niedziela, 7 września 2014

Rozdział XV

Damon podwiózł Elenę niemal pod samo jej mieszkanie. Teraz szła ona dziarskim krokiem, jednak wewnątrz wcale nie była taka pewna siebie. Oto miała stanąć twarzą w twarz z matką, która w dzieciństwie oddała ją do adopcji, ale i z ciotką, która skwapliwie ukrywała przed nią prawdę.
Była wściekła także dlatego, że nawet jej przyjaciele wiedzieli o tym wcześniej niż ona sama. A to przecież właśnie o Eleny życie chodziło. To ona przeżywała wszystko i nikt nie mógł teraz cierpieć bardziej niż ona. Oszukali ją i to chyba paliło najbardziej.
Wyjęła z torebki klucz i drżącymi dłońmi wsunęła go do zamka.
Nie mogła zapanować nad emocjami, więc pierwsze, co zrobiła wchodząc do domu, było udanie się do salonu i nalanie do szklanki whisky.
Po kilku chwilach usłyszała pukanie do drzwi.
Elena zacisnęła usta i ze stuknięciem postawiła naczynie na komodzie.
Za drzwiami zobaczyła Jennę. Miała ochotę zatrzasnąć przed nią drzwi, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Eleno muszę ci wyjaśnić - zaczęła niezgrabnie ciotka, co raczej było do niej niepodobne. Zawsze starała się ona być opanowaną, wzorową kobietą sukcesu, która nie wie, co to litość czy pomyłka. Ale teraz... była inna. I to chyba właśnie sprawiło, że Elena wpuściła ją do mieszkania.
- Słucham - rzuciła ironicznie dziewczyna, kierując się do salonu i siadając na kanapie. Starała się nie patrzeć na ciotkę. Zagapiła się więc w okno.
Jenna westchnęła cicho.
- Wiedziałam o twojej adopcji od samego początku. Grayson i Miranda mieli ci powiedzieć w osiemnaste urodziny... ale nie zdążyli - po tych słowach zamarła na chwilę.
- A ty? - wtrąciła Elena chłodno. - Dlaczego ty mi nie powiedziałaś?
- Bo nie umiałam - wyznała. - Zrozum, to nie było dla mnie łatwe.
Twarz Jenny przez chwilę wyrażała złość, coś w rodzaju irytacji. Elena nie dała się zastraszyć. Ciotka już dawno przestała być dla niej kimś, dla kogo czuła respekt.
- To świetnie - syknęła. - Spotkam się z moją prawdziwą matką, ale nie spodziewaj się cudów - powiedziała ironicznie, wychylając resztę alkoholu ze szklanki. Uśmiechnęła się nieszczerze i zaraz zmieniła wyraz twarzy na pogardliwy. - I nie chcę już tu mieszkać.
Ciotka spojrzała na nią dziwnie, była zaskoczona.
- Chciałam, żebyśmy były bliżej siebie - powiedziała. A najgorsze w tym wszystkim było to, że Elena wyczuła w jej głosie szczerość.
Ale czy tak właśnie wygląda zaciśnianie więzów? Ciotka harująca od świtu do zmierzchu jako ważna osoba w Białym Domu i nastolatka - złodziejka?
- To nie wypali - stwierdziła Elena głosem wyzutym z emocji. Miała dość tej szopki jaką raczyła ją Jenna. Na chwilę obecną tylko Damon był dla niej ważny. Tylko on jej nie okłamywał. On był prawdziwy.
- Rób jak chcesz - westchnęła ciotka, kręcąc głową. W tamtej chwili wydawała się Elenie conajmniej o dwadzieścia lat starsza.
Coś w głowie dziewczyny drgnęło, jakaś iskra współczucia, ale zdusiła ją w zarodku.
- Właśnie - przytaknęła Elena. - Kiedy Isobel i Katherine wyjadą, wynoszę się.
Jej głos wyrażał pewność siebie, ale tylko sama Elena wiedziała, że były to tylko pozory. Myśli tłukły się w jej głowie, raz przebijał się głos rozsądku, ale po chwili zduszał go mały diabełek, znajdując jakieś usprawiedliwienie. - Nie powinnaś pić - westchnęła Jenna, patrząc, jak Elena nalewa sobie nową porcję alkoholu do szklanki.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty odpowiadać ciotce. W sumie nawet Jenna nie była jej ciotką. Teraz nie musiała okazywać jej wymuszonego szacunku należnego członkom rodziny. Już nie miała rodziny.
Ciszę przerwał nagły dzwonek do drzwi. Elena drgnęła, przestraszona. W jej umysł wlał się niepokój. Zawładnął jej ciałem, tak, że straciła możność ruchu. Zaczęła gorączkowo myśleć. Jaka będzie jej matka? A siostra? Czego chcą po tylu latach?
Ale zorientowała się, że mimowolnie szuka drogi ucieczki.
Chciała uciec do pokoju i schować się pod kołdrę. A najlepiej by było, gdyby zjawił się Damon i po prostu mocno objął ją silnymi ramionami, przyciskając do piersi i całując ją w czoło.
Jenna wstała i podeszła do drzwi.
A zanim Elena zdążyła zareagować, w pokoju stały już we czwórkę.
- Eleno, to Isobel - oznajmiła chłodno Jenna, wskazując na kobietę po swojej prawej stronie.
Trzydziestka, oceniła szybko Elena. Kobieta miała czarne włosy do ramion, a na jej blade czoło spadała grzywka. To, na co niemal od razu zwróciła uwagę w jej twarzy to oczy - były niebieskie,duże, może trochę zbyt duże. Ale to być może był efekt zastosowania jasnego cienia do powiek oraz dobrej mascary. Prosty nos, zero różu na policzkach. Uśmiechała się lekko, ale bez cienia radości. Jej strój był cały czarny, co tylko pogłębiało wrażenie, że skóra Isobel jest okropnie blada.
- Witaj - mruknęła Elena, nie kwapiąc się, by podać matce rękę.
Jej uwagę bowiem zaprzątnęła Katherine.
Wyglądała jak ona sama. Gdyby nie lekko kręcone, jaśniejsze włosy, węższe biodra i ździrowaty uśmieszek to byłyby identyczne.
- Czy my jesteśmy bliźniaczkami? - spytała Elena, starając się brzmieć spokojnie. Prawdą było, że widok Katherine mocno nią wstrząsnął.
- Brawo idiotko - zachichotała dziewczyna. Elena już czuła, że się nie dogadają.
Isobel zgromiła Katherine wzrokiem ale ta nieszczególnie wzięła sobie to do serca. Rzuciła tylko okiem po pokoju i usiadła na kanapie, zakładając nogę na nogę i prezentując skórzane botki na obcasie wysokości wieży Eiffla.
- Przejdę do sedna Eleno - powiedziała prosto z mostu Isobel, a nieszczery uśmiech zniknął z jej pomalowanych czerwoną pomadką ust. - Jesteś córką, którą podrzuciłam u Mirandy i Graysona, moich znajomych. Nie dałabym rady z dwójką małych dzieci - mówiła to tak lekkim tonem, że Elena poczuła, że jest jej najzwyczajniej w świecie przykro.
- Dlatego zostawiła sobie tą lepszą, silniejszą - wtrąciła Katherine, bawiąc się końcówkami jasnobrązowych loków.
- Milcz - syknęła Isobel, a Kath wystawiła jej język.
Elena zorientowała się, że w zasadzie chyba nie żałuje, że znalazła się u Gilbertów. Nie wytrzymałaby z Katherine nawet godziny.
- Grayson był bratem twojego ojca - dodała Isobel, oglądając paznokcie, jakby mówiła i czymś mało istotnym.
- Może usiądziemy - wyrwało się Jennie.
A jednak była jej ciotką. Skoro jej prawdziwy ojciec to brat Graysona, to siłą rzeczy Jenna to jej ciocia.
Mimo wszystko Elenie ulżyło. Ale  dziwne uczucie w brzuchu narastało z każdą chwilą. Nie wiedziała czy to z nerwów, czy może po prostu mózg dawał jej znaki, że za chwilę dowie się czegoś okropnego.
- Czego chcesz po tylu latach? - spytała bez ogródek. Naprawdę kiepsko się poczuła. Chciała mieć wszystko z głowy.
- Od kiedy dowiedziałam się że Gilbertowie nie żyją, zaczęłam cię szukać - powiedziała Isobel, podchodząc bliżej Eleny. Jenna przyglądała się tej scenie ze zaciekawieniem pomieszanym z szokiem.
- Po co? - spytała brunetka, mierząc wzrokiem kobietę. Chwyciła się za brzuch, gdyż poczuła dziwne ukłucie. Wzięła to za znak: nie pozwól jej się zbliżyć!
Ale nie miała miejsca, by się cofnąć.
- Bo jesteś moją córką. I chcę... - Isobel przesunęła się jeszcze bardziej. Elena zauważyła, że jest kilka centymetrów wyższa. To dawało jej pewne poczucie bezpieczeństwa. Głupia była, ale cóż. Musiała czymś oszukać mózg. - Chcę, żebyśmy były rodziną. We trzy.
Katherine chyba nie była zbyt zadowolona, bo prychnęła dosyć głośno. Ale Elena nawet na nią nie spojrzała. To była jej indywidualna decyzja.
- Nie sądzę, żeby to się udało - odparła spokojnie, lecz w jej oczach pojawiły się łzy. Isobel musiała zauważyć jej chwilę słabości, bo wykonała gest, jakby chciała przytulić Elenę.
A brunetka nie odepchnęła jej. Bo przez chwilę wydawało jej się, że Isobel też się wzruszyła.
Ramiona matki objęły dziewczynę.
Przez chwilę trwały w uścisku, a Elena czekała. Czekała, aż popłyną jej łzy wzruszenia, albo poczuje miłość matki. Ale choć kobieta gładziła ją po plecach i wtulała podbródek w jej ramię bardzo mocno, Elena nie czuła nic.
Szukała miłości, ciepła, zrozumienia. I starała się wydobyć je z tego uścisku, ale zobaczyła tylko pustkę. Cokolwiek było kiedykolwiek między nimi, nawet jeśli chodzi o pierwsze chwile życia Eleny, teraz zniknęło. Nie było nic. Żadnych uczuć.
- To nie wypali - stwierdziła Elena po chwili, lekko odsuwając się od matki. Nadal miała łzy w oczach, ale to raczej były łzy zawodu. - Bo ja cię nie kocham. Ja cię nie znam - powiedziała, hamując płacz.
- Mówiłam - mruknęła Katherine, podnosząc się z kanapy. - Ta mała idiotka ma już za dużo w dupie. Myślałaś, że będziesz mogła tak po prostu przyjść i powiedzieć: "jestem twoją matką, wiesz?" - prychnęła. - Przecież ona ma nas gdzieś.
- Nie o to mi chodzi - zaprzeczyła Elena szybko i stanowczo.
- To o co? - spytała Katherine i spojrzała na nią pogardliwie. Elena zamarła. Nadal nie mieściło jej się w głowie, że ta oto osoba jest jej siostrą. Były takie podobne a jednocześnie tak różne. Od początku Elena wiedziała, że jej bliźniaczka jest osobą silną, pewną siebie. A ona sama rzadko miewała przebłyski odwagi. Na codzień wolała się nie wyróżniać z tłumu.
Ale Elena przede wszystkim była osobą wrażliwą.
Dlatego w tamtym momencie, chociaż nikt nie powiedział jej czegoś szczególnie przykrego, zaczęła płakać. Po prostu. Nie chciała. To się działo automatycznie. Pokój zaszedł mgłą, widziała już tylko kolorowe plamy. I wtedy znów to poczuła - kłujący ból w brzuchu. Ostry.  Bardzo silny.
I wtedy po prostu wiedziała, że nie jest to zwyczajna grypa żołądkowa.
 - Jeszcze teatrzyk odstawia - prychnęła Katherine. I to były ostatnie słowa, które usłyszała.
Potem była tylko ciemność.

###

Elena wróciła do przytomności chyba całkiem szybko, jak się jej zdawało, bo Isobel i Katherine stały nad łóżkiem.
Jenna również tam była. Musiały ją położyć w salonie, bo rozpoznała charakterystyczny sufit oklejony kasetonami w wymyślne wzory, które przypominały jej twarze jakiś demonów.
Próbowała się podnieść, ale Isobel jej nie pozwoliła.
- Musisz odpocząć - stwierdziła chłodno.
- Świruska - mruknęła Katherine i zaraz potem zeszła Elenie z oczu.
- Pogadamy później - szepnęła Jenna. Brunetka zrozumiała. Ciotce chodziło o alkohol. Może rzeczywiście nie powinna pić? Może to źle na nią działało?
Potem niczego nie pamiętała, zasnęła.
Obudził ją dźwięk własnego telefonu. Odruchowo sięgnęła na szafkę nocną, ale tylko strąciła na ziemię kubek. Potoczył się on po kawałku podłogi i zatrzymał na dywanie.
A Elena usłyszała, że ktoś odkłada jej telefon. I dzwonek ustał.
- Damon? - spytała Katherine. Nie było w tym pytaniu ani krzty ironii. Raczej zaciekawienie.
I może coś jeszcze. Ale nie mogła zgadnąć, co.
Elena już dawno ustaliła, co będzie mówić, gdy wyda się, że ma coś wspólnego z Damonem. Dlatego działała według planu, spokojnie. To,  że dopiero się zbudziła, pomogło. Nie musiała martwić się o ton głosu.
- Kumpel - odparła. - Daj mi telefon.
- Cóż, znałam takiego Damona. To było w Nowym Orleanie - powiedziała Katherine, mrużąc oczy. Uśmiechnęła się. - Był boski, serio. Ale cholernie skomplikowany i niestety, niewierny - dodała z przekąsem, ale uśmiechając się lekko.
- Daj - powtórzyła Elena. Wtedy dzwonek znów rozbrzmiał w pokoju. Katherine jak gdyby nigdy nic wzięła telefon do ręki i odebrała. Elena patrzyła na to z niepokojem.
- Halo? - spytała Kath udając grzeczny ton Eleny.
- Skarbie, co się dzieje? - usłyszały, bowiem Katherine włączyła głośnik. - Miałaś dać znać.
- Misiu, przepraszam, ale tak wyszło... - wywymruczała Kath, robiąc minę jakby było jej bardzo przykro.
- Misiu? - zdziwił się Damon i w tym momencie Elena wstała z łóżka. Pomimo ciemnych plam przed oczami podeszła do siostry i sięgnęła po telefon. Ale Katherine zdążyła uciec.
Zachichotała do słuchawki.
- Wiesz, bardzo miła ta moja siostra - powiedziała mu z uśmiechem.
Elena zarumieniła się częściowo ze złości, częściowo ze wstydu, że Kath rozmawia z jej chłopakiem. Zresztą nadal czuła się dziwnie.
- To dobrze - powiedział Damon. - A mogę wpaść? Teraz?
- Katherine! - zawołała Elena, nie widząc innego wyjścia. Była pewna, że Damon ją usłyszał, bo nagle zamilkł. Cisza zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Aż przerwała ją Katherine swoim ironicznym, lecz melodyjnym głosem.
- Witaj Damonie. Jak miło znów cię słyszeć -  powiedziała z uśmiechem, patrząc wprost w oczy Eleny. - Myślę, że powinieneś opowiedzieć swojej dziewczynie o naszej znajomości, prawda? A może ułożymy sobie trójkącik? - zaśmiała się.
A Elena stała jak wmurowana z otwartymi ustami.
- Pamiętasz, jak krzyczałam twoje imię? Mówiłeś, że kochasz, kiedy to robię, bo mam anielski głosik - stwierdziła. Damon nadal milczał. - Elena mówi zupełnie jak ja - dodała. - Ciekawe, nie?
- Nie - zaprzeczył w końcu Damon krótko. I znów nastała cisza.
- Co to ma być? - spytała Elena, wpatrując się w siostrę. Ta stała na środku pokoju z telefonem przy uchu w jednej dłoni, jednocześnie drugą ręką poprawiając swoje loki.
- Wpadnij - powiedziała tylko Katherine. Ale jej głos nie był już miły czy nawet ironiczny. Po prostu patrzyła na Elenę pustym wzrokiem a jej głos był twardy, niski. I jednym ruchem rzuciła telefon w stronę łóżka, lecz nie trafiła. Urządzenie roztrzaskało się na ścianie.
Elena tylko otworzyła usta i cofnęła się odruchowo.
- Co to ma być?! - powtórzyła, tym razem ostrzej. Skoro jej siostra nie miała żadnych zahamowań, też nie powinna mieć. Najlepszą obroną był w tym przypadku atak.
- Luz - mruknęła Kath, mijając Elenę i podchodząc do drzwi. - Damon kupi ci nowy jak prześpisz się z nim parę razy - powiedziała nie kryjąc chamstwa. Uśmiechnęła się nieszczerze i nacisnęła klamkę.
 - O co ci chodzi? - spytała Elena, zaciskając dłonie w pięści i podchodząc do Katherine starając się jednocześnie opanować zawroty głowy. - Masz żal bo cię zostawił czy jak?
Katherine wyraźnie chciała zaprzeczyć, potem jakby zmieniła zdanie. Zaczęła się wyraźnie wahać co powiedzieć. Aż w końcu po chwili milczenia uniosła brwi i spojrzała na Elenę.
- Mam żal, że mnie zostawił. Ale bardziej boli mnie to, że dorwał kolejną głupią laskę i ją wykorzysta. A nie pozwolę, by była nią moja jedyna siostra - wyznała i wyszła z pokoju.
Elena zaklęła w myślach i usiadła na fotelu przy toaletce.
Spojrzała na resztki telefonu. I zaczęła się poważnie zastanawiać, czy Damon naprawdę jest taki, jak wszyscy o nim opowiadają. Że się nią bawi. Że tak naprawdę ma ją gdzieś i pewnego dnia kopnie ją w tyłek i ucieknie.
A potem pomyślała o Katherine i Isobel. I Jennie. Były jej jedyną rodziną. Może nie perfekcyjną, ale jaka rodzina jest idealna? Jak długo będą się wspierać, tak długo będą się szanować i kochać. I nie miała wyjścia. Zrozumiała w tamtym momencie, że musi myśleć, by zdobyć jak najwięcej osób, które będą dla niej podporą. Musiała mieć mamę, albo chociaż kogoś, kto będzie ją udawał. I dadzą sobie czas, by się poznać, pokochać.
Elena zwinęła się w kłębek i ukryła twarz w kolanach. Wyciszyła się tak, że nagle doznała wrażenia, że jest sama na całej kuli ziemskiej, zupełnie sama. I że nie ma nic. Że otacza ją pustka i to, co istnieje, to tylko niespełnione obietnice, ból i słodkie cierpienie, jakby oczekiwanie na coś. Ale to coś nie nadchodziło. I czuła, że czeka ją coś złego, ale mimo to wyczekiwała tego z utęsknieniem. I zaczęła się uśmiechać do tej nicości, która ją otaczała, ale jednocześnie płakała. Płakała, bo... bo czuła, że powinna.
Ale kiedy kolejny już szloch wyrwał się z jej piersi, poczuła delikatny dotyk palców na swoim odsłoniętym karku. Drgnęła z przerażenia i podniosła twarz. Jej mętny wzrok zarejestrował postać mężczyzny kucającego przy jej fotelu. Podniósł on dłoń do jej twarzy i delikatnym ruchem, jak gdyby dotykał delikatnego kwiatu, otarł łzy z policzków Eleny. Ale po tamtych pojawiły się nowe i po chwili zaczęły wsiąkać w czarną koszulę Damona, gdy Elena wtuliła się w jego ramię.
- Co ona ci zrobiła? - spytał cicho, głaszcząc ją po plecach, które drżały.
- Nic - wydusiła dziewczyna dziwnym głosem i zaraz odsunęła się od Damona. - Ale powiedziała mi wiele rzeczy... o tobie. O.. o was - dodała.
Może i nie było to do końca zgodne z prawdą. Ale musiała jakoś wyciągnąć z Damona cokolwiek.
- Czy ty mnie kochasz? - spytała, spoglądając mu w oczy i łapiąc za rękę, którą próbował znów otrzeć jej łzy.
- Tak - odparł śmiertelnie poważnym tonem - Masz wątpliwości?
- Tak! - odparła, cofając się lekko. - Nie jest łatwo, kiedy wszyscy wokoło powtarzają, jaki jesteś!
Damon westchnął i spojrzał na nią, ściągając jej wzrok ostrym spojrzeniem i lodowatymi tęczówkami.
W tamtej chwili Elena poczuła, że mogła go albo znienawidzić, albo kochać jak wariatka, do bólu, do ostatniej kropli krwi.
- A czy nas obchodzi, co mowia inni?Kocham cię Eleno - powiedział chłodno, lecz jego głos był tak głęboki, że Elena poczuła, że czerwieni się z gorąca. - I jeszcze raz spróbujesz mieć wątpliwości...
- To co? - spytała, widząc, że pochyla się nad nią coraz bardziej.
- To pomyślę, że chcesz się mnie pozbyć - powiedział. - A nie chciałbym tego. I ty też - dodał, kiedy już dotykał ustami jej policzka rozpalonego przez rumieńce.
- Lubisz manipulować ludźmi? - zachichotała Elena, obejmując jego kark i pozwalając, by podniósł ją z fotela.
- To moja pasja - wymruczał z błyskiem w oczach i uśmiechnął się zadziornie.

###

02:34
Do: Stef
Temat: problem!
Możemy mieć opóźnienie przez pewną dziwkę, na pewno ją pamiętasz. Katherine. Zajmij się nią. Wracam pojutrze. Damon.

###

Chciałam bardzo przeprosić za opóźnienie, ale no cóż. Szkoła! :/
Nowa klasa, nauczyciele, budynek... ech. Nie będę tu niestety tak często, chociaż będę się starała :)
Rozumiem też,  że nie macie siły komentować. Ale nawet uśmiechnięta buźka z anonima motywuje i sprawi, że rozdział pisany pod wpływem emocji i radości będzie szybciej ;D
Pozdrawiam xx