Siedząc na dachu domu ulicę obok zastanawiał się, czy wykorzystywanie Eleny do objętego przez niego ukrytego celu jest czynem wybaczalnym. W końcu, kiedy już mu pomoże wykraść potrzebny mu pamiętnik z Białego Domu, mogłaby trochę przy nim zostać, prawda?
Dawno nie miał już takiej dziewczyny, z którą, oprócz tego, że pociagała go w kwestii fizycznej, mógł szczerze pogadać. A Elena nie dość, że była piękną kobietą, to w dodatku inteligentną.
Żałował, że widziała, jak bił tego kolesia w parku. Nie zauważył jej dostatecznie wcześnie. Chciał, żeby choć jedna osoba na tym świecie mogła zacząć znajomość z nim od zera. Bez przeszłości. Bez jego ciemnej strony.
Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni i zorientował się, że jest ona pusta. Nawet nie zauważył, kiedy wypalił ostatniego.
Wyrzucił pudełko ze złością i słuchał jak z cichym stukaniem obija się o dach.
Potem zszedł na dół schodami przeciwpożarowymi i udał się do centrum miasta. Włóczył się tak aż do piątej, nie czując zmęczenia.
Nie chciał wracać z dwóch powodów, które w zasadzie sprowadzały się do jednej sprawy. Stefan wziął sobie na noc dziewczynę ich dłużnika, tego typa, którego spotkali razem w parku. Po prostu spakował ją na motocykl i odjechał z nią do domu. Uwielbiał wywijać kolesiom nie płacącym w porę za towar podobne numery. Damona nie cieszyły takie rzeczy. Jeśli chodziło o seks, wolał, aby był wynikiem wzajemnego pożądania, a nie strachu. Zdecydowanie bardziej wolał komuś rozkwasić nos, zamiast porywać jego dziewczynę.
Wracając do tematu, chciał po prostu spokojnie pomyśleć i ułożyć sobie w głowie plan, który przyszedł mu na myśl, kiedy Elena wyznała, że Jenna Sommers jest jej ciotką. Rozważył wszystkie "za" i "przeciw" , co nie udałoby mu się w akompaniamencie krzyków dobiegających z pokoju młodszego brata.
Tak, Elena zdecydowanie mogła mu pomóc. Tylko najpierw musiał trochę się postarać.
- Witam zbłąkańca - przywitał go Stefan, kiedy tylko Damon zamknął drzwi.
- Zamknij się -mruknął. Naprawdę nie miał ochoty na rozmowę z irytującym braciszkiem.
Stefan zmienił się od wydarzeń poprzedniego lata, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Zmężniał. Przybyło mu mięśni, bo był tak zdesperowany, żeby zagłuszyć ból po stracie rodziców, że zaczął trenować boks. Ale potem, kiedy minęły pierwsze żale, zrobił się opryskliwy i brutalny. Stał się... Damonem. Tylko szkoda, że jeden już w zupełności wystarczał.
- Gdzie byłeś? - spytał wyraźnie zadowolony Stefan, nalewając whisky do dwóch szklanek.
- W przeciwieństwie do ciebie, nie traciłem czasu na przyjemności - odparł ze sztucznym uśmiechem, biorąc od brata alkohol. - Już wiem, jak wykraść pamiętnik pradziadka.
Stefan tylko popatrzył na niego, szeroko otwierając zielone oczy. Równocześnie się uśmiechnęli.
###
- Witaj, shawty.
Elena wzdrygnęła się, kiedy poczuła obejmujące ją od tyłu dłonie, kiedy wyciągała z szafy piżamę.
Zbliżała się jedenasta w nocy i nie spodziewała się, że o tej porze Damonowi będzie się chciało jeszcze przychodzić. Szczerze, sądziła, że w ogóle nie przyjdzie.
- Przestań mnie tak nachodzić, to przerażające! - powiedziała, wracając do grzebania w szafie. Przez cały ten dzień sprzątała i układała na półkach swoje rzeczy, ale i tak czuła się tak, jakby była na wakacjach, a nie w swoim nowym domu.
- Przepraszam - odparł, ale nie puścił jej. Za to poczuła, że przesunął swoją twarz do jej szyi. - Pewnie sądziłaś, że się nie zjawię?
- Tak - odparła szczerze. - Nie sądziłam, że będziesz o mnie pamiętał.
- Nie wygłupiaj się - powiedział i odsunąwszy się, ułożył się na jej łóżku, z rękami pod głową. - Miałem ci pomóc. Zawsze dotrzymuję słowa.
- Cóż, nie znam cię - odparła spokojnie, odwracając się przodem do chłopaka leżącego na jej łóżku. - Nie wiem, czy mogę na tobie polegać.
- Teraz już wiesz - uśmiechnął się do niej promiennie, w reakcji czego Elena lekko zadrżała. Miał naprawdę cudowny uśmiech. - Co dziś robiłaś? - spytał.
- Rozpakowałam swoje rzeczy - odparła wskazując ręką na szafę, biurko i toaletkę. Wszystkie meble utrzymane były w kolorze bieli, ładnie współgrając z różowymi ścianami i zielonymi zasłonami.
- A twoja ciotka... rozmawiałaś z nią o tym, co zrobiłaś w piątek na imprezie? - spytał Damon, siadając na łóżku i ściągając kurtkę.
Elena zagapiła się chwilę na chłopaka, podziwiając jego mięśnie odsłonięte przez czarny podkoszulek z krótkim rękawem, ale dość szybko się opamiętała. Wypuściła powietrze z ust i spojrzała na biurko, byle tylko odwrócić wzrok. Przy Damonie często wstrzymała oddech. Coś w jego sposobie bycia sprawiało, że przerywała tą podstawową czynność życiową, by zachłysnąć się... nim. Tak właśnie działał na nią ten facet. A najgorsze, że nie umiała tego powstrzymać.
- Nie - odparła chłodno. - Była dzisiaj zbyt zajęta.
- Nie chcę się wtrącać, ale twoja ciotka jest okropna i nieodpowiedzialna - stwierdził radosnym tonem, kładąc skórzaną kurtkę na czarnym fotelu obrotowym.
- Albo zapracowana? - podsunęła Elena, siadając na łóżku obok Damona.
- Nie usprawiedliwiaj jej - powiedział karcąco, mrużąc jasnoniebieskie oczy. - Rodzina...
Ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale urwał w połowie zdania. Elena czekała jeszcze przez chwilę, ale czarnowłosy spoważniał nagle i zacisnął usta w wąską linię.
Wtedy odezwał się telefon Eleny. Oboje skierowali wzrok w stronę biurka, a po chwili Damon szturchnął dziewczynę, by odebrała.
- To pewnie ważne - powiedział cicho, lecz zgryźliwie. Nastrój zmienił mu się momentalnie.
Elena usłuchała i odebrała połączenie od Bonnie, z którą nie rozmawiała tak naprawdę od piątkowego wieczoru.
- Cześć - usłyszała po drugiej stronie linii niepewny głos przyjaciółki.
- Hej - odparła cicho. Tylko tyle zdołała wykrztusić. Było jej okropnie wstyd za to, jak potraktowała Bonnie. To, że była pijana jej nie usprawiedliwiało i zdawała sobie z tego sprawę. Mimo wszystko jednak nie wiedziała, od czego zacząć.
- Słyszałam co się stało w piątek. Dlaczego nie zadzwoniłaś? Wiedziałaś, że wybieram się do babci - powiedziała Bonnie z wyrzutem. - Nawet nie wiesz, co się ze mną działo, kiedy Caroline mi o wszystkim opowiedziała...
- Przepraszam Bonnie - Elena poczuła, że łzy napływają jej do oczu. - To było takie nieodpowiedzialne. Jest mi wstyd. Obiecuję, że od teraz będę cię słuchać!
- Dlaczego sama nie zadzwoniłaś? - spytała Bonnie. Ona również nie mogła zapanować nad emocjami, co było słychać.
- Bo myślałam że jesteś na mnie zła - odparła Elena zgodnie z prawdą.
- Nigdy tak nie mów! - zawołała jej przyjaciółka. - Kocham cię jak siostrę.
- Ja ciebie też - odparła, wycierając łzy płynące po policzkach. - Zadzwonię jutro, dobrze? - spytała, przypominając sobie o Damonie. Otrzymawszy twierdzącą odpowiedź, rozłączyła się i jeszcze raz wytarła twarz z łez. Z uczuciem ulgi wypuściła głośno powietrze z płuc i spojrzała na Damona, który przypatrywał się jej z zainteresowaniem.
- Przyjaciółka odzyskana - stwierdził.
Przytaknęła z uśmiechem.
- Trzeba to uczcić - odwzajemnił uśmiech. Na te słowa Elena tylko szerzej otworzyła brązowe oczy.
- O nie - zaprzeczyła gwałtownie. - Ostatnim razem, kiedy dobrze się bawiłam, niemal skończyło się to tragedią.
- To nie była dobra zabawa, tylko utapienie smutków w whisky - poprawił ją. - Tak się nie rozluźnia.
- Nie chciałam się wtedy rozluźnić - powiedziała. - Pragnęłam zapomnieć.
- Niepotrzebnie - wymruczał pod nosem, ale usłyszała to.
- O co ci chodzi? - spytała prosto z mostu.
- Tęsknisz za rodzicami, ale to przecież cholernie głupie - powiedział, patrząc jej w oczy i śmiejąc się bezczelnie. Elena stanęła jak wryta zaskoczona bezpośredniością jego słów.
- Przecież ty... też nie masz rodziców. Jak możesz tak mówić!? - zawołała, zdenerwowana. Łzy znów nabiegły jej do oczu. Nienawidziła u siebie tej wrażliwości.
- Nie ma ich, kochanie. Dlaczego miałbym się nimi przejmować? - Jego głos podnosił się ze słowa na słowo. - Pozwól, żebym wreszcie zaczął ci pomagać. Faza pierwsza: zapomnieć.
Elena nawet nie zorientowała się, kiedy Damon stał zaraz przed nią i patrzył na nią ostro. Jego klatka piersiowa poruszała się szybko, gdyż oddychał płytko i niespokojnie.
Nie mogła zapanować nad łzami. Rany po śmierci rodziców były dla niej jeszcze za świeże. Kochała ich. Obiecała sobie, że nigdy o nich nie zapomni. Nie mogła tak po prostu pogrzebać ich w swojej głowie. To oznaczałoby pożegnanie się z nimi na zawsze, a na to zdecydowanie nie była gotowa.
- Co ty wiesz o kochaniu? - szepnęła, ocierając łzy już chyba dziesiąty raz w ciągu tej godziny.
- Że co? - warknął, zbliżając swoją twarz do niej.
- Nie kochałeś rodziców, więc jak możesz kazać mi zapomnieć o moich? - spytała z wyrzutem. - Chcesz pomóc i doceniam to, ale nie zapomnę o nich. Nigdy. Najwyraźniej nie rozumiesz, co to znaczy.
Oczy Damona podwoiły rozmiary i otworzył usta, ale szybko zamknął je i mocno zacisnął. Zauważyła, że żyłka na jego skroni niebezpiecznie pulsuje.
- Ty nic nie wiesz o mojej rodzinie - powiedział wściekły. Przełknęła ślinę, ale nie ustąpiła.
- A ty o mojej - odparła.
- Zapomnienie zawsze działa - wrócił do głównego tematu. Był niesamowicie uparty.
- Tylko w wypadku tchórza, który boi zmierzyć się z rzeczywistością - naprawdę nie wiedziała, skąd wzięła się u niej nagle taka odwaga.
- Odszczekaj to, mała... - syknął, chwytając ją za podbródek.
- A jeśli nie, to co? Uderzysz mnie? - spytała, uśmiechając się przez łzy. - Chciałabym wiedzieć, dlaczego tak strasznie nienawidzisz swoich rodziców. Co to za sekret, Damonie? Może będę mogła ci pomóc - dodała cicho.
Poczuła, że rozluźnia uścisk. Cały czas patrzył jej w oczy. Najpierw widziała w nich złość. A teraz gniew ten zmienił się w poczucie winy.
- To ja miałem pomóc tobie żyć dalej własnym życiem - powiedział, pocierając kciukiem jej policzek. - Musisz zrozumieć, że zapomnienie o przeszłości to pierwszy i najważniejszy punkt.
- Nie - zaprzeczyła. - Możemy zaakceptować, to, co się stało. Ale nigdy nie zapomnimy. To nadal cześć nas samych. Zapominając o przeszłości tracimy cząstkę siebie - dodała uspokajającym tonem. Naprawdę chciała zrobić coś dobrego dla tego chłopaka. Czuła, że skrywa on jakąś mroczną tajemnicę i nie może sobie z nią poradzić. - Co się stało, że tak bardzo nienawidzisz swoich rodziców, Damonie?
- Przestań - syknął. - To nie twoja sprawa.
- Jeśli mamy sobie pomagać...
- Powiedziałem: nie! - krzyknął, popychając Elenę tak, że spadła na łóżko.
Sam, zapominając kurtki, wyskoczył przez okno.
###
Mamo.
Starałem się. Naprawdę chciałem, żeby wszystko było idealnie. Miałem poznać się z nią lepiej, kochać ją, traktować najlepiej jak potrafię. Ale muszę ją wykorzystać. Przez znajomość z Eleną spełnię Twoją ostatnią wolę: przeczytam w końcu pamiętnik pradziadka. Dzięki jej ciotce dostanę go bez problemu, wyniosę go z tej białej budy.
Ale oczywiście musiałem namieszać. Nie umiem rozmawiać o śmierci. Och, wiem, że się śmiejesz. Ja, morderca, nie umiem rozmawiać o swoich nieżyjących rodzicach. To chore. Czyny przychodzą zadziwiająco łatwo, ale później sumienie i tak się odezwie.
Potrzebuję teraz kogoś w swoim życiu, z kim mógłbym szczerze porozmawiać. Nie ufam Stefanowi, boję się, że przestraszę Elenę swoją przeszłością, a Ty nie żyjesz. To cholernie niesprawiedliwe.
Próbowałem zapomnieć o tym, co zrobiłem. Chciałem odciąć się od przeszłości. Ale ona mi nie pozwala. Elena uświadamia mi, że najważniejsza sprawa to rodzina. Że przeszłość to część teraźniejszości. I jestem nieźle wkurzony, bo nie chciałem przyznać jej dzisiaj racji.
Ale ona mnie nie zna. Nie rozumie, dlaczego nie chcę pamiętać ojca. I Ciebie też, choć głupio mi to przyznać. Tak. Ja nie chcę Cię już pamiętać. Dlatego to mój ostatni list.
Jak zwykle schowam go pod płytę nagrobka dziś w nocy, ale tym razem już więcej nie przyjdę. Nie przyniosę ci kwiatów. Nie zapalę świecy. Nie wrócę, dopóki nie odzyskam pamiętnika.
Nie wrócę, póki Elena nie będzie moja.
Ten starszy i lepszy z Twoich synów,
D. S.