JEŚLI SKOMENTUJESZ TO BĘDZIE MI NIESAMOWICIE MIŁO.
Najgorzej jest, kiedy przestajesz myśleć racjonalnie. Myśli kłębią się w twojej głowie, nie chcąc uporządkować się w coś konkretnego, nie widzisz punktu zaczepienia i biegniesz przed siebie na oślep. Patrzysz, lecz nie widzisz. Słuchasz, ale nie słyszysz. Życie zaczyna tracić sens.
Zaczynasz myśleć o tym, jak mogło być dobrze, ale potem zdajesz sobie sprawę, że przecież już nic nie zmienisz.
A najbardziej denerwuje to, że nawet nie miałeś na nic wpływu, że tylko poddałeś się okrutnemu losowi.
Zimny wiatr rozwiewał przerzedzone już włosy Eleny, pieszcząc przy okazji jej bladą skórę policzków. Ubrana była w biały swetr, a nogi miała przykryte grubym kocem. Na kolanach trzymała niedokończony szkic pięknej dziewczyny, bardzo podobnej do niej samej, oraz ołówek.
Listopad tego roku był chłodny.
- Może pójdziemy do domu? - spytała Bonnie z troską. To znaczy; specjalnie tak zmodulowała głos. Było jej cholernie zimno, kiedy stały tak w parku, w miejscu, gdzie często organizowali pikniki wraz z przyjaciółmi.
Bonnie stała. Elena siedziała na wózku.
- Jeszcze chwilę - poprosiła Elena i zamknęła oczy.
Bonnie westchnęła cicho, wypuszczając z ust kłąb pary. Zdawała sobie sprawę, że jej przyjaciółka nie pożyje już zbyt długo, dlatego zaproponowała jej wypis ze szpitala. Elena czuła się na tyle dobrze, że lekarze na to pozwolili. Na kilka dni. Kilka ostatnich dni.
Telefon mulatki rozdzwonił się, przerywając przyjemną ciszę.
- Tak? - odebrała z lekkim uśmiechem, bowiem na wyświetlaczu pojawił się numer Caroline.
- Bonnie Bennet! - zawołała dziewczyna, wprowadzając mulatkę w osłupienie. - Gdzie ty się włóczysz!? Miałaś teraz być przy Elenie a tymczasem...
- Jestem - przerwała rozwścieczonej Caroline brunetka.
Na chwilę między nimi zaległa cisza.
- Co? - spytała blondynka już ciszej.
- Jestem z Eleną w parku - odparła spokojnie. - Zaraz opadną mi wszystkie palce, więc jak będziesz tu jechać, to załatw mi jakieś rękawiczki - dodała z uśmiechem.
Caroline wyraźnie odetchnęła po drugiej stronie linii.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - spytała z wyrzutem. - Nawet nie wiesz, jak się wszyscy przestraszyliśmy!
- Wybacz - odparła Bonnie, chwytając rączkę wózka. Spojrzała na uspokojoną Elenę i poczuła, że zaraz do jej oczu napłynął łzy. Przełknęła głośno ślinę i odetchnęła głęboko.
- Będziemy za chwilę - powiedziała jeszcze Caroline.
Elena otworzyła oczy i spojrzała na Bonnie, jakby chcąc przekazać, że rozumie, o co chodzi.
Równocześnie się uśmiechnęły, co było kroplą przepełniającą czarę u mulatki.
Gorące łzy pociekły po jej policzkach. Uśmiechała się jednocześnie, gdyż Elena chwyciła ją za rękę.
- Zagramy w pięć pytań? - spytała, chcąc odciągnąć Bonnie od przykrych myśli. Dziwne, że to ona, umierająca, musiała pocieszać wszystkich wokoło.
Bennettówna kiwnęła głową i przykucnęła przy przyjaciółce.
- Wybaczysz mi, że powiedziałam, że to przez ciebie Jeremy się zabił? - spytała smutno Elena. Bonnie stanął przed oczami obraz, jak podczas tego pamiętnego wieczoru, gdy Elena się upiła, powiedziała tak przykre słowa.
- Pewnie - odparła, pociągając nosem. - A ty mi, że zostawiłam cię wtedy samą i pijaną?
- Zasłużyłam! - odparła Elena z lekkim uśmiechem. - Zresztą, nawet dobrze to wyszło.
Bonnie otworzyła szerzej zaczerwienione oczy.
- Dlaczego?
- Bennet, to drugie pytanie! - ostrzegła Elena, mrużąc oczy.
Od kiedy Damon i Elena zaczęli się spotykać, Bonnie i Caroline wiedziały o wszystkim, o czym oczywiście powinny wiedzieć. Ale najwyraźniej Elena zapomniała wspomnieć o początku ich znajomości...
- Mów! - zawołała mulatka.
- Uratował mi życie, kiedy pojechałaś po imprezie - odparła z uśmiechem. Zobaczyła, jak przyjaciółka robi dziwną minę, więc dodała: - zrobił mi usta-usta!
- Jakie romantyczne.. - zachichotała Bonnie. - A ja naprawdę nie wiedziałam, co ty w nim widzisz. Oprócz wyglądu oczywiście - zagaiła. Elena zaśmiała się cicho.
- Teraz ja - powiedziała Gilbertówna, poprawiając swój koc. - Będziesz tak miła i zechcesz wygłosić mowę w moim imieniu na pogrzebie? - spytała, zaciskając dłonie wokół nieco ciemniejszych palcy przyjaciółki.
Uśmiech zniknął z ust Bonnie.
- Będę zaszczycona - odparła z pełną powagą. Musiała się ostro hamować, by nie wybuchnąć płaczem.
Elena uśmiechnęła się, zadowolona.
To właśnie Bonnie była tą osobą, która według niej była najlepsza do tej "roboty".
- Co mam zrobić z pamiętnikiem? - spytała Bennet, kiedy zorientowała się, że teraz jej kolej.
- Przechowasz? - podsunęła dziewczyna. - Są tam ważne rzeczy.. no wiesz, tak na wszelki wypadek..
Zaśmiały się.
- Co będziesz robić w przyszłości? Miałaś iść na psychologię w tym roku - powiedziała Elena.
- Miałyśmy - poprawiła ją Bonnie, nieco smutniejąc. - Chyba znajdę chłopaka, a studia w tym roku odpuszczę. Nie dam rady - odparła. Ale nie spojrzała Elenie w oczy. Nie umiała.
- Rozumiem - stwierdziła Elena. - Ale mówię tak chyba tylko dlatego, że nie dam rady wstać z tego wózka i kopnąć cię w tyłek.
Bonnie uśmiechnęła się przez łzy.
- Jeszcze dwa - przypomniała Bonnie. - Najważniejsze - zaznaczyła na wstępie. Odczekała chwilę, zbierając myśli. - Boisz się?
Elena zastanowiła się chwilę.
- Tak - odparła spokojnie, bez większej fascynacji czy smutku. - Boję się, że nic TAM nie będzie - dodała cicho.
- Trzeba wierzyć - powiedziała Bonnie, starając się, by jej głos brzmiał pewnie.
- Na tym polega ten świat? - prychnęła Elena. Ale w jej głosie nie było złości. Tylko rozżalenie. - Na wierze, co nie?
- Wydaje mi się, że tak - odparła spokojnie mulatka, poprawiając koc na nogach Eleny. - Tylko na wierze.
- Do bani - stwierdziła Elena. - Gdybym była pewna, że idę albo do Nieba, albo do Piekła, na pewno postępowałabym lepiej i rozważniej.
Bonnie zaśmiała się.
- Nie sądzę - stwierdziła.
Elena zacisnęła usta i spojrzała na nią karcąco.
- Gdybyśmy wiedzieli o istnieniu Boga, na czym polegałaby wtedy wiara? - wtrącił niski, lecz lekko drżący głos.
Elena zamarła i szybko odwróciła się, na ile tylko pozwalał jej wózek.
Damon stał pod jednym z dębów z typową dla siebie nonszalancją, lecz przystojną twarz miał ściągniętą w dziwnym grymasie. Usta mu drżały, ale nie był to dreszcz podniecenia czy nawet zimna.
Elena uśmiechnęła się.
- Przyjechałeś - powiedziała. To było oczywiste, ale nie mogła się powstrzymać.
Bonnie wymruczała coś pod nosem i oddaliła się w stronę najbliższej ławki.
Damon podszedł do dziewczyny i przykucnął przy wózku.
- Źle się stało, że wyjechałem - powiedział ze skruchą, bawiąc się frędzlami koca.
- Źle, że nie pojechałam z tobą - stwierdziła Elena, łapiąc go za rękę.
- Nie próbuj zwalać winy na siebie! - warknął Damon. - To, co zrobiłem było głupie.
Zauważył szkic na kolanach Eleny i wziął go do ręki.
- Pięknie - powiedział, przyglądając się dziewczynie na rysunku. Potem wziął od Eleny ołówek i zaczął rysować.
- Nie zepsuj! - zawołała brunetka z nutą desperacji w głosie.
- Spokojnie - mruknął, wpatrzony w kartkę.
Po dwóch minutach oddał jej szkic, lecz nieco zmieniony. Damon miał talent.
Dorysował dziewczynie koronę, a obok niej stworzył klęczącego chłopaka o czarnych włosach i potarganej kurtce.
Pod rysunkiem widniał piękny podpis: "I żyli długo i szczęśliwie."
A pod spodem, bardzo drobnym druczkiem było napisane: "A tak naprawdę to skończyło się najgorzej jak mogli sobie wymarzyć."
Rozpłakała się.
###
Poczuła, że to już. Ale nie mogła w to uwierzyć.
- Ciociu - wyszeptała. - Źle się czuję...
- Alaric! - zawołała spanikowana Jenna.
Po chwili jechali już do szpitala.
Elena tylko szeptała niezrozumiałe wyrazy, okropnie bolał ją brzuch. Myślała o wszystkim i o niczym. Kłujący ból odbierał jej zdolność do czegokolwiek. Wszystko docierało do niej przetarte i niejasne, jakby wcześniej musiało przedrzeć się przez grubą barierę, która niczym czarna dziura pochłaniała sens słów oraz wszystkie obrazy.
Wiedziała tylko tyle, że gdy została podpięta pod kroplówkę, została sama. A potem zasnęła.
###
- Eleno - wydusił z siebie Klaus.
Trzymał mocno jej bladą i chłodną dłoń i patrzył na zamknięte powieki. Brązowe włosy dziewczyny ułożone były przez jedną z pielęgniarek po lewej stronie głowy. Oddychała, a jej serce nadal biło. Ale spała. I miała się nie obudzić.
- Słów mi brakuje, żeby wyrazić, jaka jesteś dzielna - wyznał szczerze, hamując łzy. Jego wytatuowana dłoń dziwnie wyglądała w porównaniu z jej drobną rączką. - Nigdy się nie skarżyłaś, wybaczałaś i śmiałaś się z nami, pomimo tej całej przeszłości. A to że umierasz... to chyba dobrze. Tam jest lepiej - dodał drżącym głosem.
Potem ucałował jej dłoń.
- Do zobaczenia - powiedział, wstając. Ale nie odpowiedziała.
###
- Zostało mi jeszcze jedno pytanie - zauważyła Bonnie, ocierając chusteczką policzki mokre od łez. Siedziała już z Eleną około dwudziestu minut, ale nie chciała się z nią rozstawać.
Elena spała. Nie ruszała się. I to było chyba najbardziej przerażające.
- Kiedy już będziesz tam na górze.... nie zapomnisz o mnie? O tej małej ziemskiej przyjaciółce, która wylała ci kiedyś talerz rosołu na głowę na stołówce? Albo chciała pokazać piękną polanę w lesie i potem zapomniała drogi do domu?
Bonnie zaczęła głośno płakać. W końcu drzwi się otworzyły i ktoś objął ją ramieniem i wyprowadził. To był Alaric.
Kilkanaście osób stało przed salą, lecz nie wszyscy weszli do środka. Elenę odwiedziły jeszcze Katherine i Isobel, a także Caroline i ciocia Jenna.
Damon się nie pojawił.
- Gdzie on jest?- spytał Alaric, zatroskany o przyjaciela.
- Źle się czuje - odparł Stefan. - Zaraz do niego wracam.
Saltzman kiwnął głową ze zrozumieniem.
Po chwili pojawił się lekarz i odpiął Elenę od aparatury.
- Już nie musi cierpieć - powiedział ze współczuciem, przytulając krótko szlochającą Bonnie.
Stefana ogarnęła obojętność.
To już. Tak szybko?
#######
Hejka, jestem trochę spóźniona, wiem xd
Przepraszam :(
Smutny ten ostatni rozdział...
Ale jeszcze epilog i w nim co nieco o Damonie. I pojawi się on w tym tygodniu :D
A, pytałyście o nowego bloga. Będzie. Ale to muszę z Wami uzgodnić xd
JEŚLI SKOMENTUJESZ TO BĘDZIE MI NIESAMOWICIE MIŁO :)