niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział XVIII

Damon nigdy nie wyzbył się dziwnego uczucia. Zawsze coś ściskało mu gardło, gdy chciał się śmiać i przypominało, że przecież nie może.
Chodził osowiały, bardziej niż zwykle. Nawet Stefan wiedział, że jest coś na rzeczy, coś innego niż sprawa dotycząca ojca. Domyślał się, o co chodzi, ale bał się zaburzyć względny porządek, który panował między nimi od paru miesięcy.
Obserwował więc brata, by w razie czego móc zareagować.
I kiedyś, któregoś dnia, nadszedł czas. To była niedziela.
- Damon? - zagadnął Stefan, siadając obok brata, który już od godziny oglądał jakieś denne reality show.
Nie odpowiedział mu, jak to miał w zwyczaju. Nadal tępo wpatrywał się w ekran.
- Nie udawaj, że wszystko ok - powiedział szatyn, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Damonem. Czarnowłosy poruszył nieznacznie ustami, jakby wahał się, czy coś powiedzieć. W końcu jednak nic z tego nie wyniknęło.
Stefan odetchnął i podjął ryzykowną decyzję.
- Powinieneś wrócić do Waszyngtonu - dodał, wyrywając pilota z dłoni brata.
Damon znów nie zareagował, w skutku czego Stefan się uśmiechnął. Zrozumiał nieme przytaknięcie.
- Powinieneś odzyskać Elenę - brnął dalej, a potem przełączył kanał. Wtedy usłyszał ciche westchnienie Damona i zwrócił na niego wzrok. - To nie ma sensu - odparł czarnowłosy, po raz pierwszy wypowiadając jakiekolwiek słowa do Stefana tego dnia.
- Dlaczego? - zdziwił się szatyn. - Ona cię kocha, ty ją... wyniknęła tylko mała sprzeczka - stwierdził, wysuwając śmiesznie dolną wargę.
- Zamknij się - mruknął Damon, rozgniewany. Stefan zauważył jego dłoń zacisnietą w pięść.
- Ja pieprzę! - zawołał młodszy. Ogniki zniecierpliwienia rozbłysły w jego oczach. Stefan energicznie odwrócił się w stronę brata.  Całe życie otaczały go tylko tajemnice, gdyby miały postać materialną, mógłby z nich zbudować dom. - Jeśli mi nie powiesz, biorę swoją część spadku i wyprowadzam się, przysięgam - dodał ze złością w głosie.
Cisza trwała przez dłuższą chwilę. Damon zdawał się zbierać myśli. W końcu otworzył drżące usta i zawiesił wzrok na ścianie.
- Elena ma raka - powiedział w końcu cicho.
Wiadomość wstrząsnęła Stefanem.
Elena. Ta pełna życia dziewczyna o kasztanowych włosach i błyszczących oczach, lecz, co najważniejsze, czystym sercu.
To niemożliwe. Niemożliwe.
- Musimy tam jechać... co to za rak? - spytał jeszcze Stefan, próbując pozbierać myśli.
- Trzustki - bąknął Damon. - Nie do wyleczenia.
Nagle Stefan przypomniał sobie pewną rozmowę z Katherine w restauracji. Mówiła ona wtedy, że "w obecnej sytuacji chce dać Elenie pożyć własnym życiem..."
Ta siksa wiedziała. Wiedziała od początku.

###

- Wiedziałam - powiedziała Katherine szczerze, bawiąc się słomką od napoju.
W lokalu, w którym się znajdowali może nie znajdowało się zbyt wielu ludzi, lecz pomieszczenie było na tyle małe, by wszyscy słyszeli każde słowo wypowiedziane przez konkretnego gościa. Aktualnie wszystkie spojrzenia zwrócone były na młodą dziewczynę ubraną na czarno i uporczywie wpatrującą się w napój, jakby chciała, by nagle stał się on gołębiem czy czymś równie niedorzecznym.
Klaus przełknął ślinę i zacisnął pod stołem pięści.
- Dlaczego nie poinformowałaś kogokolwiek wcześniej?! - zawołała Caroline, nie dbając o to, że w przyszpitalnym barze było dużo ludzi, chcących w spokoju zjeść obiad. Zresztą tak naprawdę dostarczała im rozrywki.
- Skarbie, nie denerwuj się - mruknął Klaus, chwytając blondynkę za dłoń, na której nosiła kilka czarnych bransolet. - Katherine,  do cholery - zwrócił się do brunetki o falowanych włosach. - Dlaczego?!
Caroline spojrzała na niego krytycznie.
Brzuch blondynki zdążył się już wyraźnie uwypuklić. Pod obcisłą, jasnoróżową bluzką, jego kształt był doskonale widoczny.
- Elena miała być matką chrzestną - burknęła Caroline i ukryła twarz w dłoniach. Tego ranka nawet nie nakładała na siebie makijażu, bo i tak by spłynął.
- Wiedziałam, odkąd przyjechałam, od pierwszego dnia - powiedziała Katherine, nadal uparcie mieszając napój, który wcale nie wymagał tego trudu. - Nasz ojciec zmarł w taki sposób - dodała. - Dowiedziałyśmy się z matką o raku kilka miesięcy przed jego śmiercią. To był szok. - Katherine zostawiła pudełko w spokoju i spojrzała wymownie na Klausa. - Żyłyśmy w przekonaniu, że umrze całe pół roku - wysyczała.
- Mogłyście się przygotować... - wtrąciła Caroline szeptem, bojąc się urazić dziewczynę.
Katherine zaśmiała się gorzko, a blondynka przełknęła ślinę.
- Myślisz, że bolało mniej? - spytała, wbijając morderczy wzrok w dziewczynę. Jej palce mocno trzymały blat stołu.  - Było jeszcze gorzej.
Para nie wiedziała co powiedzieć. Oboje, zarówno Klaus, jak i Caroline, wpatrywali się tępo w brunetkę. Szczerze jej współczuli, lecz zdawali sobie sprawę, iż Katherine tego współczucia nie potrzebuje.
- Chcę iść na medycynę, interesuję się onkologią - dodała Kath, wstając zza stołu. - Nie byłoby dla niej szans nawet pół roku temu - zakończyła trudny temat i opuściła lokal.
Caroline i Klaus spojrzeli po sobie, zagubieni.
Oboje doskonale wiedzieli, że Katherine miała rację. Nigdy nie pogodziliby się ze śmiercią Eleny, nawet gdyby mieli dziesięć lat czasu.

###

Drogi Pamiętniku!
Umieram.
Bóg w końcu się nade mną ulitował i zabiera mnie z tego okropnego świata. Zdaję sobie sprawę, iż mam niewiele czasu, mogę zacząć umierać nawet w tej minucie. Ale nie mogę, jeszcze nie. Mam wiele niedokończonych spraw.
Muszę podziękować Bonnie, Caroline, Klausowi, Mattowi, Jennie, Alaricowi.
I jeśli się uda, także Damonowi.
Tak, tak. Potwornie mnie zranił. Ale po części go rozumiem. Jest zagubiony.
To znaczy, każdy z nas czasem zabłądzi w życiu. Ale on ewidentnie nadal nie znalazł swojej ścieżki.
 Skąd wiem?
Jedyny bowiem sposób na wygranie z demonami przeszłości to zmierzenie się z nimi. Uciekając tylko oddalamy to, co nieuniknione. 
Chciałabym mu podziękować za te parę tygodni, podczas których poczułam, że żyję. Mam nadzieję, że przyjedzie.
Jestem teraz zmęczona.
Cierpię, nie ukrywam. Ale Katherine mówi, że to dobrze, bo to znaczy, że jeszcze żyję i mam czas.
Znamy się naprawdę niedługo, ale świetnie się rozumiemy. Kath bywa okropna, ale to moja siostra. Naprawdę ją kocham.
Co do Isobel... dobra z niej kobieta, lecz chyba nie mogę nazwać ją matką. Po prostu minęło zbyt mało czasu jak dla nas.
Jest mi przykro, kiedy widzę, jak dziewczyny płaczą przy mnie, dlatego kazuję im wychodzić. Ale jeszcze gorzej, gdy widzę, jak niewiele czasu zostało Caroline do porodu.
Chciałabym zobaczyć jej dziecko. Chciałabym je nosić na rękach i rozpieszczać.
Ale nie będę mogła.
Boję się. Boję się śmierci, nie wiem, czego mam się spodziewać.
Ale cały czas wierzę, że Tam będzie lepiej, że w końcu będę całkowicie i niezaprzeczalnie szczęśliwa.

###

- Wy sobie robicie ze mnie jaja, specjalnie, za to, że wyjechałem - powtarzał historycznie Damon, stojąc w drzwiach domu Alarica i Jenny, rozmawiając z przyjacielem. - Chciałbym - westchnął Rick, przecierając twarz. Wyglądał na zmęczonego. Jego policzki pokrywał zarost, a oczy były czerwone i podkrążone.
- Elena! - zawołał Damon wgłąb domu.
- Zamknij się idioto - syknął Alaric, gromiąc bruneta spojrzeniem.
- Damon, ona serio jest chora - wtrącił Stefan drżącym głosem. Podszedł bliżej brata i położył mu swoją dłoń na ramieniu.  - Chodź, zawiozę cię do szpitala - dodał.
- Pojadę z wami, skoro już nie śpię - zdecydował się Rick, sięgnął po buty i kurtkę, ubrał się i wyszedł za braćmi.
Damon całą drogę milczał, za to Stefan starał się wykorzystać ten czas, by dowiedzieć się od Ricka szczegółów: jak wykryto u Eleny raka, oraz kiedy to się stało, a także poznał przybliżoną datę śmierci dziewczyny.
Rick wyjaśniał wszystko z nieskrywanym żalem, parę razy nawet pociągnął nosem.
- To tylko przeziębienie - mówił wtedy. A Stefan ani Damon nie podważali jego słów.
Droga do pokoju Eleny ciągnęła się jeszcze dłużej niż jazda samochodem.
Ale kiedy w końcu dotarli do odpowiedniego pomieszczenia, żaden z nich nie chciał wejść pierwszy.
- Wygląda trochę inaczej - ostrzegł cicho Alaric. Stefan skinął głową, a Damon odwrócił wzrok.
W końcu Rick sięgnął dłonią metalowej klamki i nacisnął ją lekko. Białe drzwi uchyliły się ze skrzypieniem. Mężczyźni zajrzeli do pokoju.
Łóżko było puste, biała pościel równiutko ułożona, a na szafę cze nie było nic.  
- Może ją przenieśli - jęknął Stefan.
- Albo to nie ten pokój? - spytał z nadzieją Damon.
Alaric pokręcił głową.
- Żadna opcja nie wchodzi w grę, chyba, że Isobel ją zabrała - odparł chłodno Rick. Ale coś w gardle mężczyzny zaczęło rosnąć i jednocześnie blokować przepływ powietrza. U Damona było odwrotnie - zaczął on oddychać szybko i nerwowo.
- Oby - powiedział Stefan. - Na pewno - dodał głośniej, próbując się uśmiechnąć.
Ale nagle obok nich pojawiła się Katherine, z dużym opakowaniem jakichś ciastek i laptopem. Przystanęła przy mężczyznach i spojrzała wgłąb pokoju. Komputer spadł z hukiem na posadzkę, a Katherine otworzyła szeroko usta i spojrzała z paniką na Alarica.
- Gdzie jest Elena!? - załkała.

###

Hejoo  :D
No to... co jest z Eleną?  :0
Możliwe że już nie żyje xd możliwe, że żyje.  Lol
Kocham Was, Wasze supermotywujące komentarze...
Jednak widzę, że naprawdę dużo osób czyta Oddech i nie komentuje :( jest tu około 50 osób DZIENNIE a 6-8 komentarzy... jest mi trochę przykro. Jeśli czytasz - daj buźke, cokolwiek. Tym bardziej, że jeszcze jeden rozdział i epilog :)
Xxx




niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział XVII

Zgrabna brunetka pojawiła się rano na pustej plaży. Rozłożyła czarny koc, kontrastujący z jej białym bikini i zaczęła rozciągać zastane mięśnie. Lekka bryza sprawiała, że na jej oliwkowej skórze pojwiła się gęsia skórka. Ale słońce już zaczynało przygrzewać. Zapowiadał się kolejny gorący dzień.
Dziewczyną była Elena Gilbert, osoba z czającą się w środku niespodzianką, o której nie miała pojęcia, nie wiedząca, że już nadchodzi czas. Jej czas.
Joga to sport, który uprawiała od kilku lat, jednak ostatnio nie znajdowała dla niego czasu. Uwielbiała, kiedy mogła poczuć ten spokój, drzemiący gdzieś na pograniczu natury a jej ciała. Mogła poczuć, jak niemal doskonały i wspaniały jest każdy ludzki gest, jak niesamowite jest nawet kiwnięcie palcem. Tą jedność...
Została popchnięta, przewróciła się na plecy, na piasek. Z jej gardła wydobył się zduszony jęk, poczuła ból w lewej ręce.
Ale najgorsze było to, że zaraz nad jej twarzą zobaczyła czarny pysk Killera, szczerzącego białe kły i wystawiającego różowy jęzor.
- Dobry piesek - mruknęła Elena, nieźle wystraszona. Killer nie miał kagańca.
Usłyszała stanowcze gwizdnięcie. Pies.. cóż, lepszym określeniem byłaby krowa, zawahał się. Po kolejnym gwizdnięciu ustąpił, a Elena poczuła taką ulgę, że aż bolało.
- Hej, wszystko dobrze? - Stefan podbiegł do niej i spojrzał jej w oczy.
Jedyne jednak, co wiedziała i o czym myślała Elena, były cudownie wyrzeźbione mięśnie ramion chłopaka. Boże, naprawdę robiły wrażenie.
- Elena? - powtórzył, dotykając jej policzka.
Ocknęła się i potrząsnęła głową.
- Żyję - odparła, starając się uśmiechnąć. - Ale błagam, trzymajcie to bydlę z daleka - westchnęła.
Stefan uśmiechnął się, wyraźnie mu ulżyło. Podał Elenie rękę i podniósł do pozycji siedzącej. Zauważyła, że ma on na sobie tylko szare sportowe spodenki i adidasy. Killer przechadzał się nad brzegiem morza i uciekał przed falami, które moczyły jego czarną sierść. Owczarek wyglądał naprawdę pociesznie, lecz tylko z daleka. Z bliska przejmował ją lękiem. Był po prostu.. wielki.
- Uprawiasz jogę? - spytał Stefan. Nie wyglądał na zdziwionego tym faktem, raczej próbował znaleźć temat do rozmowy.
- Ostatnio się zaniedbałam - wyznała, biorąc w dłoń garść złotego piasku i przesypując ją między palcami.
- Nie chciałem przeszkadzać - powiedział chłopak. Wyglądał na lekko zakłopotanego.
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się. Stefan był całkiem miłym chłopakiem. Na początku Klaus twierdził, że z dwojga złego lepiej trafić na Damona, bo jest łagodniejszy. Ta sytuacja była conajmniej dziwna. - Stefan...
-Tak? - spytał szatyn, spoglądając na nią. Nie wiedziała, jakie męki w duszy przeżywa teraz chłopak. Nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bardzo się denerwuje.
- Jak poznaliście się z Klausem? - spytała. To pytanie dręczyło ją od samego początku.
Stefan wydawał się odetchnąć z ulgą, ale zignorowała to. Potem chłopak uśmiechnął się do nieba.
- To w zasadzie zabawne, ale nie wiem, czy mogę ci powiedzieć - odparł wymijająco.
Elena zmarszczyła brwi i wbiła wzrok w profil chłopaka.
- Jesteś jakimś podwładnym czy co? - spytała oburzona.
- A ty dziennikarką? - odbił piłeczkę.
- Jestem ciekawska z natury - odparła, wykrzywiając usta w nieszczerym uśmiechu.
- A ja lojalny - odparł bez cienia zadowolenia. - Więc myślę, że jeśli Klaus ci o tym nie opowie, to się nie dowiesz.
Elena zamilkła i spojrzała wściekłym wzrokiem na morze. Tego dnia miało ono jasny kolor. Wiatr ustawał, robiło się coraz cieplej. Killer nadal włóczył się wzdłuż brzegu.
- Wy wszyscy jesteście tacy tajemniczy - mruknęła niezadowolona. Denerwowała ją ta sytuacja, gdy coś było niedopowiedziane. Czuła się oszukiwana.
- Przykro mi - odparł, jednak jego uśmiech zdradzał, że nie jest ani trochę szczery.
Killer przyczłapał do chłopaka i ułożył łeb na jego nogach, wpatrując się mądrymi oczami w pana. Stefan pogłaskał go, palcami przeczesując jego czarną i zadbaną sierść.
Elena zauważyła jego srebrnoniebieski pierścień, który migotał w słońcu.
- Skąd macie te pierścienie? - spytała, dotykając ozdoby na palcu Stefana. Ten przybliżył sygnet bliżej twarzy i zagapił się na niego chwilę, jakby coś sobie przypominał.
- To pamiątka rodzinna - odparł miękko, dotykając klejnotu, który spoczywał w osłonie z srebrnych ozdobników. Zayważyła, że zawierają one w sobie literę "S".
- Łączy się z jakąś historią? - dociekała Elena. Nie chciała wyjść na nachalną, ale czuła że jeśli nie popchnie Stefana w stronę zwierzeń, ten nic nie powie.
- Został przywieziony z Europy jako posag mojej prababki - powiedział. - Ojciec specjalnie nadał nam imiona, by pasowały do liter na pierścieniach, tak się mi przynajmniej wydaje - uśmiechnął się.
- Ktoś mógłby powiedzieć, że takie ozdóbki są niemęskie - wtrąciła Elena, wpatrzona w sygnet.
- Masz wątpliwości co do mojej męskości? - zapytał, udając urażenie.
Zaśmiała się serdecznie.
- Eleno Gilbert - powiedział oburzony. - Co jest w twojej definicji męskośći, a czego nie mam ja?
Elena otwarła usta. Odpowiedź wydawała jej się banalna, jednak zamarła, nie mogąc przypomnieć sobie myśli, która przed chwilą krążyła po jej głowie. Nagle wszystko zaczęło tracić sens. Zaśmiała się serdecznie, ale po chwili zamilkła. Nie. Było coś takiego.
- Eleno, wiem, o czym pomyślałaś - wtrącił Stefan. Wydawał się być rozluźniony. Jeśli chodzi o brunetkę, zachowywała się wręcz odwrotnie.
- Te wszystkie dziewczyny... - zaczęła Elena, kręcąc głową. Spojrzała na Stefana. Czy ktoś taki jak on naprawdę dopuścił się gwałtów? I to na taką skalę, że znany był z tego w Waszyngtońskim półświatku?
- Przechodziłem depresję - wyjaśnił. - To wszystko jest tak cholernie sprzeczne ze mną samym...
Głos delikatnie mj się załamał, dlatego przerwał wypowiedź.
- Przykro mi - wydusiła Elena, zagapiając się w swoje dłonie.
- Mnie też - wyszeptał.
Przeszłości jednak. Nie da się zmienić. I choćbyśmy nie wiadomo jak się starali, nie cofniemy czasu, nie uda nam się zacząć od początku. Nie ma przycisku, po naciśnięciu którego dane nam będzie odrodzić się i zacząć z czystym kontem.
Ale... gdyby nawet był taki przycisk. Ilu z nas chciałoby go nacisąć i zacząć budować wszystko od nowa?

###

Damon nigdy nie pukał, gdy kogoś odwiedzał. Oznaczało to bowiem prośbę o wpuszczenie do domu, uzależnienie się od mieszkańca, pokazanie się innym domownikom. A tego nie chciał. Przywykł do bycia tym złym gościem, cichociemnym, znajdującym drogi inne niż te najprostsze.
Od roku pośredniczył w handlu nielegalnym towarem, obił parę gęb za niedotrzymanie terminu zapłaty... Wchodzenie drzwiami było przy tym jakieś dziwne. Pospolite.
Zdecydowanie preferował okna.
Ale dzisiaj wchodzenie przez okno nie wchodziło w grę. Nie z tym, co akurat miał w ręce.
Czuł się dziwnie. Był zdenerwowany, może trochę zagubiony. Zdecydowanie czuł się jednak nieswojo. Jeszcze nigdy nie przechodził takiej sytuacji. Trochę obawiał się reakcji Eleny...
Zacisnął mocniej palce na twardych łodygach i przyspieszył kroku.
Nie wziął motoru, oddał go już do firmy transportowej.
Maple Street była pusta, słyszał tylko stukot swoich butów po chodniku i skrzypienie skórzanej kurtki.
Było mu zimno, mimo przyjemnej pogody.
Odetchnął głęboko wchodząc na werandę.
Uśmiechnął się, próbując dodać sobie pewności siebie. A potem jeszcze raz rozważył to, co ma za chwilę powiedzieć.
Decyzja została podjęta.
Zapukał.
Otworzyła mu, naturalnie, Elena. Ubrana w bladoróżową sukienkę do kolan, bosa i wyraźnie zaskoczona.
- Damon? - wydukała, a po chwili jej twarz się rozjaśniła. - Spodziewałam się Caroline i Klausa ale wejdź - powiedziała.
- Nie martw się, nie będę wam przeszkadzał - powiedział. Ta sytuacja była mu nawet na rękę.
- Ale... - próbowała protestować, lecz Damon doskonale wyczuł sytuację i podsunął jej pod nos bukiet czarnych róż.
- Piękne kwiaty tylko dla najpiękniejszej kobiety - powiedział delikatnym głosem przy jednoczesnym skinięciu głową. Czarna grzywka zatańczyła na jego czole, a usta ułożyły w figlarny uśmiech.
- Są cudowne! - zawołała Elena, zaciągając się zapachem kwiatów. Potem powoli wzięła je do rąk. - Gdzie rosną czarne róże? - zdziwiła się.
- W piekle - zażartował. I pomyślał, że jednak nie był to trafny żart. - Znaczy... Mama była zapaloną ogrodniczką i...
Szlag, całkiem odchodził od tematu.
- Na pewno nie chcesz wejść? - spytała, skradając mu pocałunek. Damon zanim zorientował się, co robi, objął Elenę w talii i zagapił w jej usta. A ona kusiła go jak najlepiej tylko umiała, to przygryzając wargę, to trzepotając rzęsami.
- Na pewno - odparł lakonicznie, odsuwając się. - Mam po prostu pytanie. Całkowicie retoryczne.
Elena uniosła brwi w zdziwieniu i przekrzywiła głowę oczekując owego pytania.
- Wyprowadziłabyś się? Teraz? - spytał.
- Co?? - Elena prawie upuściła bukiet róż. Damon skrzywił się lekko. Może źle zaczął.
- Czy potrafiłabyś wyjechać i zostawić za sobą wszystkich i wszystko? - spytał.
Elena otworzyła usta w zdziwieniu, a jej oczy zaszły łzami.
- Wyjeżdżasz? - spytała, upuszczając kwiaty. Dłonie zacisnęła w pięści, zmarszczyła brwi w gniewie.
- Eleno...
Zaciął się. Bo co miał powiedzieć? Że to nie tak jak myśli? Tylko, do cholery, było dokładnie tak.
- Wsadź sobie te kwiaty w dupę! - zawołała, wykopując kwiaty na zewnątrz. Damon nadal stał w drzwiach i patrzył na dziewczynę w milczeniu.
- Jedź ze mną, proszę - powiedział cicho, ale ona nie słuchała.
- Czemu? - wypaliła nagle. - Dlaczego nie potrafisz usiedzieć w jednym miejscu!?
Łzy spływały po jej policzkach, ale ich nie ścierała. Chciała, żeby widział jak cierpi. Chciała żeby cię udusił poczuciem winy.
- Zaczynam od nowa, gdzie indziej, z dala od przeszłości - odparł spokojnie. Był smutny.
- Nie da się uciec od przeszłości - warknęła Elena, wyrzucając ostatnią różę za próg.
- Można próbować - powiedział już ostrzej. - Poczucie winy mnie zabija, nie rozumiesz? - zaśmiał się szyderczo. Elena spojrzała na Damona przez łzy. Spięła się w sobie na tę ostatnią chwilę.
- Ja, w przeciwieństwie do ciebie - powiedziała, uśmiechając się nieszczerze - walczę. A teraz zostaw mnie już w spokoju. Odejdź, proszę bardzo.
Damon wycofał się i... to był koniec.
Spojrzał jeszcze na rozrzucone w nieładzie róże, swoją drogą bardzo drogie. Zrobiło mu się przykro. Elena była bardzo ważną osobą w jego życiu, naprawdę chciał ją mieć przy sobie.
Lecz może rzeczywiście nie było im pisane?
Musiał się spieszyć,  samolot do Włoch mieli za dwie godziny.

###

(Trzy miesiące później)

Damon, na wpół przytomny, sięgnął dłonią w poszukiwaniu komórki leżącej gdzieś na komodzie.
Kurwa. Była trzecia w nocy!
Po chwili dał radę odczytać nazwę kontaktu.
Klaus. Zdziwił się. W sumie miał nawet zamiar wyłączyć telefon,  jednak pomyślał, że nie kontaktowali się od jego wyjazdu z USA... Coś musiało być na rzeczy.
- Halo? - spytał ochrypłym głosem.
- Żeby było jasne, wiem o strefach czasowych - burknął Klaus. - Zrobiłem to specjalnie.
- Jak miło cię słyszeć - powiedział Damon niezadowolony. - Streszczaj się.
Myślał, że Klaus może nawymyśla mu za złamanie serca Elenie. Ale nie.
- Elena ma raka trzustki - odparł lakonicznie. - Lekarze dają jej tydzień, może dwa tygodnie życia. Mówią, że rozwijał się już około roku.
Damon zamarł.
- Pieprzysz, jesteś na dragach. Idź spać - powiedział w końcu.
- Nawet mnie nie wkurwiaj, stary - powiedział groźnie Klaus. - Gdyby nie Caroline, nawet bym nie pomyślał, żeby cię poinformować - dodał i rozłączył się.