Damon nigdy nie wyzbył się dziwnego uczucia. Zawsze coś ściskało mu gardło, gdy chciał się śmiać i przypominało, że przecież nie może.
Chodził osowiały, bardziej niż zwykle. Nawet Stefan wiedział, że jest coś na rzeczy, coś innego niż sprawa dotycząca ojca. Domyślał się, o co chodzi, ale bał się zaburzyć względny porządek, który panował między nimi od paru miesięcy.
Obserwował więc brata, by w razie czego móc zareagować.
I kiedyś, któregoś dnia, nadszedł czas. To była niedziela.
- Damon? - zagadnął Stefan, siadając obok brata, który już od godziny oglądał jakieś denne reality show.
Nie odpowiedział mu, jak to miał w zwyczaju. Nadal tępo wpatrywał się w ekran.
- Nie udawaj, że wszystko ok - powiedział szatyn, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Damonem. Czarnowłosy poruszył nieznacznie ustami, jakby wahał się, czy coś powiedzieć. W końcu jednak nic z tego nie wyniknęło.
Stefan odetchnął i podjął ryzykowną decyzję.
- Powinieneś wrócić do Waszyngtonu - dodał, wyrywając pilota z dłoni brata.
Damon znów nie zareagował, w skutku czego Stefan się uśmiechnął. Zrozumiał nieme przytaknięcie.
- Powinieneś odzyskać Elenę - brnął dalej, a potem przełączył kanał. Wtedy usłyszał ciche westchnienie Damona i zwrócił na niego wzrok. - To nie ma sensu - odparł czarnowłosy, po raz pierwszy wypowiadając jakiekolwiek słowa do Stefana tego dnia.
- Dlaczego? - zdziwił się szatyn. - Ona cię kocha, ty ją... wyniknęła tylko mała sprzeczka - stwierdził, wysuwając śmiesznie dolną wargę.
- Zamknij się - mruknął Damon, rozgniewany. Stefan zauważył jego dłoń zacisnietą w pięść.
- Ja pieprzę! - zawołał młodszy. Ogniki zniecierpliwienia rozbłysły w jego oczach. Stefan energicznie odwrócił się w stronę brata. Całe życie otaczały go tylko tajemnice, gdyby miały postać materialną, mógłby z nich zbudować dom. - Jeśli mi nie powiesz, biorę swoją część spadku i wyprowadzam się, przysięgam - dodał ze złością w głosie.
Cisza trwała przez dłuższą chwilę. Damon zdawał się zbierać myśli. W końcu otworzył drżące usta i zawiesił wzrok na ścianie.
- Elena ma raka - powiedział w końcu cicho.
Wiadomość wstrząsnęła Stefanem.
Elena. Ta pełna życia dziewczyna o kasztanowych włosach i błyszczących oczach, lecz, co najważniejsze, czystym sercu.
To niemożliwe. Niemożliwe.
- Musimy tam jechać... co to za rak? - spytał jeszcze Stefan, próbując pozbierać myśli.
- Trzustki - bąknął Damon. - Nie do wyleczenia.
Nagle Stefan przypomniał sobie pewną rozmowę z Katherine w restauracji. Mówiła ona wtedy, że "w obecnej sytuacji chce dać Elenie pożyć własnym życiem..."
Ta siksa wiedziała. Wiedziała od początku.
###
- Wiedziałam - powiedziała Katherine szczerze, bawiąc się słomką od napoju.
W lokalu, w którym się znajdowali może nie znajdowało się zbyt wielu ludzi, lecz pomieszczenie było na tyle małe, by wszyscy słyszeli każde słowo wypowiedziane przez konkretnego gościa. Aktualnie wszystkie spojrzenia zwrócone były na młodą dziewczynę ubraną na czarno i uporczywie wpatrującą się w napój, jakby chciała, by nagle stał się on gołębiem czy czymś równie niedorzecznym.
Klaus przełknął ślinę i zacisnął pod stołem pięści.
- Dlaczego nie poinformowałaś kogokolwiek wcześniej?! - zawołała Caroline, nie dbając o to, że w przyszpitalnym barze było dużo ludzi, chcących w spokoju zjeść obiad. Zresztą tak naprawdę dostarczała im rozrywki.
- Skarbie, nie denerwuj się - mruknął Klaus, chwytając blondynkę za dłoń, na której nosiła kilka czarnych bransolet. - Katherine, do cholery - zwrócił się do brunetki o falowanych włosach. - Dlaczego?!
Caroline spojrzała na niego krytycznie.
Brzuch blondynki zdążył się już wyraźnie uwypuklić. Pod obcisłą, jasnoróżową bluzką, jego kształt był doskonale widoczny.
- Elena miała być matką chrzestną - burknęła Caroline i ukryła twarz w dłoniach. Tego ranka nawet nie nakładała na siebie makijażu, bo i tak by spłynął.
- Wiedziałam, odkąd przyjechałam, od pierwszego dnia - powiedziała Katherine, nadal uparcie mieszając napój, który wcale nie wymagał tego trudu. - Nasz ojciec zmarł w taki sposób - dodała. - Dowiedziałyśmy się z matką o raku kilka miesięcy przed jego śmiercią. To był szok. - Katherine zostawiła pudełko w spokoju i spojrzała wymownie na Klausa. - Żyłyśmy w przekonaniu, że umrze całe pół roku - wysyczała.
- Mogłyście się przygotować... - wtrąciła Caroline szeptem, bojąc się urazić dziewczynę.
Katherine zaśmiała się gorzko, a blondynka przełknęła ślinę.
- Myślisz, że bolało mniej? - spytała, wbijając morderczy wzrok w dziewczynę. Jej palce mocno trzymały blat stołu. - Było jeszcze gorzej.
Para nie wiedziała co powiedzieć. Oboje, zarówno Klaus, jak i Caroline, wpatrywali się tępo w brunetkę. Szczerze jej współczuli, lecz zdawali sobie sprawę, iż Katherine tego współczucia nie potrzebuje.
- Chcę iść na medycynę, interesuję się onkologią - dodała Kath, wstając zza stołu. - Nie byłoby dla niej szans nawet pół roku temu - zakończyła trudny temat i opuściła lokal.
Caroline i Klaus spojrzeli po sobie, zagubieni.
Oboje doskonale wiedzieli, że Katherine miała rację. Nigdy nie pogodziliby się ze śmiercią Eleny, nawet gdyby mieli dziesięć lat czasu.
###
Drogi Pamiętniku!
Umieram.
Bóg w końcu się nade mną ulitował i zabiera mnie z tego okropnego świata. Zdaję sobie sprawę, iż mam niewiele czasu, mogę zacząć umierać nawet w tej minucie. Ale nie mogę, jeszcze nie. Mam wiele niedokończonych spraw.
Muszę podziękować Bonnie, Caroline, Klausowi, Mattowi, Jennie, Alaricowi.
I jeśli się uda, także Damonowi.
Tak, tak. Potwornie mnie zranił. Ale po części go rozumiem. Jest zagubiony.
To znaczy, każdy z nas czasem zabłądzi w życiu. Ale on ewidentnie nadal nie znalazł swojej ścieżki.
Skąd wiem?
Jedyny bowiem sposób na wygranie z demonami przeszłości to zmierzenie się z nimi. Uciekając tylko oddalamy to, co nieuniknione.
Chciałabym mu podziękować za te parę tygodni, podczas których poczułam, że żyję. Mam nadzieję, że przyjedzie.
Jestem teraz zmęczona.
Cierpię, nie ukrywam. Ale Katherine mówi, że to dobrze, bo to znaczy, że jeszcze żyję i mam czas.
Znamy się naprawdę niedługo, ale świetnie się rozumiemy. Kath bywa okropna, ale to moja siostra. Naprawdę ją kocham.
Co do Isobel... dobra z niej kobieta, lecz chyba nie mogę nazwać ją matką. Po prostu minęło zbyt mało czasu jak dla nas.
Jest mi przykro, kiedy widzę, jak dziewczyny płaczą przy mnie, dlatego kazuję im wychodzić. Ale jeszcze gorzej, gdy widzę, jak niewiele czasu zostało Caroline do porodu.
Chciałabym zobaczyć jej dziecko. Chciałabym je nosić na rękach i rozpieszczać.
Ale nie będę mogła.
Boję się. Boję się śmierci, nie wiem, czego mam się spodziewać.
Ale cały czas wierzę, że Tam będzie lepiej, że w końcu będę całkowicie i niezaprzeczalnie szczęśliwa.
###
- Wy sobie robicie ze mnie jaja, specjalnie, za to, że wyjechałem - powtarzał historycznie Damon, stojąc w drzwiach domu Alarica i Jenny, rozmawiając z przyjacielem. - Chciałbym - westchnął Rick, przecierając twarz. Wyglądał na zmęczonego. Jego policzki pokrywał zarost, a oczy były czerwone i podkrążone.
- Elena! - zawołał Damon wgłąb domu.
- Zamknij się idioto - syknął Alaric, gromiąc bruneta spojrzeniem.
- Damon, ona serio jest chora - wtrącił Stefan drżącym głosem. Podszedł bliżej brata i położył mu swoją dłoń na ramieniu. - Chodź, zawiozę cię do szpitala - dodał.
- Pojadę z wami, skoro już nie śpię - zdecydował się Rick, sięgnął po buty i kurtkę, ubrał się i wyszedł za braćmi.
Damon całą drogę milczał, za to Stefan starał się wykorzystać ten czas, by dowiedzieć się od Ricka szczegółów: jak wykryto u Eleny raka, oraz kiedy to się stało, a także poznał przybliżoną datę śmierci dziewczyny.
Rick wyjaśniał wszystko z nieskrywanym żalem, parę razy nawet pociągnął nosem.
- To tylko przeziębienie - mówił wtedy. A Stefan ani Damon nie podważali jego słów.
Droga do pokoju Eleny ciągnęła się jeszcze dłużej niż jazda samochodem.
Ale kiedy w końcu dotarli do odpowiedniego pomieszczenia, żaden z nich nie chciał wejść pierwszy.
- Wygląda trochę inaczej - ostrzegł cicho Alaric. Stefan skinął głową, a Damon odwrócił wzrok.
W końcu Rick sięgnął dłonią metalowej klamki i nacisnął ją lekko. Białe drzwi uchyliły się ze skrzypieniem. Mężczyźni zajrzeli do pokoju.
Łóżko było puste, biała pościel równiutko ułożona, a na szafę cze nie było nic.
- Może ją przenieśli - jęknął Stefan.
- Albo to nie ten pokój? - spytał z nadzieją Damon.
Alaric pokręcił głową.
- Żadna opcja nie wchodzi w grę, chyba, że Isobel ją zabrała - odparł chłodno Rick. Ale coś w gardle mężczyzny zaczęło rosnąć i jednocześnie blokować przepływ powietrza. U Damona było odwrotnie - zaczął on oddychać szybko i nerwowo.
- Oby - powiedział Stefan. - Na pewno - dodał głośniej, próbując się uśmiechnąć.
Ale nagle obok nich pojawiła się Katherine, z dużym opakowaniem jakichś ciastek i laptopem. Przystanęła przy mężczyznach i spojrzała wgłąb pokoju. Komputer spadł z hukiem na posadzkę, a Katherine otworzyła szeroko usta i spojrzała z paniką na Alarica.
- Gdzie jest Elena!? - załkała.
###
Hejoo :D
No to... co jest z Eleną? :0
Możliwe że już nie żyje xd możliwe, że żyje. Lol
Kocham Was, Wasze supermotywujące komentarze...
Jednak widzę, że naprawdę dużo osób czyta Oddech i nie komentuje :( jest tu około 50 osób DZIENNIE a 6-8 komentarzy... jest mi trochę przykro. Jeśli czytasz - daj buźke, cokolwiek. Tym bardziej, że jeszcze jeden rozdział i epilog :)
Xxx