodków.
- Chodźmy do środka, ok? - zaproponował. Bonnie skinęła głową, całkowicie nieświadomie. Ta wiadomość wstrząsnęła nią na całego. Elena była przecież dla niej niemal jak siostra.

###

Damon wiózł Elenę przez centrum Waszyngtonu, żeby potem z dość dużą prędkością wyjechać poza misto i ruszyć na północ. Im bardziej oddalali się od stolicy, tym mniej samochodów mijali, tym bardziej błękitne było niebo i zieleńsza trawa.
W pewnym momencie chłopak skręcił ostro w prawo, lecz to nie zachwiało potężną maszyną. Jeździł naprawdę zbyt długo, aby się wywracać.
Kiedy się zatrzymał, pomógł Elenie zdjąć kask i zsadził ją z pojazdu.
- I jak?- spytał z uśmieszkiem na ustach.
Czarne włosy rozwichrzone przez wiatr wchodziły mu do oczu i sterczały dookoła głowy. Wyglądał dziko. Ale w pewnym, sensie było to także słodkie.
- Jak na razie super - odparła, odwzajemniając uśmiech. - Ale gdzie jesteśmy?
Rozejrzała się. Wkoło były same drzewa. Liście szumiały, poruszane przez leciutkie podmuchy powietrza. Nie widziała nic poza tą zieloną gęstwiną.
- Wiem, że możesz czuć się ze mną dziwnie - powiedział poważnym tonem. Elena spojrzałana niego pytająco, lecz Damon wpatrzony był w swoje ręce. Nie wydawał się być zmartwionym czy zakłopotanym. Był, można nawet powiedzieć, znudzony. - Powiem wszystko, co tylko chcesz wiedzieć.
Elena zamarła. Nie spodziewała się tego po Damonie. Wszystkiego, lecz nie tego.
- Nie musisz - wyjąkała.
- Muszę - odparł chłodno i chwycił ją za rękę, dość mocno. Ruszyli w stronę drzew.
- Dobrze... - wywymruczała Elena, zastanawiając się, o co ma spytać najpierw.
Głupia. Przecież już wiedziała. Tylko się bała. Bardzo. Tylko nie wiedziała,  czy obawiała się zapytać, czy może usłyszeć odpowiedź.
- Nie bój się kochanie - powiedział, obejmując ją w pasie. - Pytaj.
- Dlaczego zabiłeś swojego ojca? - wypaliła, wbijając wzrok w ziemię. Trawa była naprawdę interesująca...
- Bo otruł matkę - powiedział spokojnie. Zbyt spokojnie.
- Otruł? - zdziwiła się. Cóż, wydarzenia jak z jakiegoś filmu. Beznadziejnego horroru.
- Tak - westchnął, pocierając kciukiem wierzch jej dłoni. - Brała leki na migrenę, a on ją upił. Byliśmy wtedy ze Stefanem na imprezie, ale wróciliśmy wcześniej, bo zjawiła się policja. Ten skur... - odchrząknął znacząco - on wiedział o lekach. Sam był czyściutki jak łza. Siłą wepchnął matce whisky, widziałem, jak się dusiła. A on patrzył.
Oczy Damona niebezpiecznie pociemniały, a uścisk dłoni stężał.
- Damon...
- Więc pobiegłem. Chyba krzyczałem - kontynuował. - Stefan powiedział, że się dałem jak diabeł. A potem nawet nie wiem co się stało. Stefan mi opowiedział, ale nie słuchałem zbytnio. A potem nawet nie chciałem wiedzieć.
- Widziałeś jak piję po lekach - powiedziała cicho.  - Dlatego mnie uratowałeś? Bo przypomniała ci się śmierć mamy?
Damon przystanął i odwrócił się do brunetki. Spojrzał na nią pierwszy raz od bardzo długiego czasu i potarł czule jej ramiona.
- Tak - odparł szczerze. - To był odruch.
- Rozumiem - szepnęła, uśmiechając się lekko. - Jeszcze raz dziękuję.
- Kolejne pytanie? - rzucił.
Elena zdziwiła się, że chce on dalej odpowiadać, ale ucieszyła się.  Miała tak wiele wątpliwości!
- Dlaczego twój ojciec otruł swoją żonę? - spytała.
- Mam tylko przypuszczenia - powiedział na wydechu, znów ruszając w kierunku gęstwiny.
- Tak? - ponagliła go.
- Chodziło o majątek pradziadka - powiedział. - Ojciec był chytrym człowiekiem. A mama chciała oddać spadek na wyższe cele. Pewnie się wkurw... - odchrząknął - Wkurzył. Bardzo.
Damon pierwszy raz użył przy niej określenia: mama. To brzmiało w jego ustach bardzo dziwnie, aż się uśmiechnęła.
- Chciałbym spełnić jej ostatnią wolę - dodał ciszej.
- Czyli? - spytała zaciekawiona.
Damon tylko uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na nią ciepło.
- To miała być randka a wyszło jak...
- Poznawanie siebie? - podsunęła. - Na tym to polega. Opowiedz - poprosiła, przytulając się do jego umięśnionego ramienia.
- Przejąć spadek i oddać te pieniądze. Jeśli leżą w sejfie, są nic nie warte - powiedział spokojnie, gapiąc się w przestrzeń.
Elenę coś ścisnęło w gardle,  kiedy usłyszała te słowa. Wzruszyła się.
- Co więc stoi na przeszkodzie? - spytała.
- Nie wiem, gdzie jest ten sejf - odparł lakonicznie, jednak widziała, że zmarszczył brwi. - I to jest cholernie wkurw... Przepraszam. - przerwał. - Denerwujące.
Elena zauważyła, że drżą mu ręce, ale nie skomentowała tego. Zorientowała się, że powstrzymuje się on od palenia. Nie wyglądał jednak dobrze.
- Ale myślę, że możesz mi pomóc - dodał. - Pradziadek zapisał wszystko w swoim pamiętniku. A wiesz, gdzie on jest? - Spojrzał na nią z dziwną pasją w oczach i odruchowo chwycił ją za ramiona. - W Białym Domu.
Elena zamarła zdziwiona.
- Błagam - wyszeptał. - Jeśli coś dla ciebie znaczę, pomóż mi. Pomóż mi zrobić prezent dla mamy w rocznicę jej śmierci.
Elena otworzyła usta i zaczerpnęła powietrze. Widziała, że Damon nie kłamie. Był tak przejęty...
- Na kiedy? - spytała cicho. Chłopak uśmiechnął się radośnie.
- Pojutrze - odparł i zbliżył się do niej. A kiedy lekko rozchyliła usta, pocałował ją namiętnie.

###

HEJJ
PRZEPRASZAM :( ALE NIESTETY - TO NIE BYŁO ZALEŻNE ODE MNIE.
ŚREDNIA NA KONIEC GIMNAZJUM WYSKOKA - 5,5 XD
W CZWARTEK IMPREZA A POTEM WAKACJE!
PAPIERY NA BIOL-CHEM ZŁOŻONE..
 TERAZ CZEKAM NA WYNIKI ;)
KOMENTUJCIE BO TO NIESAMOWICIE MOTYWUJE!  :3
NIE SPRAWDZAM NAWET XDD


środa, 4 czerwca 2014

Rozdział IX

- Kupiłaś test? - spytała Elena szeptem, wpadając do mieszkania Caroline i jej mamy w Mystic Falls. Bonnie skinęła głową, marszcząc jednocześnie brwi oraz przyglądając palec do jasnoróżowych ust i wskazała na łazienkę, dając do zrozumienia, że blondynka znajduje się w środku.
- Nie jest dobrze - stwierdziła mulatka, prowadząc Elenę do małej, nowoczesnej kuchni. Dziewczyny zawsze zazdrościły Caroline miętowych mebli i oryginalnego ekspresu do kawy. Obie jednak bały się uruchomić maszynę. Caro w kółko powtarzała, ile musiała za niego zapłacić.  - Ona chyba naprawdę jest w ciąży.
- No i co my mamy zrobić? - spytała Elena z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Usiadła przy niewielkim kwadratowym stoliku i zaczęła bawić się pomalowanymi na biało paznokciami.
- Nie wiem. W sumie, to jestem na nią zła - odparła Bonnie, nastawiając wodę na kawę. - Nie myślała i wpadła.
- Ale trzeba jej pomóc - powiedziała Elena cicho, żeby Caro jej nie usłyszała. - Wzięłaś kilka, prawda?
- Tak - przytaknęła Bonnie niechętnie. Wyjęła z szafki nad zlewem puszkę z obrazkiem misia i wsypała po łyżeczce kawy do każdej z trzech białych filiżanek.
- Boję się - stwierdziła Elena.
- To pomyśl, jak się czuje Caroline - mruknęła Bonnie, opierając się o ladę.
Elena przytaknęła i schowała twarz w dłoniach, dopóki nie usłyszała otwierających się drzwi od łazienki.
Ale kiedy zobaczyła Caroline, już wiedziała, czego ma się spodziewać. Wyglądała ona jak cień samej siebie. Jak duch, albo obłąkaniec prowadzony na śmierć. Zawsze figlarne, niebieskie oczy pozbawione były wyrazu. Wydała już na siebie wyrok i dobrze wiedziała, jakie są tego następstwa.
- Urodzę dziecko Tylera pod jednym warunkiem - oznajmiła spokojnym tonem. - Klaus nigdy, przenigdy się nie dowie, kto jest prawdziwym ojcem.
Tak związał się między tą trójką przyjaciółek pakt. Nie wiedziały jeszcze wtedy, że ktoś trzyma nożyczki mogące przeciąć niewidzialną nić ich porozumienia w każdej chwili.

###

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła Elena po wejściu do pokoju, było zerknięcie na zegar. Całkowicie straciła poczucie czasu podczas pobytu w Mystic Falls. Przez kilka godzin nadawały na Tylera, obgadywały jego Bogu ducha winną dziewczynę oraz plotkowały na różne tematy. Całe szczęście, że nie musiała łapać autobusu do Waszyngtonu. George w takich przypadkach był naprawdę pomocny.
Przeklnęła pod nosem, kiedy spostrzegła,  że jest już druga w nocy. Zdecydowała, że umyje się rano, więc zrzuciła z siebie ubranie i w samej bieliźnie wskoczyła pod kołdrę. Jednak zdziwił ją fakt, iż łóżko było przyjemnie ciepłe.
Damon, przypomniała sobie. O cholera. Wystawiła go.
Różne myśli kłębiły się w jej głowie. Pewnie jest zdenerwowany. Może właśnie kogoś bije. Albo gorzej. Chciała wstać i pobiec za nim,  choć nie miała pojęcia, dokąd. Poczucie winy rozsadzało ją od środka.
Jakież było jednak jej zaskoczenie, kiedy drzwi od jej pokoju otworzyły się, a w progu stanął właśnie Damon. Wiedziała, że to on, bo jasne światło, które odbijał księżyc tej nocy, bardzo dobrze oświetlało jego sylwetkę. Chłopak zamknął cicho drzwi i wolnym krokiem przysuwał się do jej łóżka. Przecinał swoim idealnym ciałem mrok zalegajacy w zakamarkach jej pokoju, aż w końcu odciął się od księżycowego blasku. Elena w przerażeniu zamknęła oczy. Był coraz bliżej. Czuła jego niesamowity zapach - męskie perfumy, nutkę papierosów i skórę jego kurtki. Zorientowała się, że przystanął nad jej łóżkiem.
Do cholery, dlaczego on chodził całkowicie bezprawnie po jej pokoju!?
Naszła ją myśl, że może chce ją zabić. I chyba musiała w to uwierzyć, bo kiedy dotknął jej policzka, ledwo się powstrzymała, żeby nie krzyknąć.
Ale nie. Po prostu ją pogłaskał. Niemal słyszała, jak się śmieje. Prawie widziała jego oczy. Zapragnęła go nagle objąć i namiętnie pocałować. Przytrzymać i już nie puścić.
A wtedy zabrał rękę. I wróciła rzeczywistość.
Czuła, że nadal przy niej stoi i na nią patrzy. Gdyby nie ciemności, z pewnością zobaczyłby jej rumieńce.
- Och, shawty - mruknął cicho. - Nie mogę cię kochać. To cię zabije.
Elena wstrzymała oddech i zamarła w bezruchu. Cisza przedłużająca się z każdą chwilą coraz bardziej, stała się aż za głośna.
A potem poczuła delikatne muśnięcie warg Damona na swoich ustach. Wiedziała, że nie może oddać pocałunku. To było w pewnym sensie nawet gorsze od sytuacji Caroline. To było okropne. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że Damon najwyraźniej nigdzie się nie wybierał. Usiadł przy łóżku i trwał tam cały czas bez jakiegokolwiek ruchu. A ona obserwowała go, dopóki nie zasnęła...

###

Rano otworzyła oczy z nadzieją i pewnym postanowieniem. Chciała zobaczyć Damona nadal w jej pokoju oraz powiedzieć mu, że wie wszystko z ich "spotkania" w nocy. Nie mogła stać bezczynnie i czekać. Ona potrzebowała pomocy - on również. A mieli bardzo podobne potrzeby.
Jednak Damona nie było przy jej łóżku. Głupia, pomyślała. Po co miałby zostawać? Chciała jeszcze się zdrzemnąć, ale całkowicie się rozbudziła i sen nijak nie mógł przyjść. Odrzuciła więc kołdrę i podeszła do okna, by otworzyć je na oścież i wpuścić do środka rześkie powietrze. Z uśmiechem na ustach obserwowała już rozbudzony Waszyngton. Jej dom znajdował się z dala od miejskiego zgiełku, a blisko parku, więc mogła się nacieszyć przyjemnym... przedpołudniem? Spojrzała na zegar i stwierdziła, że wcale nie obudziła się tak późno. Była dokładnie ósma trzydzieści. Czyli George'a już nie było w domu, jak co dzień.  Przyjeżdżał zawsze na pierwszą, a do tej godziny miała od ciotki całkowity zakaz wychodzenia z domu. Tak bardzo kochała Jennę!
- Ranny ptaszek z ciebie.
Elena mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy zauważyła, że Damon z firmowym uśmiechem na ustach wychodzi z jej łazienki.
- Jezu Chryste! - zawołała, kiedy już się trochę otrząsnęła. - To mój pokój! - powiedziała, marszcząc brwi w złości, jednak trochę udawanej.
- Wiem - odparł spokojnie.
- Co tu robisz? - spytała ostro.
- Jestem - powiedział, jakby to było oczywiste. To znaczy... było, ale nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
- To widzę. Co robiłeś w mojej łazience?! - czuła się skrępowana, rozmawiając z Damonem. W końcu pamiętała, i to bardzo dobrze, co powiedział do niej w nocy.
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? - spytał z cwaniackim uśmiechem.
Elena poczuła, że się rumieni, więc odwróciła się od niego. I wtedy coś sobie uświadomiła. Była w samej bieliźnie!
- Wyjdź - rozkazała, łapiąc kołdrę i zakrywając się nią. Była pewna, że jest czerwona jak burak.
- Już cię przecież widziałem - powiedział, wzruszając ramionami.
- Wyjdź, jasne? - rzuciła ostro. - Wypieprzaj z mojego pokoju!
Co jak co, ale było jej okropnie wstyd.
Damon tylko zaśmiał się i skrzyżował ręce na piersiach.
- Bo co? - spytał zaczepnie. - Podrapiesz mnie, kotku?
- Zejdź do kuchni, poczekaj na mnie, dobra? - powiedziała, nie chcąc się z nim kłócić. Po prostu czuła, że nie miałaby szans.
- Nie - odparł szybko i szczerze.
- Dlaczego? - spytała, zdenerwowana. Naprawdę dziwnie się czuła, tak owinięta kołdrą, w dodatku Damon znowu to robił. Znowu się zbliżał. Znów jego niebieskie oczy przysłoniły jej cały świat. - Zrobię ci kawę.
Pokręcił przecząco głową, ciągle się zbliżając. Aż stanął zaraz przed nią. Był wysoki. I miał zdecydowanie szerokie ramiona. Czuła się przy nim malutka. I bardzo bezbronna. Ale i... bezpieczna w pewnym sensie.
Przy takim mężczyźnie nikt by jej nie skrzywdził.
- No to herbata? - spytała zmieszana. Damon gapił się na nią. Jej wzrok mimowolnie powędrował na jego wargi. Miały ciemnoróżowy kolor i wygięte były w lekkim uśmieszku.
- Nie... Poprosiłbym twoje usta.
Ta bezpośredniość zdezorientowała Elenę i Damon wykorzystał ten moment. Pocałował ją, delikatnie, a potem objął ją w pasie. Położył dłoń na jej nieokrytych kołdrą plecach i przycisnął ją do siebie.
A Elena... wreszcie poczuła, że jest we właściwym miejscu, o właściwym czasie.

###

HIJIJJI ♥
POWIEDZIAŁAM I DOTRZYMAŁAM SŁOWA XD
JEJ, SAMA SIĘ TYM JARAM.
TAK WGL NA PRACY KLASOWEJ Z POLAKA NAPISAŁAM KRÓTKIE OPOWIADANIE I DOSTAŁAM...6! PANI POWIEDZIAŁA, ŻE MUSZĘ WYDAĆ KSIĄŻKĘ XD
A PRZECIEŻ NIKT NIE WIE O MOIM "ODDECHU" :D
JUTRO ZDAJĘ NA 5 Z FIZYKI WIĘC... TRZYMAJCIE KCIUKI.
DZIĘKUJĘ ZA ŚWIETNE KOMENTARZE - AŻ MAM OCHOTĘ PISAĆ! ;*