niedziela, 14 grudnia 2014

EPILOG


On jest powietrzem bez którego nie moge oddychać.
Wszystkim co posiadam, wszystkim czego potrzebuję.
Trzyma moją miłość w swoich rękach, ja wciąż czegoś szukam próbując złapać oddech.
Pozostaje mi więc mieć nadzieję, że kiedyś znów złapię oddech.
Znów będę potrafiła oddychać.

###

Chyba jeszcze nigdy nie czuł takiego zimna.
Takiej pustki.
Bezsilności.
Poczucia bezsensu.
Patrzył na swoje ręce i zastanawiał się, czy Bóg istnieje, skoro pozwolił na śmierć tak cudownej osoby.
A potem doszedł do wniosku, że śmierć była dla Eleny nagrodą. Że prawdziwe życie dopiero się dla niej zaczęło. A on, żeby móc ją jeszcze spotkać, musi się poprawić.
Bo jest czas siania i czas zbiorów, czyż nie?
Damon wziął do ręki rysunek, który Elena wykonała parę dni wcześniej w parku.
A potem przypomniał sobie, jak uratował jej życie, gdy leżała nieprzytomna.
Może nie był taki do końca spisany na straty?
- Stefan! - zawołał. Po chwili jego brat zjawił się w drzwiach pokoju. Damon spojrzał na niego i uśmiechnął się.
- Tak? - spytał Stefan zaniepokojony.
- Tylko upewniam się, że jesteś.
- Zawsze będę - odparł Stefan, odwzajemniając uśmiech.


#############
To koniec Oddechu, mojego drugiego bloga :)
Smutno trochę...
Tak trochę bardzo nawet :(
Pytałyście, czy będę dalej pisać. Będę :D
I mam zalążek pomysłu, ale muszę go rozważyć xd Jeśli zacznę pisać to poinformuję Was tutaj :)
A teraz..
DZIĘKUJĘ!
Za każdy komentarz. Za każde wejście tutaj. Za motywację. Mam nadzieję, że się podobało :D

See you soon xx


wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział XIX

JEŚLI SKOMENTUJESZ TO BĘDZIE MI NIESAMOWICIE MIŁO.


Najgorzej jest, kiedy przestajesz myśleć racjonalnie. Myśli kłębią się w twojej głowie, nie chcąc uporządkować się w coś konkretnego, nie widzisz punktu zaczepienia i biegniesz przed siebie na oślep. Patrzysz, lecz nie widzisz. Słuchasz, ale nie słyszysz. Życie zaczyna tracić sens.
Zaczynasz myśleć o tym, jak mogło być dobrze, ale potem zdajesz sobie sprawę, że przecież już nic nie zmienisz.
A najbardziej denerwuje to, że nawet nie miałeś na nic wpływu, że tylko poddałeś się okrutnemu losowi.

Zimny wiatr rozwiewał przerzedzone już włosy Eleny, pieszcząc przy okazji jej bladą skórę policzków. Ubrana była w biały swetr, a nogi miała przykryte grubym kocem. Na kolanach trzymała niedokończony szkic pięknej dziewczyny, bardzo podobnej do niej samej, oraz ołówek.
Listopad tego roku był chłodny.
- Może pójdziemy do domu? - spytała Bonnie z troską. To znaczy; specjalnie tak zmodulowała głos. Było jej cholernie zimno, kiedy stały tak w parku, w miejscu, gdzie często organizowali pikniki wraz z przyjaciółmi.
Bonnie stała. Elena siedziała na wózku.
- Jeszcze chwilę - poprosiła Elena i zamknęła oczy.
Bonnie westchnęła cicho, wypuszczając z ust kłąb pary. Zdawała sobie sprawę, że jej przyjaciółka nie pożyje już zbyt długo, dlatego zaproponowała jej wypis ze szpitala. Elena czuła się na tyle dobrze, że lekarze na to pozwolili. Na kilka dni. Kilka ostatnich dni.
Telefon mulatki rozdzwonił się, przerywając przyjemną ciszę.
- Tak? - odebrała z lekkim uśmiechem, bowiem na wyświetlaczu pojawił się numer Caroline.
- Bonnie Bennet! - zawołała dziewczyna, wprowadzając mulatkę w osłupienie. - Gdzie ty się włóczysz!? Miałaś teraz być przy Elenie a tymczasem...
- Jestem - przerwała rozwścieczonej Caroline brunetka.
Na chwilę między nimi zaległa cisza.
- Co? - spytała blondynka już ciszej.
- Jestem z Eleną w parku - odparła spokojnie. - Zaraz opadną mi wszystkie palce, więc jak będziesz tu jechać,  to załatw mi jakieś rękawiczki - dodała z uśmiechem.
Caroline wyraźnie odetchnęła po drugiej stronie linii.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - spytała z wyrzutem. - Nawet nie wiesz, jak się wszyscy przestraszyliśmy!
- Wybacz - odparła Bonnie, chwytając rączkę wózka. Spojrzała na uspokojoną Elenę i poczuła, że zaraz do jej oczu napłynął łzy. Przełknęła głośno ślinę i odetchnęła głęboko.
- Będziemy za chwilę - powiedziała jeszcze Caroline.
Elena otworzyła oczy i spojrzała na Bonnie, jakby chcąc przekazać, że rozumie, o co chodzi.
Równocześnie się uśmiechnęły, co było kroplą przepełniającą czarę u mulatki.
Gorące łzy pociekły po jej policzkach. Uśmiechała się jednocześnie, gdyż Elena chwyciła ją za rękę.
- Zagramy w pięć pytań? - spytała, chcąc odciągnąć Bonnie od przykrych myśli. Dziwne, że to ona, umierająca, musiała pocieszać wszystkich wokoło.
Bennettówna kiwnęła głową i przykucnęła przy przyjaciółce.
- Wybaczysz mi, że powiedziałam, że to przez ciebie Jeremy się zabił? - spytała smutno Elena. Bonnie stanął przed oczami obraz, jak podczas tego pamiętnego wieczoru, gdy Elena się upiła, powiedziała tak przykre słowa.
- Pewnie - odparła, pociągając nosem. - A ty mi, że zostawiłam cię wtedy samą i pijaną?
- Zasłużyłam! - odparła Elena z lekkim uśmiechem. - Zresztą, nawet dobrze to wyszło.
Bonnie otworzyła szerzej zaczerwienione oczy.
- Dlaczego?
- Bennet, to drugie pytanie! - ostrzegła Elena, mrużąc oczy.
Od kiedy Damon i Elena zaczęli się spotykać, Bonnie i Caroline wiedziały o wszystkim, o czym oczywiście powinny wiedzieć. Ale najwyraźniej Elena zapomniała wspomnieć o początku ich znajomości...
- Mów! - zawołała mulatka.
- Uratował mi życie, kiedy pojechałaś po imprezie - odparła z uśmiechem. Zobaczyła, jak przyjaciółka robi dziwną minę, więc dodała: - zrobił mi usta-usta!
- Jakie romantyczne.. - zachichotała Bonnie. - A ja naprawdę nie wiedziałam, co ty w nim widzisz. Oprócz wyglądu oczywiście - zagaiła. Elena zaśmiała się cicho.
- Teraz ja - powiedziała Gilbertówna, poprawiając swój koc. - Będziesz tak miła i zechcesz wygłosić mowę w moim imieniu na pogrzebie? - spytała, zaciskając dłonie wokół nieco ciemniejszych palcy przyjaciółki.
Uśmiech zniknął z ust Bonnie.
- Będę zaszczycona - odparła z pełną powagą. Musiała się ostro hamować, by nie wybuchnąć płaczem.
Elena uśmiechnęła się, zadowolona.
To właśnie Bonnie była tą osobą, która według niej była najlepsza do tej "roboty".
- Co mam zrobić z pamiętnikiem? - spytała Bennet, kiedy zorientowała się, że teraz jej kolej.
- Przechowasz? - podsunęła dziewczyna. - Są tam ważne rzeczy.. no wiesz, tak na wszelki wypadek..
Zaśmiały się.
- Co będziesz robić w przyszłości? Miałaś iść na psychologię w tym roku - powiedziała Elena.
- Miałyśmy - poprawiła ją Bonnie, nieco smutniejąc. - Chyba znajdę chłopaka, a studia w tym roku odpuszczę. Nie dam rady - odparła. Ale nie spojrzała Elenie w oczy. Nie umiała.
- Rozumiem - stwierdziła Elena. - Ale mówię tak chyba tylko dlatego, że nie dam rady wstać z tego wózka i kopnąć cię w tyłek.
Bonnie uśmiechnęła się przez łzy.
- Jeszcze dwa - przypomniała Bonnie. - Najważniejsze - zaznaczyła na wstępie. Odczekała chwilę, zbierając myśli. - Boisz się?
Elena zastanowiła się chwilę.
- Tak - odparła spokojnie, bez większej fascynacji czy smutku. - Boję się, że nic TAM nie będzie - dodała cicho.
- Trzeba wierzyć - powiedziała Bonnie, starając się, by jej głos brzmiał pewnie.
- Na tym polega ten świat? - prychnęła Elena. Ale w jej głosie nie było złości. Tylko rozżalenie. - Na wierze, co nie?
- Wydaje mi się, że tak - odparła spokojnie mulatka, poprawiając koc na nogach Eleny. - Tylko na wierze.
- Do bani - stwierdziła Elena. - Gdybym była pewna, że idę albo do Nieba, albo do Piekła, na pewno postępowałabym lepiej i rozważniej.
Bonnie zaśmiała się.
- Nie sądzę - stwierdziła.
Elena zacisnęła usta i spojrzała na nią karcąco.
- Gdybyśmy wiedzieli o istnieniu Boga, na czym polegałaby wtedy wiara? - wtrącił niski, lecz lekko drżący głos.
Elena zamarła i szybko odwróciła się, na ile tylko pozwalał jej wózek.
Damon stał pod jednym z dębów z typową dla siebie nonszalancją, lecz przystojną twarz miał ściągniętą w dziwnym grymasie. Usta mu drżały, ale nie był to dreszcz podniecenia czy nawet zimna.
Elena uśmiechnęła się.
- Przyjechałeś - powiedziała. To było oczywiste, ale nie mogła się powstrzymać.
Bonnie wymruczała coś pod nosem i oddaliła się w stronę najbliższej ławki.
Damon podszedł do dziewczyny i przykucnął przy wózku.
- Źle się stało, że wyjechałem - powiedział ze skruchą, bawiąc się frędzlami koca.
- Źle, że nie pojechałam z tobą - stwierdziła Elena, łapiąc go za rękę.
- Nie próbuj zwalać winy na siebie! - warknął Damon. - To, co zrobiłem było głupie.
Zauważył szkic na kolanach Eleny i wziął go do ręki.
- Pięknie - powiedział, przyglądając się dziewczynie na rysunku. Potem wziął od Eleny ołówek i zaczął rysować.
- Nie zepsuj! - zawołała brunetka z nutą desperacji w głosie.
- Spokojnie - mruknął, wpatrzony w kartkę.
Po dwóch minutach oddał jej szkic, lecz nieco zmieniony. Damon miał talent.
Dorysował dziewczynie koronę, a obok niej stworzył klęczącego chłopaka o czarnych włosach i potarganej kurtce.
Pod rysunkiem widniał piękny podpis: "I żyli długo i szczęśliwie."
A pod spodem, bardzo drobnym druczkiem było napisane: "A tak naprawdę to skończyło się najgorzej jak mogli sobie wymarzyć."
Rozpłakała się.

###

Poczuła, że to już. Ale nie mogła w to uwierzyć.
- Ciociu - wyszeptała. - Źle się czuję...
- Alaric! - zawołała spanikowana Jenna.
Po chwili jechali już do szpitala.
Elena tylko szeptała niezrozumiałe wyrazy, okropnie bolał ją brzuch. Myślała o wszystkim i o niczym. Kłujący ból odbierał jej zdolność do czegokolwiek. Wszystko docierało do niej przetarte i niejasne, jakby wcześniej musiało przedrzeć się przez grubą barierę, która niczym czarna dziura pochłaniała sens słów oraz wszystkie obrazy.
Wiedziała tylko tyle, że gdy została podpięta pod kroplówkę, została sama. A potem zasnęła.

###

- Eleno - wydusił z siebie Klaus.
Trzymał mocno jej bladą i chłodną dłoń i patrzył na zamknięte powieki. Brązowe włosy dziewczyny ułożone były przez jedną z pielęgniarek po lewej stronie głowy. Oddychała, a jej serce nadal biło. Ale spała. I miała się nie obudzić.
- Słów mi brakuje, żeby wyrazić, jaka jesteś dzielna - wyznał szczerze, hamując łzy. Jego wytatuowana dłoń dziwnie wyglądała w porównaniu z jej drobną rączką. - Nigdy się nie skarżyłaś, wybaczałaś i śmiałaś się z nami, pomimo tej całej przeszłości. A to że umierasz... to chyba dobrze. Tam jest lepiej - dodał drżącym głosem.
Potem ucałował jej dłoń.
- Do zobaczenia - powiedział, wstając. Ale nie odpowiedziała.

###

- Zostało mi jeszcze jedno pytanie - zauważyła Bonnie, ocierając chusteczką policzki mokre od łez. Siedziała już z Eleną około dwudziestu minut, ale nie chciała się z nią rozstawać.
Elena spała. Nie ruszała się. I to było chyba najbardziej przerażające.
- Kiedy już będziesz tam na górze.... nie zapomnisz o mnie? O tej małej ziemskiej przyjaciółce, która wylała ci kiedyś talerz rosołu na głowę na stołówce? Albo chciała pokazać piękną polanę w lesie i potem zapomniała drogi do domu?
Bonnie zaczęła głośno płakać. W końcu drzwi się otworzyły i ktoś objął ją ramieniem i wyprowadził. To był Alaric.
Kilkanaście osób stało przed salą, lecz nie wszyscy weszli do środka. Elenę odwiedziły jeszcze Katherine i Isobel, a także Caroline i ciocia Jenna.
Damon się nie pojawił.
- Gdzie on jest?- spytał Alaric, zatroskany o przyjaciela.
- Źle się czuje - odparł Stefan. - Zaraz do niego wracam.
Saltzman kiwnął głową ze zrozumieniem.
Po chwili pojawił się lekarz i odpiął Elenę od aparatury.
- Już nie musi cierpieć - powiedział ze współczuciem, przytulając krótko szlochającą Bonnie.
Stefana ogarnęła obojętność.
To już. Tak szybko?

#######

Hejka, jestem trochę spóźniona, wiem xd
Przepraszam :(
Smutny ten ostatni rozdział...
Ale jeszcze epilog i w nim co nieco o Damonie. I pojawi się on w tym tygodniu :D
A, pytałyście o nowego bloga. Będzie. Ale to muszę z Wami uzgodnić xd
JEŚLI SKOMENTUJESZ TO BĘDZIE MI NIESAMOWICIE MIŁO :)

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział XVIII

Damon nigdy nie wyzbył się dziwnego uczucia. Zawsze coś ściskało mu gardło, gdy chciał się śmiać i przypominało, że przecież nie może.
Chodził osowiały, bardziej niż zwykle. Nawet Stefan wiedział, że jest coś na rzeczy, coś innego niż sprawa dotycząca ojca. Domyślał się, o co chodzi, ale bał się zaburzyć względny porządek, który panował między nimi od paru miesięcy.
Obserwował więc brata, by w razie czego móc zareagować.
I kiedyś, któregoś dnia, nadszedł czas. To była niedziela.
- Damon? - zagadnął Stefan, siadając obok brata, który już od godziny oglądał jakieś denne reality show.
Nie odpowiedział mu, jak to miał w zwyczaju. Nadal tępo wpatrywał się w ekran.
- Nie udawaj, że wszystko ok - powiedział szatyn, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Damonem. Czarnowłosy poruszył nieznacznie ustami, jakby wahał się, czy coś powiedzieć. W końcu jednak nic z tego nie wyniknęło.
Stefan odetchnął i podjął ryzykowną decyzję.
- Powinieneś wrócić do Waszyngtonu - dodał, wyrywając pilota z dłoni brata.
Damon znów nie zareagował, w skutku czego Stefan się uśmiechnął. Zrozumiał nieme przytaknięcie.
- Powinieneś odzyskać Elenę - brnął dalej, a potem przełączył kanał. Wtedy usłyszał ciche westchnienie Damona i zwrócił na niego wzrok. - To nie ma sensu - odparł czarnowłosy, po raz pierwszy wypowiadając jakiekolwiek słowa do Stefana tego dnia.
- Dlaczego? - zdziwił się szatyn. - Ona cię kocha, ty ją... wyniknęła tylko mała sprzeczka - stwierdził, wysuwając śmiesznie dolną wargę.
- Zamknij się - mruknął Damon, rozgniewany. Stefan zauważył jego dłoń zacisnietą w pięść.
- Ja pieprzę! - zawołał młodszy. Ogniki zniecierpliwienia rozbłysły w jego oczach. Stefan energicznie odwrócił się w stronę brata.  Całe życie otaczały go tylko tajemnice, gdyby miały postać materialną, mógłby z nich zbudować dom. - Jeśli mi nie powiesz, biorę swoją część spadku i wyprowadzam się, przysięgam - dodał ze złością w głosie.
Cisza trwała przez dłuższą chwilę. Damon zdawał się zbierać myśli. W końcu otworzył drżące usta i zawiesił wzrok na ścianie.
- Elena ma raka - powiedział w końcu cicho.
Wiadomość wstrząsnęła Stefanem.
Elena. Ta pełna życia dziewczyna o kasztanowych włosach i błyszczących oczach, lecz, co najważniejsze, czystym sercu.
To niemożliwe. Niemożliwe.
- Musimy tam jechać... co to za rak? - spytał jeszcze Stefan, próbując pozbierać myśli.
- Trzustki - bąknął Damon. - Nie do wyleczenia.
Nagle Stefan przypomniał sobie pewną rozmowę z Katherine w restauracji. Mówiła ona wtedy, że "w obecnej sytuacji chce dać Elenie pożyć własnym życiem..."
Ta siksa wiedziała. Wiedziała od początku.

###

- Wiedziałam - powiedziała Katherine szczerze, bawiąc się słomką od napoju.
W lokalu, w którym się znajdowali może nie znajdowało się zbyt wielu ludzi, lecz pomieszczenie było na tyle małe, by wszyscy słyszeli każde słowo wypowiedziane przez konkretnego gościa. Aktualnie wszystkie spojrzenia zwrócone były na młodą dziewczynę ubraną na czarno i uporczywie wpatrującą się w napój, jakby chciała, by nagle stał się on gołębiem czy czymś równie niedorzecznym.
Klaus przełknął ślinę i zacisnął pod stołem pięści.
- Dlaczego nie poinformowałaś kogokolwiek wcześniej?! - zawołała Caroline, nie dbając o to, że w przyszpitalnym barze było dużo ludzi, chcących w spokoju zjeść obiad. Zresztą tak naprawdę dostarczała im rozrywki.
- Skarbie, nie denerwuj się - mruknął Klaus, chwytając blondynkę za dłoń, na której nosiła kilka czarnych bransolet. - Katherine,  do cholery - zwrócił się do brunetki o falowanych włosach. - Dlaczego?!
Caroline spojrzała na niego krytycznie.
Brzuch blondynki zdążył się już wyraźnie uwypuklić. Pod obcisłą, jasnoróżową bluzką, jego kształt był doskonale widoczny.
- Elena miała być matką chrzestną - burknęła Caroline i ukryła twarz w dłoniach. Tego ranka nawet nie nakładała na siebie makijażu, bo i tak by spłynął.
- Wiedziałam, odkąd przyjechałam, od pierwszego dnia - powiedziała Katherine, nadal uparcie mieszając napój, który wcale nie wymagał tego trudu. - Nasz ojciec zmarł w taki sposób - dodała. - Dowiedziałyśmy się z matką o raku kilka miesięcy przed jego śmiercią. To był szok. - Katherine zostawiła pudełko w spokoju i spojrzała wymownie na Klausa. - Żyłyśmy w przekonaniu, że umrze całe pół roku - wysyczała.
- Mogłyście się przygotować... - wtrąciła Caroline szeptem, bojąc się urazić dziewczynę.
Katherine zaśmiała się gorzko, a blondynka przełknęła ślinę.
- Myślisz, że bolało mniej? - spytała, wbijając morderczy wzrok w dziewczynę. Jej palce mocno trzymały blat stołu.  - Było jeszcze gorzej.
Para nie wiedziała co powiedzieć. Oboje, zarówno Klaus, jak i Caroline, wpatrywali się tępo w brunetkę. Szczerze jej współczuli, lecz zdawali sobie sprawę, iż Katherine tego współczucia nie potrzebuje.
- Chcę iść na medycynę, interesuję się onkologią - dodała Kath, wstając zza stołu. - Nie byłoby dla niej szans nawet pół roku temu - zakończyła trudny temat i opuściła lokal.
Caroline i Klaus spojrzeli po sobie, zagubieni.
Oboje doskonale wiedzieli, że Katherine miała rację. Nigdy nie pogodziliby się ze śmiercią Eleny, nawet gdyby mieli dziesięć lat czasu.

###

Drogi Pamiętniku!
Umieram.
Bóg w końcu się nade mną ulitował i zabiera mnie z tego okropnego świata. Zdaję sobie sprawę, iż mam niewiele czasu, mogę zacząć umierać nawet w tej minucie. Ale nie mogę, jeszcze nie. Mam wiele niedokończonych spraw.
Muszę podziękować Bonnie, Caroline, Klausowi, Mattowi, Jennie, Alaricowi.
I jeśli się uda, także Damonowi.
Tak, tak. Potwornie mnie zranił. Ale po części go rozumiem. Jest zagubiony.
To znaczy, każdy z nas czasem zabłądzi w życiu. Ale on ewidentnie nadal nie znalazł swojej ścieżki.
 Skąd wiem?
Jedyny bowiem sposób na wygranie z demonami przeszłości to zmierzenie się z nimi. Uciekając tylko oddalamy to, co nieuniknione. 
Chciałabym mu podziękować za te parę tygodni, podczas których poczułam, że żyję. Mam nadzieję, że przyjedzie.
Jestem teraz zmęczona.
Cierpię, nie ukrywam. Ale Katherine mówi, że to dobrze, bo to znaczy, że jeszcze żyję i mam czas.
Znamy się naprawdę niedługo, ale świetnie się rozumiemy. Kath bywa okropna, ale to moja siostra. Naprawdę ją kocham.
Co do Isobel... dobra z niej kobieta, lecz chyba nie mogę nazwać ją matką. Po prostu minęło zbyt mało czasu jak dla nas.
Jest mi przykro, kiedy widzę, jak dziewczyny płaczą przy mnie, dlatego kazuję im wychodzić. Ale jeszcze gorzej, gdy widzę, jak niewiele czasu zostało Caroline do porodu.
Chciałabym zobaczyć jej dziecko. Chciałabym je nosić na rękach i rozpieszczać.
Ale nie będę mogła.
Boję się. Boję się śmierci, nie wiem, czego mam się spodziewać.
Ale cały czas wierzę, że Tam będzie lepiej, że w końcu będę całkowicie i niezaprzeczalnie szczęśliwa.

###

- Wy sobie robicie ze mnie jaja, specjalnie, za to, że wyjechałem - powtarzał historycznie Damon, stojąc w drzwiach domu Alarica i Jenny, rozmawiając z przyjacielem. - Chciałbym - westchnął Rick, przecierając twarz. Wyglądał na zmęczonego. Jego policzki pokrywał zarost, a oczy były czerwone i podkrążone.
- Elena! - zawołał Damon wgłąb domu.
- Zamknij się idioto - syknął Alaric, gromiąc bruneta spojrzeniem.
- Damon, ona serio jest chora - wtrącił Stefan drżącym głosem. Podszedł bliżej brata i położył mu swoją dłoń na ramieniu.  - Chodź, zawiozę cię do szpitala - dodał.
- Pojadę z wami, skoro już nie śpię - zdecydował się Rick, sięgnął po buty i kurtkę, ubrał się i wyszedł za braćmi.
Damon całą drogę milczał, za to Stefan starał się wykorzystać ten czas, by dowiedzieć się od Ricka szczegółów: jak wykryto u Eleny raka, oraz kiedy to się stało, a także poznał przybliżoną datę śmierci dziewczyny.
Rick wyjaśniał wszystko z nieskrywanym żalem, parę razy nawet pociągnął nosem.
- To tylko przeziębienie - mówił wtedy. A Stefan ani Damon nie podważali jego słów.
Droga do pokoju Eleny ciągnęła się jeszcze dłużej niż jazda samochodem.
Ale kiedy w końcu dotarli do odpowiedniego pomieszczenia, żaden z nich nie chciał wejść pierwszy.
- Wygląda trochę inaczej - ostrzegł cicho Alaric. Stefan skinął głową, a Damon odwrócił wzrok.
W końcu Rick sięgnął dłonią metalowej klamki i nacisnął ją lekko. Białe drzwi uchyliły się ze skrzypieniem. Mężczyźni zajrzeli do pokoju.
Łóżko było puste, biała pościel równiutko ułożona, a na szafę cze nie było nic.  
- Może ją przenieśli - jęknął Stefan.
- Albo to nie ten pokój? - spytał z nadzieją Damon.
Alaric pokręcił głową.
- Żadna opcja nie wchodzi w grę, chyba, że Isobel ją zabrała - odparł chłodno Rick. Ale coś w gardle mężczyzny zaczęło rosnąć i jednocześnie blokować przepływ powietrza. U Damona było odwrotnie - zaczął on oddychać szybko i nerwowo.
- Oby - powiedział Stefan. - Na pewno - dodał głośniej, próbując się uśmiechnąć.
Ale nagle obok nich pojawiła się Katherine, z dużym opakowaniem jakichś ciastek i laptopem. Przystanęła przy mężczyznach i spojrzała wgłąb pokoju. Komputer spadł z hukiem na posadzkę, a Katherine otworzyła szeroko usta i spojrzała z paniką na Alarica.
- Gdzie jest Elena!? - załkała.

###

Hejoo  :D
No to... co jest z Eleną?  :0
Możliwe że już nie żyje xd możliwe, że żyje.  Lol
Kocham Was, Wasze supermotywujące komentarze...
Jednak widzę, że naprawdę dużo osób czyta Oddech i nie komentuje :( jest tu około 50 osób DZIENNIE a 6-8 komentarzy... jest mi trochę przykro. Jeśli czytasz - daj buźke, cokolwiek. Tym bardziej, że jeszcze jeden rozdział i epilog :)
Xxx




niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział XVII

Zgrabna brunetka pojawiła się rano na pustej plaży. Rozłożyła czarny koc, kontrastujący z jej białym bikini i zaczęła rozciągać zastane mięśnie. Lekka bryza sprawiała, że na jej oliwkowej skórze pojwiła się gęsia skórka. Ale słońce już zaczynało przygrzewać. Zapowiadał się kolejny gorący dzień.
Dziewczyną była Elena Gilbert, osoba z czającą się w środku niespodzianką, o której nie miała pojęcia, nie wiedząca, że już nadchodzi czas. Jej czas.
Joga to sport, który uprawiała od kilku lat, jednak ostatnio nie znajdowała dla niego czasu. Uwielbiała, kiedy mogła poczuć ten spokój, drzemiący gdzieś na pograniczu natury a jej ciała. Mogła poczuć, jak niemal doskonały i wspaniały jest każdy ludzki gest, jak niesamowite jest nawet kiwnięcie palcem. Tą jedność...
Została popchnięta, przewróciła się na plecy, na piasek. Z jej gardła wydobył się zduszony jęk, poczuła ból w lewej ręce.
Ale najgorsze było to, że zaraz nad jej twarzą zobaczyła czarny pysk Killera, szczerzącego białe kły i wystawiającego różowy jęzor.
- Dobry piesek - mruknęła Elena, nieźle wystraszona. Killer nie miał kagańca.
Usłyszała stanowcze gwizdnięcie. Pies.. cóż, lepszym określeniem byłaby krowa, zawahał się. Po kolejnym gwizdnięciu ustąpił, a Elena poczuła taką ulgę, że aż bolało.
- Hej, wszystko dobrze? - Stefan podbiegł do niej i spojrzał jej w oczy.
Jedyne jednak, co wiedziała i o czym myślała Elena, były cudownie wyrzeźbione mięśnie ramion chłopaka. Boże, naprawdę robiły wrażenie.
- Elena? - powtórzył, dotykając jej policzka.
Ocknęła się i potrząsnęła głową.
- Żyję - odparła, starając się uśmiechnąć. - Ale błagam, trzymajcie to bydlę z daleka - westchnęła.
Stefan uśmiechnął się, wyraźnie mu ulżyło. Podał Elenie rękę i podniósł do pozycji siedzącej. Zauważyła, że ma on na sobie tylko szare sportowe spodenki i adidasy. Killer przechadzał się nad brzegiem morza i uciekał przed falami, które moczyły jego czarną sierść. Owczarek wyglądał naprawdę pociesznie, lecz tylko z daleka. Z bliska przejmował ją lękiem. Był po prostu.. wielki.
- Uprawiasz jogę? - spytał Stefan. Nie wyglądał na zdziwionego tym faktem, raczej próbował znaleźć temat do rozmowy.
- Ostatnio się zaniedbałam - wyznała, biorąc w dłoń garść złotego piasku i przesypując ją między palcami.
- Nie chciałem przeszkadzać - powiedział chłopak. Wyglądał na lekko zakłopotanego.
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się. Stefan był całkiem miłym chłopakiem. Na początku Klaus twierdził, że z dwojga złego lepiej trafić na Damona, bo jest łagodniejszy. Ta sytuacja była conajmniej dziwna. - Stefan...
-Tak? - spytał szatyn, spoglądając na nią. Nie wiedziała, jakie męki w duszy przeżywa teraz chłopak. Nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bardzo się denerwuje.
- Jak poznaliście się z Klausem? - spytała. To pytanie dręczyło ją od samego początku.
Stefan wydawał się odetchnąć z ulgą, ale zignorowała to. Potem chłopak uśmiechnął się do nieba.
- To w zasadzie zabawne, ale nie wiem, czy mogę ci powiedzieć - odparł wymijająco.
Elena zmarszczyła brwi i wbiła wzrok w profil chłopaka.
- Jesteś jakimś podwładnym czy co? - spytała oburzona.
- A ty dziennikarką? - odbił piłeczkę.
- Jestem ciekawska z natury - odparła, wykrzywiając usta w nieszczerym uśmiechu.
- A ja lojalny - odparł bez cienia zadowolenia. - Więc myślę, że jeśli Klaus ci o tym nie opowie, to się nie dowiesz.
Elena zamilkła i spojrzała wściekłym wzrokiem na morze. Tego dnia miało ono jasny kolor. Wiatr ustawał, robiło się coraz cieplej. Killer nadal włóczył się wzdłuż brzegu.
- Wy wszyscy jesteście tacy tajemniczy - mruknęła niezadowolona. Denerwowała ją ta sytuacja, gdy coś było niedopowiedziane. Czuła się oszukiwana.
- Przykro mi - odparł, jednak jego uśmiech zdradzał, że nie jest ani trochę szczery.
Killer przyczłapał do chłopaka i ułożył łeb na jego nogach, wpatrując się mądrymi oczami w pana. Stefan pogłaskał go, palcami przeczesując jego czarną i zadbaną sierść.
Elena zauważyła jego srebrnoniebieski pierścień, który migotał w słońcu.
- Skąd macie te pierścienie? - spytała, dotykając ozdoby na palcu Stefana. Ten przybliżył sygnet bliżej twarzy i zagapił się na niego chwilę, jakby coś sobie przypominał.
- To pamiątka rodzinna - odparł miękko, dotykając klejnotu, który spoczywał w osłonie z srebrnych ozdobników. Zayważyła, że zawierają one w sobie literę "S".
- Łączy się z jakąś historią? - dociekała Elena. Nie chciała wyjść na nachalną, ale czuła że jeśli nie popchnie Stefana w stronę zwierzeń, ten nic nie powie.
- Został przywieziony z Europy jako posag mojej prababki - powiedział. - Ojciec specjalnie nadał nam imiona, by pasowały do liter na pierścieniach, tak się mi przynajmniej wydaje - uśmiechnął się.
- Ktoś mógłby powiedzieć, że takie ozdóbki są niemęskie - wtrąciła Elena, wpatrzona w sygnet.
- Masz wątpliwości co do mojej męskości? - zapytał, udając urażenie.
Zaśmiała się serdecznie.
- Eleno Gilbert - powiedział oburzony. - Co jest w twojej definicji męskośći, a czego nie mam ja?
Elena otwarła usta. Odpowiedź wydawała jej się banalna, jednak zamarła, nie mogąc przypomnieć sobie myśli, która przed chwilą krążyła po jej głowie. Nagle wszystko zaczęło tracić sens. Zaśmiała się serdecznie, ale po chwili zamilkła. Nie. Było coś takiego.
- Eleno, wiem, o czym pomyślałaś - wtrącił Stefan. Wydawał się być rozluźniony. Jeśli chodzi o brunetkę, zachowywała się wręcz odwrotnie.
- Te wszystkie dziewczyny... - zaczęła Elena, kręcąc głową. Spojrzała na Stefana. Czy ktoś taki jak on naprawdę dopuścił się gwałtów? I to na taką skalę, że znany był z tego w Waszyngtońskim półświatku?
- Przechodziłem depresję - wyjaśnił. - To wszystko jest tak cholernie sprzeczne ze mną samym...
Głos delikatnie mj się załamał, dlatego przerwał wypowiedź.
- Przykro mi - wydusiła Elena, zagapiając się w swoje dłonie.
- Mnie też - wyszeptał.
Przeszłości jednak. Nie da się zmienić. I choćbyśmy nie wiadomo jak się starali, nie cofniemy czasu, nie uda nam się zacząć od początku. Nie ma przycisku, po naciśnięciu którego dane nam będzie odrodzić się i zacząć z czystym kontem.
Ale... gdyby nawet był taki przycisk. Ilu z nas chciałoby go nacisąć i zacząć budować wszystko od nowa?

###

Damon nigdy nie pukał, gdy kogoś odwiedzał. Oznaczało to bowiem prośbę o wpuszczenie do domu, uzależnienie się od mieszkańca, pokazanie się innym domownikom. A tego nie chciał. Przywykł do bycia tym złym gościem, cichociemnym, znajdującym drogi inne niż te najprostsze.
Od roku pośredniczył w handlu nielegalnym towarem, obił parę gęb za niedotrzymanie terminu zapłaty... Wchodzenie drzwiami było przy tym jakieś dziwne. Pospolite.
Zdecydowanie preferował okna.
Ale dzisiaj wchodzenie przez okno nie wchodziło w grę. Nie z tym, co akurat miał w ręce.
Czuł się dziwnie. Był zdenerwowany, może trochę zagubiony. Zdecydowanie czuł się jednak nieswojo. Jeszcze nigdy nie przechodził takiej sytuacji. Trochę obawiał się reakcji Eleny...
Zacisnął mocniej palce na twardych łodygach i przyspieszył kroku.
Nie wziął motoru, oddał go już do firmy transportowej.
Maple Street była pusta, słyszał tylko stukot swoich butów po chodniku i skrzypienie skórzanej kurtki.
Było mu zimno, mimo przyjemnej pogody.
Odetchnął głęboko wchodząc na werandę.
Uśmiechnął się, próbując dodać sobie pewności siebie. A potem jeszcze raz rozważył to, co ma za chwilę powiedzieć.
Decyzja została podjęta.
Zapukał.
Otworzyła mu, naturalnie, Elena. Ubrana w bladoróżową sukienkę do kolan, bosa i wyraźnie zaskoczona.
- Damon? - wydukała, a po chwili jej twarz się rozjaśniła. - Spodziewałam się Caroline i Klausa ale wejdź - powiedziała.
- Nie martw się, nie będę wam przeszkadzał - powiedział. Ta sytuacja była mu nawet na rękę.
- Ale... - próbowała protestować, lecz Damon doskonale wyczuł sytuację i podsunął jej pod nos bukiet czarnych róż.
- Piękne kwiaty tylko dla najpiękniejszej kobiety - powiedział delikatnym głosem przy jednoczesnym skinięciu głową. Czarna grzywka zatańczyła na jego czole, a usta ułożyły w figlarny uśmiech.
- Są cudowne! - zawołała Elena, zaciągając się zapachem kwiatów. Potem powoli wzięła je do rąk. - Gdzie rosną czarne róże? - zdziwiła się.
- W piekle - zażartował. I pomyślał, że jednak nie był to trafny żart. - Znaczy... Mama była zapaloną ogrodniczką i...
Szlag, całkiem odchodził od tematu.
- Na pewno nie chcesz wejść? - spytała, skradając mu pocałunek. Damon zanim zorientował się, co robi, objął Elenę w talii i zagapił w jej usta. A ona kusiła go jak najlepiej tylko umiała, to przygryzając wargę, to trzepotając rzęsami.
- Na pewno - odparł lakonicznie, odsuwając się. - Mam po prostu pytanie. Całkowicie retoryczne.
Elena uniosła brwi w zdziwieniu i przekrzywiła głowę oczekując owego pytania.
- Wyprowadziłabyś się? Teraz? - spytał.
- Co?? - Elena prawie upuściła bukiet róż. Damon skrzywił się lekko. Może źle zaczął.
- Czy potrafiłabyś wyjechać i zostawić za sobą wszystkich i wszystko? - spytał.
Elena otworzyła usta w zdziwieniu, a jej oczy zaszły łzami.
- Wyjeżdżasz? - spytała, upuszczając kwiaty. Dłonie zacisnęła w pięści, zmarszczyła brwi w gniewie.
- Eleno...
Zaciął się. Bo co miał powiedzieć? Że to nie tak jak myśli? Tylko, do cholery, było dokładnie tak.
- Wsadź sobie te kwiaty w dupę! - zawołała, wykopując kwiaty na zewnątrz. Damon nadal stał w drzwiach i patrzył na dziewczynę w milczeniu.
- Jedź ze mną, proszę - powiedział cicho, ale ona nie słuchała.
- Czemu? - wypaliła nagle. - Dlaczego nie potrafisz usiedzieć w jednym miejscu!?
Łzy spływały po jej policzkach, ale ich nie ścierała. Chciała, żeby widział jak cierpi. Chciała żeby cię udusił poczuciem winy.
- Zaczynam od nowa, gdzie indziej, z dala od przeszłości - odparł spokojnie. Był smutny.
- Nie da się uciec od przeszłości - warknęła Elena, wyrzucając ostatnią różę za próg.
- Można próbować - powiedział już ostrzej. - Poczucie winy mnie zabija, nie rozumiesz? - zaśmiał się szyderczo. Elena spojrzała na Damona przez łzy. Spięła się w sobie na tę ostatnią chwilę.
- Ja, w przeciwieństwie do ciebie - powiedziała, uśmiechając się nieszczerze - walczę. A teraz zostaw mnie już w spokoju. Odejdź, proszę bardzo.
Damon wycofał się i... to był koniec.
Spojrzał jeszcze na rozrzucone w nieładzie róże, swoją drogą bardzo drogie. Zrobiło mu się przykro. Elena była bardzo ważną osobą w jego życiu, naprawdę chciał ją mieć przy sobie.
Lecz może rzeczywiście nie było im pisane?
Musiał się spieszyć,  samolot do Włoch mieli za dwie godziny.

###

(Trzy miesiące później)

Damon, na wpół przytomny, sięgnął dłonią w poszukiwaniu komórki leżącej gdzieś na komodzie.
Kurwa. Była trzecia w nocy!
Po chwili dał radę odczytać nazwę kontaktu.
Klaus. Zdziwił się. W sumie miał nawet zamiar wyłączyć telefon,  jednak pomyślał, że nie kontaktowali się od jego wyjazdu z USA... Coś musiało być na rzeczy.
- Halo? - spytał ochrypłym głosem.
- Żeby było jasne, wiem o strefach czasowych - burknął Klaus. - Zrobiłem to specjalnie.
- Jak miło cię słyszeć - powiedział Damon niezadowolony. - Streszczaj się.
Myślał, że Klaus może nawymyśla mu za złamanie serca Elenie. Ale nie.
- Elena ma raka trzustki - odparł lakonicznie. - Lekarze dają jej tydzień, może dwa tygodnie życia. Mówią, że rozwijał się już około roku.
Damon zamarł.
- Pieprzysz, jesteś na dragach. Idź spać - powiedział w końcu.
- Nawet mnie nie wkurwiaj, stary - powiedział groźnie Klaus. - Gdyby nie Caroline, nawet bym nie pomyślał, żeby cię poinformować - dodał i rozłączył się.




niedziela, 12 października 2014

Rozdział XVI

Drogi Pamiętniku!
Zazwyczaj jest tak, że najbardziej doceniamy coś, kiedy to stracimy.
Kiedy jeszcze rodzice żyli, często się z nimi kłóciłam, robiłam im na złość. Ale teraz, kiedy ich nie ma, bardzo chciałabym, by choć jeszcze raz tata mógł mnie zganić za późny powrót do domu, chociaż nie widziałabym w tym nic złego, albo by mama jeszcze choć raz przypomniała mi o obowiązku umycia naczyń.
To się jednak nie stanie.
Ale wiesz co? Dowiedziałam się, że jestem adoptowana. I moi rodzice żyją, a nawet mam siostrę!
Przez pewien czas wmawiałam sobie, że nikt nie zastąpi tych, którzy mnie wychowywali. Że Isobel i Katherine nie stworzą dla mnie tego, co stworzyli Miranda i Grayson.
Ale czy wszyscy są idealni? I czy to nie grzech nie wykorzystać takiej okazji do względnie normalnego życia? Czy choć przez parę dni, żeby spróbować, nie mogę udawać szczęścia?
Bo wiem, że nigdy tak do końca nie będę w pełni szczęśliwą osobą. Zbyt wiele żalu i smutku osiadło na dnie mojego serca, czy też duszy (nie wiem, gdzie magazynują się one w ciele człowieka). Ale wiem, że może być choć w części dobrze. Tak jak jest, gdy przebywam z Damonem. Przy nim zapominam o całym złu tego świata. Zapominam, dlaczego mam się bać życia i do czego to wszystko prowadzi. Przy Damonie po prostu czuję, że jestem ważna, czuję, że żyję. Dlatego nikt nie będzie mi wmawiał, że on jest śmiercią.
A nawet jeśli jest, to specjalnie dla mnie ubiera ciemny płaszcz przykrywający białe kości i zostawia kosę w domu, by pilnował ją piekielny pies.
XX

###

Stefan obudził się wcześnie rano, kiedy słońce dopiero wyszło znad horyzontu i swoją bladą poświatą zaczęło omiatać zimne wieżowce i liczne domy na obrzeżach Waszyngtonu. Chłodne powietrze owiało jego ciało, gdy wyskoczył spod pościeli. Przeczesał dużą dłonią zmierzwione po odpoczynku włosy i stanął przed lustrem, by przypatrywać się przez dłuższą chwilę swojemu ciału, nad którym codziennie intensywnie pracował.
Przez otwarte okno dochodziły typowe odgłosy miasta: jeździły samochody, gdzieś tam ujadał pies, w odpowiedzi na co odezwał się po chwili Killer.
Brata nie było w domu.
Takie rzeczy się czuło. Może to przez jakąś energię czy wibrację... Stefan nie wiedział. Ale miał pewność, że Damon nie wrócił do domu.
Potrafił wyczuć, kiedy był w mieszkaniu i nie było to dla niego dziwne. Niezwykłym było jednak to, że dochodziła piąta rano. Damon zazwyczaj nie wstawał tak wcześnie. Cóż, nigdy nie wstawał o tej porze. A to oznaczało tylko jedno: nie wrócił na noc.
Stefan mimo wszystko martwił się o brata, który był cholerykiem i przez to często wpadał w kłopoty. Oczywiście zawsze sobie jakoś radził, ale ileż można mieć szczęścia?
Dlatego Stefan, zamiast najpierw pójść do łazienki, wyciągnął telefon spod łóżka.
Oprócz paru nieistotnych powiadomień, zobaczył, że dostał nową wiadomość od brata. Z bijącym sercem otworzył ją, szykując się na najgorsze.
Jednak wiadomość nie tyle go przeraziła, co zdziwiła.
Katherine? Jaki problem mógł być z Katherine? Przecież już dawno usunęła się z ich życia. Prawda, była wścibska i zawistna, ale...
Ale.
Stefan zrozumiał.
Ale była podobna do Eleny.
Uśmiechnął się sam do siebie, a po chwili z jego gardła wydobył się chichot. Rzucił telefon na łóżko i udał się do łazienki.
Jak zwykle odwalał czarną robotę za Damona. Stefan nie zdziwiłby się, jakby okazało się, że Katherine już opowiedziała Elenie o swoim związku z Damonem, który,  szczerze mówiąc, w ogóle nie miał przyszłości.
Letnia woda i przyjemny zapach żelu pod prysznic nieco go rozluźniły.  Mógł spojrzeć na sprawę z innej perspektywy.
Katherine naprawdę była zraniona, gdy Damon ją porzucił. Był przy tym. To był dzień, kiedy przenosili się do Nowego Jorku. Po prostu powiedział jej, że nigdy jej nie kochał - szczera prawda.
A teraz? Co? Spotkał Elenę. I była ona cholernie podobna do Katherine.
Podejrzanie podobna.
I chyba nawet były w podobnym wieku.
Stefan ubrał się w zwykły podkoszulek i dresy. Na nogi założył sportowe buty, jak zawsze do biegania.
Podjął decyzję o pomocy bratu. W końcu Damon rzadko prosił go o pomoc w związku z kobietami.
Ale kiedy wyszedł na dwór, wraz z rześkim powietrzem do jego mózgu dotarła nowa myśl. Podrapał się po głowie i uśmiechnął sam do siebie, rozglądając po okolicy.
Tylko gdzie, do jasnej słonecznej, była Katherine?!

###


Elena nigdy wcześniej nie pomyślałaby,  że będzie się tak czuła. Jak?
Dziwnie.
Była szczęśliwa, ale szczęśliwa do tego stopnia, że przeradzało się to w jakiegoś rodzaju nostalgię, a nawet smutek - że już nigdy nie będzie lepiej. Że to, co przeżywa,  nigdy się już nie powtórzy. A na pewno nie będzie lepsze.
Przerażało ją to.
Przerażała ją własna, kobieca psychika.
A Damon jak zwykle niczym się nie przejmował i spokojnie spał.
Elena zdążyła się umyć, ubrać i uczesać. Zajęło jej to trochę czasu, ale chłopak nadal się nie obudził. Był jak kamień. Serio. Jego mięśnie były twarde jak kamień, dusza też. Niezłomny. Niezniszczalny. Taki właśnie był Damon Salvatore.
Jak kamień.
Jeśli raz wrzuciło się go do jeziora, przepadał na wieki.
- Damon - powiedziała Elena, dość cicho, ale tak, by go obudzić. Nawet się nie poruszył.
Szturchnęła go.
Nic. Zero reakcji.
Zrobiła to jeszcze raz, ale mocniej.
Usłyszała mruknięcie, przez które zrozumiała niecenzuralne słowo.
- Damon proszę - powiedziała, kładąc się obok i przytulając mocno. Tego dotyku nigdy nie miała dość.
Niespodziewanie chłopak złapał ją dużymi dłońmi w pasie i zaraz znalazł się tuż nad nią.
- Nie budź mnie tak - powiedział cierpko. Ale kto z rana nie bywa zły?
- Dobrze, wasza wysokość - prychnęła Elena, mrużąc oczy. Jednocześnie poczuła, że ciało Damona coraz bardziej naciska na jej ciało, a ona zagłębia się w pościel. Wszystko pachniało Damonem: poduszka, cienka kołdra, on sam. Upajała się tym, aż rumieńce wyszły na jej bladą do tej pory twarz. Patrzyli sobie w oczy i żadne przez bardzo długą chwilę nie mogło się poruszyć. Błękit i brąz. Niebo i Ziemia. Woda i Skały. Dwa różne światy.
A może nie takie różne?
Bo dwie rzeczy na pewno były w tych istotach wspólne: róż ust i jedwab pod palcami, gdy się ich dotknęło. Oraz jedna część serca, ta sieroca.
Bo to nieprawda, że ludzie są różni. W każdym z nas jest coś podobnego. Bo Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo: każdy czuje. Ma sumienie.
Tylko nie wszyscy go słuchają.

###

Stefan pomyślał, że to chyba jego szczęśliwy dzień. Najpierw znalazł studolarowy banknot na siedzeniu w restauracji gdzie jadał śniadania, gdy nie było u nich Marii.
A potem, kiedy już kończył naleśniki, przesiadła się do niego dziewczyna.
Najpierw pomyślał, że to Elena. Ale zdziwił się, co mogłaby robić w tym miejscu o tak wczesnej porze.
A potem podniósł głowę i delikatnie przeżuwając jedzenie, zatrzymał spojrzenie na ciemnoczerwonych ustach brunetki. Poczuł nagłą chęć dotknięcia ich i starcia warstwy szminki, a następnie ucałowania tych ust, najpierw delikatnie, potem mocniej, namiętniej...
- Miło cię wiedzieć, Stefan - wymruczała Katherine. Dopiero wtedy chłopak spojrzał w jej czekoladowe oczy.
- Chciałbym powiedzieć to samo, ale.. - odparł, kręcąc głową i uśmiechając się pod nosem.
- Co tam? - spytała Kath, przybliżając się do Stefana. Figlarnie oblizała usta, ale szminka pozostała nietknięta. - Ostatnim razem gdy się widzieliśmy niezłe było z ciebie ziółko - dodała niby od niechcenia.
- Ostatnim razem - zaakcentował i uśmiechając się, odłożył widelec. Nagle stracił apetyt. Postanowił dowiedzieć się, ile wie Katherine i co może zrobić, by pomóc bratu. - Powinnaś pogadać raczej z Damonem -wymruczał.
Kath ujęła jego dłoń, prezentując prezentując czerwone paznokcie. Zaczęła ją delikatnie masować, jednocześnie nie zrywając kontaktu wzrokowego z chłopakiem.
Uśmiechnęła się lekko, a potem zadrasnęła dłoń Stefana paznokciem, aż do krwi.
- Dobrze wiesz, co jest grane - syknęła Katherine z ironicznym uśmiechem na twarzy. - Przestań pieprzyć, Stefan i zachowaj się jak mężczyzna - wysyczała mu prosto w twarz.
- O co ci chodzi? - spytał, wyrywając rękę i rozsmarowywując mały ślad krwi na grzbiecie dłoni.
- O Damona i Elenę - odparła rzeczowo. - Są idiotyczną i patologiczną parą - prychnęła.
- Są normalną parą - zaprzeczył Stefan chłodno, zaciskając zęby. Katherine zaczynała go irytować, a dodatkowo coś zawsze go w niej pociągało. Jego frustracja rosła wprost proporcjonalnie do jego głodu.
- Jasne - bąknęła Katherine. - A ty nie czujesz się winny ze względu w na swoją przeszłość - powiedziała, puszczając mu oczko.
Stefan poczuł. jak zalewa go krew.
- Ale postanowiłam pozwolić Elenie się wyszaleć ze względu w na zaistniałe okoliczności...
Stefana zamurowało. Ta suka nie miała prawa wiedzieć o planach jego i Damona. Ich wyjazd, wraz z celem wejścia w posiadanie pamiętnika, miał pozostać w ścisłej tajemnicy, zwłaszcza przed Eleną.
Stefan odchrząknął, chcąc ukryć zakłopotanie.
Z pomocą przyszedł mu kelner, niejaki Matt. Podczas odbierania zamówienia od Katherine uważnie się jej przyglądał i wyglądał na zmieszanego, aż w końcu odszedł, co chwilę kręcąc głową w niedowierzaniu.
- Nie wszystkie związki kończą się happy endem - powiedział Stefan, unosząc brwi.
- A szkoda - prychnęła Katherine. - Bo chciałabym dla Eleny jak najlepiej. To moja bliźniacza siostra, choć trochę ciotowata - wyznała, bawiąc się pierścionkami.
- Przykro mi - bąknął Stefan. W sumie to nawet nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Czyżby Damon wyznał Elenie, że wyjeżdżają, a ta wyżaliła się Kath? Nie taki był ich plan. Mieli się "ulotnić jak trujący gaz", jak to ujął Damon. Zabijając wszystkich, których tu spotkali. Ale w przenośni, oczywiście.
Damon zawsze działał spektakularnie i z rozmachem.
- A skąd ty w ogóle wiesz o Elenie? - zdziwiła się Katherine, mrużąc oczy i przyglądając mu się badawczo.
Stefan zaczął gorączkowo myśleć. Różne elementy zaczęły się składać w całość, jeszcze nielogiczną, ale...
- Wydaje mi się, że mówimy o czymś zupełnie innym, Katherine - powiedział, ważąc słowa.
Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała na niego dziwnie, jakby zaskoczona.
- Acha - mruknęła, krzyżując ręce na piersiach. Jej czerwone usta ułożyły się w cienką linię.
Stefan kiwnął głową.
- W takim razie... Co z Eleną? - spytał zaciekawiony. Sądząc po minie Katherine nie było to nic dobrego.
- Informacja za informację - zażądała.
Matt postawił przed dziewczyną kubek kawy, lecz nawet nie drgnęła.
- Nie mogę nic powiedzieć - odparł Stefan chłodno. Z żalem spojrzał na swoją, zimną już kawę.
- W takim razie bujaj się kochany - odparła Katherine z krzywym uśmiechem. - Możesz sobie wypić to coś - gestem wskazała na kubek i skrzywiła się. - Preferuję bez cukru, a ta aż śmierdzi słodyczą.
Stefan uśmiechnął się mimowolnie. Wiedział, że Kath tylko szuka pretekstu, by jak najszybciej wyjść.
- Dobrze - odparł z uśmiechem. Katherine być może była chamska, ale jednocześnie urocza. I miała zgrabny tyłek.
- Przyszłam tu porozmawiać... Ale to najwyraźniej nie ma sensu. I tak byś mi pewnie nie pomógł - powiedziała. - Byłam idiotką.
Katherine wzięła czarną torebkę i kołysząc biodrami wyszła z lokalu.
Stefan, zanim zorientował się, że miał ją mieć na oku i zanim zapłacił za śniadanie, stracił ją z oczu.

###

Matko.
Obiecałem Ci, że znajdę pamiętnik.
I mam go.
Ale co najważniejsze, jestem bogaty. Jutro wyjeżdżamy ze Stefanem do Włoch, gdzie nasz dom. Nowy dom. Odnowimy go za pieniądze ze spadku po pradziadku. Tak jak mówiłaś, testament był w jego pamiętniku. Zaczniemy od nowa, od zera.
I przysięgam, nie będę myślał, co zrobił ojciec, ani co ja zrobiłem. Muszę w końcu przejść katharsis.
Osobą, która może cholernie namieszać, jest Katherine, siostra Eleny. Nie potrzebuję klubu mściwych dziewic depczących mi po piętach, dlatego nikomu nie mówię, gdzie jedziemy. Nawet Rickowi. Nawet Elenie.
Nikomu. Będziemy razem, tylko ja i mój brat. I jak mówiłem, spróbujemy stworzyć od nowa coś, co umarło razem z Tobą.
Jest mi przykro, że muszę Cię tu zostawić samą. Nie ufam ani jednej ciotce na tyle, by powierzyć jej opiekę nad Waszym grobem, więc niestety, dopóki nie wrócę, nikt raczej nie pofatyguje się, by zgrabić liście czy zapalić świecę.
Nie oczekuj, że się pomódlę. Nie jestem tego typu człowiekiem. Ale Ty chyba byłaś na tyle dobra, że modlitwa nie jest Ci potrzebna.
Więc trzymaj się, tam na dole, czy u góry...
Tęsknię,
          Damon.

Mały płomyk światła rozjaśnił mrok na cmentarzu przy nagrobku Salvatore'ów. Ogień wydobywający się z zapalniczki dotknął koperty i otulił ją pomarańczowym płomieniem. I tak kilkanaście razy, aż obok nagrobka pozostała tylko kupka popiołu, a obok niej bukiet czerwonych róż.
Stefan nie pytał brata, co zawierały listy. Nie chciał wiedzieć. Pozwolił Damonowi spalić je w spokoju.
- Powiedziałeś Elenie, że wyjeżdżasz? - spytał, gdy Damon podniósł się z ziemi i ruszył w stronę wyjścia z cmentarza.
Czarnowłosy milczał.
Przypomniał sobie pierwsze spotkanie z dziewczyną. Uratował jej życie. Umierała. Jedną nogą była już na tamtym świecie.
A potem spotkał ją pod barem. Bała się go i wkroczył Klaus, jego stary kumpel, obrońca uciśnionych za dychę. Odwiózł ją do domu. A potem.. Tak bardzo przypominała mu Katherine! Dla tamtej dziewczyny stracił głowę, choć nigdy jej tego nie powiedział. Nie mógł zapomnieć o Kath, dopóki nie pojawiła się Elena.
Była piękna, inteligenta... Cholera, była perfekcyjna!
Ale mówi się trudno. Nie chciał zmieniać życiowych planów przez kobietę.
- Nie powiem jej tego - odparł chłodno.
Stefan przystanął i ze zdziwieniem obserwował, jak jego brat idzie po ścieżce i coraz bardziej zatapia się w mrok.
Chciał mu pomóc, ale... To Damon miał zapalniczkę, to on niósł jedyne źródło światła.
Tylko sam mógł się uratować.

###

HEEJ !😍
NA POCZĄTKU PO PROSTU PRZEPROSZĘ. NIE BĘDĘ SIĘ TŁUMACZYĆ, PO PROSTU NIE DAŁAM RADY WYROBIĆ SIĘ WCZEŚNIEJ.
KOMENTARZ MOTYWUJE, KAŻDA UŚMIECHNIĘTA BUŹKA, SERIO XD
DZIĘKI Z GÓRY ;)
TEN BLOG ZMIERZA KU ZAKOŃCZENIU. JESZCZE KILKA ROZDZIAŁÓW, SPOKOJNIE. ALE POTEM JESTEM NIEMAL PEWNA, ŻE ZACZNĘ PISAĆ KOLEJNĄ HISTORIĘ, TYM RAZEM O WAMPIRACH ITP. XD
BRAKUJE MI TEGO :3
XX